wtorek, 31 grudnia 2019

Carolina Setterwall "Bądźmy dobrej myśli"


Carolina Setterwall, Bądźmy dobrej myśli, tł. Maciej Muszalski, Poznań „Zysk i S-ka” 2019
„Bądźmy dobrej myśli” – to zdanie często wypowiadamy, kiedy wiemy, że coś może pójść nie tak, że nasz los może zakończyć się dużo za szybko, że nasza zwyczajna codzienność rozpadnie się na kawałki wystawiając nasze siły na próbę. I tak właśnie jest w książce Caroliny Setterwall. Pochłonięta przez trudne początki rodzicielstwa, zmęczona codziennością Carolina dostaje od partnera maila, z hasłem i ważnymi dokumentami na wypadek jego śmierci. Całość podsumowuje zdanie: „Bądźmy dobrej myśli!”, co wywołuje w bohaterce niepokój, ale dość szybko przechodzi do zwyczajnej codzienności pełnej przepychanek w związku, walki o uwagę i zajęcie się dzieckiem, matczynej szarzyzny, którą po kilku miesiącach kończy drastyczny poranek: znalezienie ukochanego Aksela martwego w łóżku. Powalona zaskakującym zgonem młoda matka czuje się zagubiona. Śmierć, związane ze wspomnieniami przechodzenie przez kolejne fazy żałoby i szukanie swojej nowej drogi – wokół tych elementów toczy się akcja autobiograficznej książki.
Główny temat sprawia, że jest to lektura trudna. Dla mnie tym trudniejsza, że Aksel, którego wspomina Carolina to osoba nieneurotypowa. Wysokofunkcjonujący młody mężczyzna z niezdiagnozowanym zespołem Aspergera (przynajmniej wszystkie jego zachowania na to wskazują, a autorka nie wspomina o tym). „Bądźmy dobrej myśli” to przeplatająca się przeszłość i teraźniejszość. Dowiadujemy się, w jaki sposób bohaterka poznała ojca swojego syna, jak przecierała kolejne szlaki w jego pełnym niezrozumiałych dla otoczenia zachowań, jak otwierała go na kolejne decyzje pogłębienia relacji. Równocześnie widzimy, w jaki sposób Caroline próbuje sobie poradzić ze stratą bliskiej osoby, jak godzi zajmowanie się dzieckiem z koniecznością utrzymania rodziny. Widzimy świat przez pryzmat odczuć Caroliny, a nie ma tu zbyt wiele powodów do radości, bo każdy krok (zarówno ten w przeszłości, jak i teraźniejszości) okupiony jest wielkim wysiłkiem.
„Bądźmy dobrej myśli” to niezwykle klimatyczna opowieść. Niestety emocje, które będą nam towarzyszyć w czasie lektury to wielka nostalgia za tym, co minęło, za tymi, którzy odeszli. Będzie to szukanie siebie w teraźniejszości bez bliskich. Spojrzenie na świat przez pryzmat żałoby i braków. Emocje są tu przekazane bardzo przekonująco i to sprawia, że czytelnik ulega im, przerabia własne straty. Nie jest to książka łatwa i przyjemna, ponieważ jej tematyka jest zbyt poważna i trudna na rozweselanie czytelnika.
To była moje druga żałobna lektura w tym roku. Pierwsza, „Bez dziadka” Joanny Janoszko, była nieco innym typem lektury. Miałam tam do czynienia z obrazem odchodzenia człowieka, jego gubieniem się w świecie przeplatanym ze wspomnieniami z dzieciństwa. Była to opowieść o naturalnej kolei życia, więc bardziej do zaakceptowania. W „Bądźmy dobrej myśli” śmierć zaskakuje młodych ludzi mających małe dziecko, które potrzebuje obojga rodziców, a nie tylko matki. To właśnie sprawia, że ta opowieść staje się tak bardzo smutna.



Katarzyna Janus "Nigdy nie jest za późno"


Katarzyna Janus, Nigdy nie jest za późno, Gdynia „Novae Res” 2016
„Dopóki jesteśmy zakochane, tolerujemy wszystkie ich wady i zawsze potrafimy ich wytłumaczyć. Gorzej, jak chemia trochę osłabnie, opadną z oczu zasłony, widzimy wtedy zupełnie kogoś innego. I nadal, naiwnie, ich kochamy”.
