poniedziałek, 31 stycznia 2022

Agnieszka Monika Polak "Bańka mydlana"


Droga do sławy czasami bywa dość zaskakująca. Można powiedzieć, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet rozstania, separacje, straty bliskich mogą sprawić, że przypadkowo poznamy osoby ważne dla naszych dalszych działań, pozwalające nam wyjść z dołka, do którego wpadliśmy lub zostaliśmy wepchnięci, dlatego nawet w obliczu największej katastrofy życiowej nie wolno się załamywać, bo może spotka nas jeszcze coś dobrego. No, dobra, nie koniecznie może, ale na pewno mamy jeszcze szansę na dużo szczęścia, bo życie to nie tylko pasmo nieszczęść. Musimy tylko otworzyć się na ludzi i ich dobro, a zamknąć na zło. Zwykle tragedie sprawiają, że zamiast działać rozczulamy się. Może i jest to ważne, ale nie pozwala na dystans, nabrania powietrza w płuca, aby ruszyć dalej nową drogą. Do tego tkwienie w złym samopoczuciu jeszcze nikogo nie uleczyło. Czasami wystarczy wziąć się za zwykłe, proste, wyczerpujące zajęcia uwalniające od nadmiaru natrętnych myśli.
„Życie niesie ze sobą mnóstwo niespodzianek. Czasami potrafi zaskoczyć bardzo pozytywnie”.
Tak jest właśnie w przypadku wszystkich bohaterów powieści Agnieszki Moniki Polak „Bańka mydlana”, w której mamy odczucie, że świat jest niesamowicie mały, bo nici znajomości pięknie łączą się, zazębiają. Ważne, aby być otwartym na drugiego człowieka i niesione przez niego dobro. Toksycznych ludzi oczywiście należy unikać, a od kochanych, którzy pogubili się w uczuciach odpocząć, aby mogli docenić naszą obecność. W książce lubelskiej pisarki znajdziemy nachodzące na siebie historie, zaskakujące znajomości i po raz kolejny przekonamy się, że świat to mała wioska, w której od nas zależy, czy wykorzystamy szansę na postęp.
Może się wydawać, że to powieść bardzo lukrowa: dużo tu wiary w to, że los przyniesie coś dobrego lub tego, że każde zło w naszym życiu może prowadzić do dobra. Wszystko zależy od nas. Autorka bardzo umiejętnie porusza trudne tematy. Pojawia się tu zdrada, zagubienie w tożsamości, zemsta, homoseksualizm i heteroseksualizm, alkoholizm, przemoc w rodzinie, wykluczenie społeczne, ale te tematy wcale nie sprawiają, że książka staje się przybijająca. Wręcz przeciwnie, bo po burzy wychodzi tęcza. Oczywiście pod warunkiem, że ani wiek, ani płeć nie będą miały znaczenia do zawieranych przez nas znajomości, a my będziemy potrafili każdą pozytywną relację docenić, będziemy pielęgnować znajomości z życzliwymi osobami.
„W życiu ważne jest, by człowiek żył w zgodzie ze sobą. Pęd za wieloma dostępnymi dzisiaj rzeczami, stanowiskami, sławą i co tam jeszcze , moja droga, sprawia, że ludzie zatracają w sobie człowieczeństwo, stając się maszynami, ba, może nawet marionetkami”.
Akcja głównie toczy się wokół dwóch bohaterek: Moniki Bliskiej i Moniki Pliskiej. Dzieli je wiele: wiek, pozycja społeczna, miejsce jakiego się dopracowały, a mimo tego los przypadkowo je połączy. Obie w momencie, w którym będą musiały podjąć ważne decyzje związane z własnymi związkami z partnerami. Agnieszka Monika Polak pokazuje, że bez względu na wszelkie różnice jesteśmy bardzo podobni i mamy zbliżone pragnienia oraz potrzebę bliskości i miłości. Możemy być młodziutkie, naiwne, na początku życiowej drogi, uderzający w szklaną ścianę do sukcesu, ale też możemy być osobą w średnim wieku, która już te wszystkie atrakcje ma za sobą, bo szybę obeszła lub dostała młotek do zbicia jej.
„Wiedziała, że większość jednak kupuje opakowanie. To zaś musi być ładne, przyciągać wzrok, zachwycać, a w środku może być nawet bubel. W każdym razie, ja za bubla się nie uważam – skwitowała w myślach – a mimo to uległam temu hołdowaniu powierzchowności”.
„Bańka mydlana” to z jednej strony opowieść o tym, jak cudowne i piękne jest życie, ale też niesamowicie ulotne. Byle podmuch może je zniszczyć. Każde dobre wydarzenie może być nietrwale. Zwłaszcza, kiedy jest się samotnie dryfującą bańką. Co innego w grupie: wtedy i podmuchy nie groźne, bo zawsze jest się na kim wesprzeć.
Do powieści wchodzimy, kiedy Monika Bliska po wielu latach marzeń i dążeń jest już uznawaną pisarką, a jej powieści doczekały się ekranizacji, a następnie dowiemy się jak do tego doszło. Droga do sławy i pieniędzy wcale nie była usłana różami. No chyba, że stwierdzimy, że kolce kwiatów, a nie tylko płatki to też róże to wtedy była usłana nimi bardzo grubo i raniły po serce. Monika jednak wie, że kiedy jest czas emocjonalnej zawieruchy to nie ma sensu na siłę siedzieć i pisać oraz rozmyślać i się dołować tylko trzeba się wziąć z życie za bary i zacząć to zmaganie się choćby od pomalowania mieszkania, w którym przyszło nam żyć po wyprowadzce z domu. Nowe miejsce okazuje się przyciągać ludzi dobrych, takich, z którymi drogi rozeszły się w przeszłości. Inne miejsce to nie tylko nowe znajomości, ale też wyznaczanie sobie nowych celów i pomocne dłonie pozwalające to osiągnąć. Możemy to osiągnąć dzięki rozmowie i umiejętności słuchania. Właśnie ta zdolność doprowadzi do wielu rewolucji w życiu bohaterów
„Bańka mydlana” Agnieszki Moniki Polak to bardzo ciepła, dająca motywację do działania lektura. Zdecydowanie polecam!