Samotne wakacje nad morzem? To musi skończyć się zakochaniem! – tak sobie pomyślałam i się nie myliłam. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawia się tajemniczy przystojny Maks, który z jednej strony chce unikać Zuzanny, a z drugiej wszystkie siły go do niej pchają. Łączy ich to, że oboje mają na swoim koncie wcześniejsze małżeństwa. Oboje wyszli z nich w różnym stopniu pokiereszowani i oboje unikają już poważniejszych związków, a jednocześnie marzą o kimś bliskim, kochającym. Czy można jednak odmówić miłości i to tej od pierwszego wejrzenia? Czy da się przejść obok cudzej przeszłości i tajemnic ot tak bez wahania? Na pewno nie. Wydawałoby się, że od poznania, spędzenia kilku miłych chwil dzieli bohaterów do bycia ze sobą malutki krok. Zwłaszcza, że obojgu serce zabiło szybciej. Życie jednak nie jest takie proste i postawi całe mnóstwo przeszkód, a bohaterzy całkiem po ludzku polecą do nich jak muchy do lepów lub ćmy do ognia. Czy uda im się wyjść cało z błędnych wyborów? Jaką cenę przyjdzie im zapłacić? O tym musicie przekonać się sami.
Katarzyna Janus kilka lat temu oddała w ręce czytelników powieść bliską sposobowi prowadzenia akcji przez Joanne Chmielewską (o której zresztą wspomina na kartach swojej książki). Mamy tu wątek miłosny przeplatany z kryminalnym. Ilość niebezpiecznych wydarzeń sprawia, że trup powinien słać się gęsto. I prawie tak się staje.
Zuzanna Maj (45-letnia lekarka) to ciepła i jednocześnie silna osobowość, dzięki czemu przeszłość pozostawiła za sobą i stara się czerpać jak najwięcej z życia. Rozwód był bolesnym przeżyciem, ale czy trzeba do tamtej porażki wracać? Dwójka dzieci i praca skutecznie zapełniały jej grafik i sprawiały, że nie było czasu na myślenie o sobie i swoich dylematach. Aż nagle przyszła samodzielność pociech. Zuza jednak jest jedną z tych mądrych matek, które wiedzą, że dzieciom pozwala się na samodzielność, a jeśli popełnią błędy to pędzi na ratunek rzucając wszystko. Oczywiście marzy też o kimś, z kim będzie mogła się zestarzeć albo chociaż spędzić miłe chwile. To sprawia, że uważniej obserwuje męskie otoczenie i czasami ma wrażenie, że niektórzy mężczyźni myślą o niej poważniej, ale szybko wypiera te myśli. Zwłaszcza, że nie ma żadnych dowodów na zainteresowanie poza dziwnym zachowaniem płci przeciwnej.
Maksymilian Weber to mężczyzna kryjący w sobie wiele tajemnic. Rozwód przed kilkoma laty całkowicie go pokiereszował. Nadal jest pod urokiem byłej żony, ale wydaje mu się, że ją nienawidzi. Do czasu, kiedy ta zjawi się na jego horyzoncie. Wówczas po męsku doznaje otępienia mózgu i leci na złamanie karku w nadziei, że tym razem im się uda. Na nic stare powiedzenia filozofów, że dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzimy, bo nadzieja potrafi naprawdę bardzo ogłupić. Zwłaszcza, kiedy wiąże się ona z cieszeniem się ciałem niesamowicie pięknej kobiety. I gdzie w tym podejściu jest miejsce na taką kobietę jak Zuzanna, czyli przeciętną szarą myszkę?