Małgorzata Czapczyńska i Marcin Ziętkiewicz „Chcesz cukierka? Idź do Gierka”

 


PRL miała swoje uroki i to nie ze względu na politykę, bo ta dla dzieci nie była aż tak istotna. Owszem kształtowała codzienność, miała wpływ na dostęp produktów, odczucie tego, co jest luksusem, a co znajduje się na wyciągnięcie ręki. Mimo tego uważam, że większy wpływ na ówczesne dzieciństwo miało to, że nikt nie miał dostępu do technologii, z którą kontakt mamy obecnie. Relacje międzyludzkie toczyły się wokół realnych spotkań, a nie tych wirtualnych. Właśnie to sprawiało, że aktywności na świeżym powietrzu były atrakcyjne, duże znaczenie miały spotkania z rówieśnikami oraz krewnymi, a codzienność toczyła się wokół zdobywania najbliższego otoczenia i poznawania tego, co inne, nieznane. Do tego cykl dnia był nieco inny, ponieważ jedyną dziecięcą rozrywką kulturalną była dobranocka, której szczególnie zimą wyczekiwano. O tym wszystkim w kontekście wydarzeń historycznych piszą w swoich wspomnieniach autorzy książki „Chcesz cukierka? Idź do Gierka”.
Muszę przyznać, że sama publikacja mnie zaskoczyła z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że akcja dzieje się w okolicy mi znanej, bliskiej, będącej na wyciągnięcie ręki, a raczej w zasięgu kolejki wąskotorowej, którą można było dojechać do Milicza. To miasto także dla autorów jest takim większym ośrodkiem. Druga rzecz to taka, że moje dzieciństwo (mimo różnicy wieku) wyglądało bardzo podobnie, bo w tamtym czasie niewiele się zmieniało. Nawet pamiętam legendarny radiomagnetofon, do którego mama miała duży sentyment. Także towarzysząca mi muzyka była podobna i bawiące się na ulicy gromady dzieci obserwowane latem przez ludzi siedzących przed domami i komentującymi wszystko.
Autorzy pokazują tu przeciętne życie na prowincji, ale są to dwa odmienne obrazy. Z jednej strony mamy pokazane życie wiejskie, a z drugiej miejskie i to nie przez to, że było związane z miastem, ale trybem życia toczącym się wokół zawodowego życia, a nie wokół prac na polu. Ta miejskość była wynikiem nietypowego sąsiedztwa, czyli w obszarze z Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrii w Krośnicach i rodziców tam pracujących.  Małgorzata Czapczyńska zabiera nas do Bukowic, a Marcin Ziętkiewicz do Dąbrowy, wiosek położonych w powiecie milickim, w gminie Krośnice.
Autorzy wprowadzają nas w obszar doświadczeń dzieci, które żyły w specyficznych czasach na tzw. ziemiach odzyskanych. Znajdujące się na Dolnym Śląsku wioski zamieszkali przybysze ze wschodu. Kresy były obiektem westchnień dziadków, którzy bardzo długo mieli nadzieję na powrót w rodzinne strony. Młodzi byli pozbawieni tych rozterek. Żyli tu i teraz korzystając z uroków życia, jakie daje dzieciństwo. Nie było ono łatwe, ale można powiedzieć, że miało w sobie coś z sielankowości, ponieważ toczyło się wokół aktywności na świeżym powietrzu, szukania nowych pomysłów na zabawy, ćwiczenia owych umiejętności, doskonalenia sprawności fizycznej. Codzienność była wyzwaniem, ale dla dorosłych. Dzieci przyjmowały świat takim jakim był, bo innego nie znały. Zachwycały się rzeczami, których kolejne pokolenia już nie zrozumieją. Tu właśnie mamy okazję przyjrzeć się świętom państwowym i religijnym, przeżyciom kształtowanym przez kontakt ze świętościami, edukacją w prowincjonalnych szkołach, doświadczeniami poszerzania horyzontów w czasie wypraw poza obszar powiatu oraz ekscytacją kultowej dziś muzyki z czasów zmian, jakie wówczas zachodziły. Mamy dwa spojrzenia, które wzajemnie się uzupełniają, bo każdy wówczas prowadził podobną walkę z deficytami. Autorzy posługują się obrazowym językiem, przez co ich wspomnienia wydają się być dostępne na wyciągnięcie ręki. Dla mnie, jako osoby z tych okolic, ale troszkę młodszej są to obrazy bliskie, pokazujące realia, które też w pewien sposób pamiętam, bo dzieciństwo osób z lat 70 i 80 z perspektywy czasu niewiele różniło się od tego z lat 80 i 90. Znane regiony, wioski, zwiedzone w czasie wakacyjnych rowerowych wypraw wówczas nie zmieniały się tak gwałtownie jak obecnie. Nie było spektakularnych przebudów. Wszędzie była szarzyzna, bylejakość, bieda, bandy ganiających się dzieciaków i otwartość, dzięki czemu łatwo było zawrzeć nowe znajomości, bo każdy nowy był przyjmowany jak swój.
„Chcesz cukierka? Idź do Gierka” to publikacja, którą pochłania się jednym tchem. A później pozostaje niedosyt, bo tych wspomnień mogło być więcej, mogły dokładniej pokazać codzienność. Dzięki autorom stajemy się podglądaczami życia ich rodzin, przyglądamy się relacjom międzyludzkim, sposobom na przetrwanie. Zdecydowanie polecam