Katarzyna Janus co krok kładzie swoim bohaterom kłody pod nogi. Sielankowe wakacje szybko przestają być sielankowe, wzdychający do bohaterki kolega z pracy szybko okaże się wzdychającym do „jakiejś kobiety”. A czy Zuza też nie jest kobietą? Poznany na wakacjach Maks nie da znaku życia? A w drugą stronę: poznana na wakacjach Zuza zniknie bez słowa. Jak to niedomówienia potrafią komplikować ludziom życie. Rozczarowanej Zuzie los rzuca pod nogi możliwość pracy na malowniczej wyspie Föhr i właśnie ten wyjazd przewraca wszystkim bohaterom powieści życie do góry nogami.
„Nigdy nie jest za późno” to bardzo optymistyczna, pełna humoru, ale też i nadziei na szczęście książka z dość zaskakującym zakończeniem. Jedno w tej opowieści jest pewne: nigdy nie jest za późno na szczęście i naprawienie własnych błędów, zawsze można zacząć wszystko od nowa z bagażem wiedzy o tym, jakich błędów unikać.
Katarzyna Janus w swojej powieści zabiera nas na malowniczą wyspę Föhr. Mamy okazję poznać wspaniałe zabytki, poznać historię ciekawych miejsc, zwyczaje ludzi. Widać tu solidne przygotowanie, dużą wiedzę. Nie są to opisy, które powstałyby po przeczytaniu przewodników, ale relacje osoby, która była, widziała, doświadczyła i pragnie podzielić się tymi doświadczeniami z czytelnikami. Do tego solidne przygotowanie medyczne (w końcu pisarka jest lekarzem). To wszystko sprawia, że akcja tocząca się na jednej z fryzyjskich wysp na Morzu Północnym sprawia wrażenie realistycznej. Razem z bohaterami możemy podziwiać nietypową architekturę, obserwować odpływy, wędrować ulicami, kiedy zaskakuje nas deszcz i determinują przewidywalne przypływy. Tu życie toczy się zupełnie inaczej, spokojniej. Tu ludzie nie pracują na dwa etaty, aby mieć z czego żyć tylko mają czas na pracę i swoje zainteresowania oraz dla bliskich.
„Nigdy nie jest za późno” to pierwsza z powieści Katarzyny Janus. Pisarka ma na swoim koncie jeszcze pięć książek: „Życie za życie”, „Mam na imię Walentyna”, „Światło kryje się w mroku”, „Piękni ludzie”, „Sacrum et profanum”. Wszystkie niesamowicie realistyczne, z wciągającą akcją, niesamowitymi opisami przyrody, sporą dawką wiedzy medycznej i bardzo prawdopodobnymi losami bohaterów.
Zdecydowanie polecam.
Zapraszam na stronę autorską pisarki
https://www.facebook.com/Katarzyna-Janus-strona-autorska-1977223099231997/
 

piątek, 27 grudnia 2019

Katarzyna Janus "Sacrum et profanum"

Katarzyna Janus, Sacrum et profanum, Warszawa „Białe Pióro” 2019
Pracująca nad intrygującym tematem dziennikarka zaprasza na rozmowę kolejną kobietę trudniącą się prostytucją. Kolejna wyglądająca całkiem zwyczajnie młoda kobieta dzieli się swoją historią. I tak właśnie wkraczamy w świat Agaty: biednej studentki, która z dnia na dzień ulega czarowi braku kłopotów finansowych. Pochodząca z ubogiej rodziny dziewczyna wszystko musi zdobyć własną ciężką pracą. Z tego powodu w czasie studiów pracuje. Jednak każde zajęcie zarobkowe sprawia, że ma bardzo mało czaru i energii. Jej życie prywatne ogranicza się do kontaktów ze współlokatorką. Na nic innego nie ma czasu. Nauka, nauka, praca i nauka – wokół tego ciągle toczy się jej życie. Pewnego dnia późnym wieczorem do knajpy, w której pracuje przychodzi dwóch przystojnych młodzieńców. Świetnie ubrani, pięknie pachnący, obyci, uprzejmi i majętni. Agata z jednej strony marzy o takim partnerze, jak oni, a z drugiej wie, że tacy mężczyźni nie są dostępni dla takiej szarej myszki jak ona. A może jednak?
Od jednego z nich dostaje zaproszenie na spotkanie. Po jej pracy (czyli już późno w nocy) spotykają się w knajpie, a później lądują w drogim hotelu. Przyjemnie spędzone chwile kończy zapłata z jego strony. Niby na taksówkę, ale jest to kwota, na którą dziewczyna musiałaby pracować kilka nocy jako kelnerka. Po jakimś czasie zgłasza się towarzysz jej „kochanka”, czyli drugi z przystojniaków i znowu pojawia się spore wynagrodzenie. Oszczędzającej na wszystkim Agacie rodzi się plan w głowie: a może by tak łączyć przyjemne z pożytecznym i spotykać się za pieniądze z mężczyznami, których na to stać i nie chcą związków, a potrzebują seksu? Plan szybko zostaje wcielony w życie. Pomaga jej to, że znajduje na swojej drodze odpowiednich mężczyzn: szarmanckich i majętnych, którzy wcale nie traktują jej jak prostytutkę. Oczywiście są i chwile niebezpieczne, bo praca ciałem to nie tylko życie usłane różami, ale ciągłe wystawianie się na niebezpieczeństwa. Bilans jednak jest dodatni. Do tego korzystają dwie strony: jej opiekun, który dzięki związkowi z młodą kobietą zyskuje w oczach współpracowników i ona, bo w końcu może odmienić swój trudny los i czerpać radość z życia, widzieć rzeczy, na które nie byłoby jej stać, kupować luksusowe rzeczy i mieć możliwość spokojniejszej nauki oraz znalezienia dobrej pracy w zawodzie. Kiedy na drodze Agaty staje dwóch mężczyzn (starszy i rówieśnik) wydawałoby się, że wszystko jakoś się ułoży i bohaterka w końcu zrezygnuje ze swojej profesji. W powieściach Katarzyny Janus jest jak w życiu: nic nie jest takie proste.
„Nieszczęśliwa miłość… Chyba każdy chociaż raz w życiu taką przeżył. Czy istnieje jakiś uniwersalny sposób na odkochanie się? Jakieś lekarstwo? Może przeczekać? Nie zawsze pomaga, czasem to przeczekiwanie może wydłużyć się w nieskończoność. Uwolnić się od nadmiaru emocji, wygadać się przed kimś? Tak, to daje ulgę, jednak zaledwie chwilową. Najgorsza jest ta tęsknota. Tak chciałoby się z nim być, patrzeć na niego, dotykać go, słuchać… A może należy spojrzeć na tę nieszczęśliwą miłość z innej perspektywy? Skoro nie uda się z niej wyleczyć, może należy ja oswoić? Zaakceptować, dać sobie czas… Im więcej go upłynie, tym ból będzie mniejszy, a i obiekt naszego nieszczęśliwego zakochania, jego szczegóły, zaczną powoli zacierać się w naszej pamięci. A najlepszym lekarstwem jest nowa miłość, bo to przecież niezwykle piękne i silne uczucie. Może więc warto otworzyć się na nie, na nowych ludzi, nowe znajomości?”.
Musimy jednak pamiętać, jaki jest początek powieści: wywiad z prostytutką pracującą w tym zawodzie, czyli Agata – mimo wielu zmian w jej życiu – nadal będzie trudniła się najstarszą profesją. Dlaczego skoro znalazła dwie miłości swego życia? A może los spłata jej figla i nic nie będzie proste? Co wtedy? Czy warto iść obraną drogą? A dlaczego nie skoro dostaje to wszystko, czego potrzebuje, czyli seks, poczucie bliskości, szacunek? Te pytania ciągle powracają po przeczytaniu książki „Sacrum et profanum”.
„Czasami, kiedy za czymś tęskniła, myślała o tym gorączkowo przed zaśnięciem, a wtedy to coś znów jej się śniło. I miała wtedy namiastkę tego, czego pragnęła. Bo sny są przecież odzwierciedleniem naszej duszy, naszych pragnień. Tak jakby były zadośćuczynieniem za coś, czego ten, tam na górze, poskąpił nam w realu”.