Małgorzata Czapczyńska
„Im jesteśmy starsi, tym bardziej nie możemy zrobić nic ponad zawarcie rozejmu z czasem i pogodzenie się z tym, że biegnie on coraz szybciej”.
„W dzieciństwie sprawy miały się zupełnie inaczej. Nie zastanawialiśmy się nad upływem czasu. Byliśmy jego właścicielami, więc celebrowaliśmy go z należytym szacunkiem”.
„Pamięć jest jedną z najbardziej niesamowitych galerii, jakie w ogóle istnieją. Przechowujemy w niej zarówno wielkie, epickie obrazy, jak i zupełnie małe obrazki, będące zapisem szczególnych – z różnego powodu – chwil naszego życia”.
„Dzieciństwo naznaczone beztroską i nieświadomością tego, co przyniesie dorosłe życie, lokuje nam w głowie obrazy wyjątkowe, bo malowane smakiem, zapachem i dotykiem”.
„W okresie PRL-u niepełnosprawni byli izolowani od społeczeństwa i tak naprawdę żyli zamknięci we własnych domach. Państwo nie martwiło się o polepszenie ich bytu czy stworzenie warunków do większej samodzielności. Kalecy (takiego określenia bardzo często wówczas używano) nie pasowali do idealnego wizerunku socjalistycznego państwa. Pojęcia takie jak podjazd czy winda dla osób niepełnosprawnych nie funkcjonowały w przestrzeni publicznej – potrzeby i oczekiwania osób z niepełnosprawnościami były spychane na margines. I to było tak normalne i oczywiste, że nikt się temu specjalnie nie dziwił”.
„Dzięki książkom mogłam być wszędzie, robić wszystko i poczuć wszystko, zapominając o zwyczajnej szarej rzeczywistości, w której żyłam”.
„Wraz z wiekiem i każdą kolejna przeczytaną książką moja wiedza, wyobraźnia i wrażliwość pęczniały niczym zanurzone w wodzie ziarenka fasoli. Zakochiwałam się w kolejnych książkach i pisarzach, a wiele z tych miłości trwa do dziś. I dziś z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w dużej mierze to właśnie książki ukształtowały moją osobowość i nadały kierunek mojemu postrzeganiu świata i ludzi”.
„Każdy wiek ma swoje prawa, przywileje i… swoje tajemnice”.
„Wszystkim nam się wydawało, że tylko dorosłość daje prawdziwą, nieograniczoną wolność. Że będąc dorosłymi, w końcu będziemy mogli robić wszystko to, na co nam tylko przyjdzie ochota, i że nikt niczego nie będzie mógł nam zabronić. Dorosłość miała nas ostatecznie wyzwolić i uskrzydlić.
Życie pokazało, jak naiwne były te nasze oczekiwania”.
„Pamięć rządzi się swoimi prawami. Jedne rzeczy pamiętamy krócej, inne dłużej, a jeszcze inne – przez całe życie”.
„Życie pokazuje, że pojawiające się w różnych sytuacjach poczucie bycia gorszym tkwi w nas bardzo, bardzo długo. Z jednej strony walczymy, zmieniamy priorytety i szukamy swojej wartości tak długo, aż ją znajdziemy i zdobędziemy pewność, że nic jej nie zagraża. Z drugiej zaczynamy rozumieć, co czują inni gnębieni z różnych powodów ludzie. Takie doświadczenia mogą nas zniszczyć, ale też dużo nauczyć. Mnie nauczyły empatii do drugiego człowieka i pomogły przyswoić jedną z najważniejszych zasad, którymi kieruję się w życiu: zanim ocenisz, spróbuj zrozumieć”.