Najnowsza książka Katarzyny Janus to opowieść o tęsknotach. Każdy z bohaterów ma coś, o czym marzy, często myśli, ale życie stawia wiele przeszkód na drodze ku szczęściu i spełnieniu. Do tego każdy ma odmienne pragnienia. Jedni potrzebują bliskości, inni poczucia bezpieczeństwa, jeszcze inni chcą czuć się potrzebni, mieć pieniądze, sens w życiu, dawać siebie innym, czerpać z danego im czasu, bo ten jest okrutny: mija zbyt szybko.
„Bo czymże jest czas, jak nie tylko naszym przemijaniem? Jest tym, czego nie możemy cofnąć ani przyspieszyć, co zupełnie nie podlega naszej woli i wobec czego jesteśmy równi. Co więcej, jednakowo bezsilni. Cóż z tego, że chcielibyśmy go zignorować, udać, iż go nie dostrzegamy, że on nie istnieje. On nie pozwoli o sobie zapomnieć, zawsze da o sobie znać, łapiąc nas w swoje twarde kleszcze”.
Historia Agaty, Jana i Maurycego to opowieść o różnych wyborach, kulturze, konsekwencjach podjętych decyzji, odpowiedzialności za to, co „oswoili”. Los ciągle płata im figle i wystawia na kolejne próby, jakby starał się sprawdzić, ile są w stanie znieść oraz zmusza do zadawania sobie pytania: „Czy twoje życie musi tak wyglądać?” Powieść Katarzyny Janus to jedna z tych, które przekonują nas, że nic w naszym życiu nie dzieje się przypadkiem. Trudy życia, pracowitość i wrażenie walenia w ścianę w pogoni za lepszym jutrem przeplecione przypadkowymi, ale bardzo ważnymi do kolejnych decyzji spotkaniami. Bolesne i trudne wydarzenia mogą odmienić naszą życiową monotonię i poczucie niemożności wyjścia poza schematy, wyzwolenia z życiowej ciasnoty. W książce Katarzyny Janus te rzeczy mają wymiar namacalny: Agata pochodzi z biednej rodziny, mieszka w ciasnym pokoju w akademiku dopóki nie odmieni swojego życia, trafia na agresorów, kiedy staje się mniej czujna. Pisarka pokazuje nam niepewność jutra młodych kobiet, ich dylematy, narażenie się na niebezpieczeństwo przez to, że niektórzy nie potrafią panować nad swoją agresją i przekonuje, że wcale nie trzeba się na to godzić. Nawet, kiedy wykonuje się najstarszy zawód świata.
„Sacrum et profanum” to z jednej strony lekka, przyjemna lektura z romansem i pięknymi strojami oraz bogatymi miejscami, a z drugiej pouczająca historia o sprawach bardzo ważnych. Po raz kolejny pisarka uświadamia nas, że niepełnosprawność to wcale nie taki odległy temat, kiedy jesteśmy zdrowi i zabiegani, bo może zdarzyć się jeden wypadek lub pojawić jeden guzek czy jeden zły wynik badań, który wywróci nasze życie do góry nogami i możemy nie mieć tyle szczęścia, że wyjdziemy z niego bez uszczerbku, mogą nie pomóc nawet najdroższe i najnowocześniejsze terapie. Dzięki Katarzynie Janus odkrywamy, że nasza empatia, chęć niesienia pomocy w takich przypadkach na niesamowicie duże znaczenie, ponieważ bez życzliwych ludzi system pomocy może okazać się nie dość wystarczający nawet, kiedy mamy wystarczająco dużo pieniędzy. Czasami chory potrzebuje czegoś więcej niż przyniesienie jedzenia, posprzątanie i posiedzenie z nim. Historia Agaty, Jana i Maurycego pełna jest emocji. Wykonywana przez Agatę profesja jawi się tu jako sposób na dawanie szczęścia.
Katarzyna Janus w swojej powieści zabiera nas do malowniczej Francji. Mamy okazję poznać wspaniałe zabytki, poznać historię ciekawych miejsc. Widać tu solidne przygotowanie. Nie są to opisy, które powstałyby po przeczytaniu przewodników, ale relacje osoby, która była, widziała, doświadczyła i pragnie podzielić się tymi doświadczeniami z czytelnikami. Do tego solidne przygotowanie medyczne (w końcu pisarka jest lekarzem). Zdecydowanie polecam!