Marcin Ziętkiewicz
„To, co wtedy dla nas było perspektywą kosmicznie odległą, dzisiaj jest zaledwie chwilą. Wspomnienie skraca czas, wyobrażenie przyszłości go wydłuża, mimo że od roku 1984 do 2022 minęło tyle samo dni, ile od roku 2022 do 1984. Mierzenie czasu, jak widać, bywa zajęciem ryzykownym”.
„Nic tu się nie zgadza, zawodzi nawet matematyka. Chociaż czas wyznaczają nam najbardziej precyzyjne urządzenia, przyszłość jest zawsze bardziej odległa od przeszłości. Z trudem przychodzi nam wyobrażenie sobie tego, co będziemy robić za miesiąc, z łatwością odtwarzamy to, co robiliśmy kilkanaście lat temu. Czas zatem materializuje się tylko w postaci wspomnień i tylko pamięć potrafi go niezdarnie uchwycić”.
„Mapy kreślone własnymi nogami na stałe zapisują się w pamięci ciała. Nie można ich zmienić czy narysować na nowo, jak map z niebieskiego atlasu. Są prawzorem świata, nienaruszalnym spadkiem po dziecięcych podróżach, nawet jeśli promień tych podróży jest bardzo niewielki.
W ciele mamy zatem te wszystkie ścieżki, w krwiobiegu drzewa, na które się wspinaliśmy, w płucach boiska do piłki nożnej, w ślinie żółte granulki glukozy, w nozdrzach róże, akacje i drewniany kościół, w oczach wielkie piersi nagiej pacjentki z Trójki. Choć wszystko pokryte warstwą nieprzenikalnego kurzu wydaje się zupełnie niedostępne, co jakiś czas objawia się niespodziewanie i podpowiada, że nie można wyjść poza granice tego świata, tak jakby w dzieciństwie pamięć zaciągała niespłacalny dług”.
„Dzieci powtarzają krwawe historie dorosłych. Wojna wrasta w wyobraźnię i dzieli ludzi na dobrych i złych. Idealnie definiuje wroga, z którym walczy się przez zaczną część życia. Fakty nie mają żadnego znaczenia: historia płynie w łodzi emocji i głęboko wnika w podświadomość”.
„Chronologiczna pamięć nie jest moją mocną stroną. Chronologiczna pamięć nie jest chyba mocną stroną nikogo, kto próbuje zobaczyć siebie w starych oknach, w dawnym domu, w przeszłości. Lata plączą się, fakty zlewają i mylą, a człowiek stoi przygnieciony prostym pytaniem: kiedy to było?”.
„Model czasu, który przypomina prowadzącą w nieskończoność linię, powstał wyłącznie na użytek publiczny. Ludzie musieli przecież porządkować fakty, w których nie brali udziału”.
„Czas prywatny wydaje się przypominać koło. To co organizuje jego rytm – zwłaszcza przy wspominaniu czasów dzieciństwa – to pory roku. Zima 1978 jest bliższa zimie 1982, a wiosna tegoż roku bliższa wiośnie o kilka lat później. Prawo pamięci zamknięte jest w cyklu powtarzających się sekwencji i – nawet jeśli to złudzenie – to uchyla się przemijaniu”.
„Czasem linearnym rządzą rozum, chłodna logika i nieubłagalne następstwo faktów. To królestwo historyków generałów i propagandzistów, którzy z kawałków starych misek, dokumentów, butów, grzebieni, pistoletów i łusek stwarzają prawdę. Czasem cyklicznym niepodzielnie władają zaś emocje. W tym państwie rządzą naiwni wrażliwcy, którzy przekonują, że co raz zobaczone, trwa w pamięci na zawsze. Nawet wtedy, kiedy w żaden sposób nie można sprawdzić dat”.
„To dość niepojęte, jaką moc mają nad nami obrazy ujrzane w dzieciństwie”.
„W prawdziwym życiu, w przeciwieństwie do mitów, nie ma „wiecznego teraz”. To, co wyłuskujemy z pamięci, jest zawsze spóźnione i nadgryzione zębem uciekającego czasu. Pewnie dlatego większość opowieści o przeszłości zaczyna się słodko, a kończy gorzko, jakby w samej materii wspomnień tkwiła trucizna, która je psuje”.
„Żyjemy przecież w wielu światach, jesteśmy wieloma historiami. Przypominamy kalejdoskop, w którym obrazy zmieniają się w zależności od ułożenia. Niewiele trzeba, żeby nasza pamięć, zupełnie nieradząca sobie z płaceniem rachunków na czas, przywołała nieistotny obraz zobaczony kilkadziesiąt lat temu i pozwoliła nam w nim choć na chwilę zamieszkać”.

Jennifer Sommersby "Prawda i iluzja"


„Klucz do dobra znajdziesz w prawdzie”.
Posiadanie niezwykłych mocy zawsze niesie z sobą jakieś brzemię – o tym przekonują nas twórczość, którą możemy zaliczyć do fantasy. Zwykle akcja toczy się wokół walki dobra ze złem, ukrywania się, dbania o to, aby inni nie odkryli naszych mocy, a kiedy w grę wchodzi długowieczność to, by nie zdemaskowali tego, bo ujawnienie prawdy zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem, wystawieniem na atak. W takich okolicznościach osoba niezwykła może czuć się osamotniona. Chyba, że ma wspaniałą rodzinę i przyjaciół, wśród których może być inna, bo każdy tu jest na pewien sposób dziwny. Tak jest właśnie w przypadku Genevieve Flannery należącą do ekipy jednego z najbardziej znanych cyrków Cinzio, ale i on jest zagrożony upadkiem. Jego losy zależą od tego, czy znajdzie sponsorów. Dopracowane widowiska w rozpadającym się namiocie nie przyciągają już takich tłumów jak dawniej. Do tego ludzie mają wiele innych rozrywek poza oglądaniem popisów trupy cyrkowej. Walka o przetrwanie jest zacięta. Albo będzie całkowity profesjonalizm albo członkowie zespołu będą mogli rozejść się w różne strony. A co z osobami, które innego życia nie znają? Pozostaje walka o „patrona”. Pokaz musi być zapięty na ostatni guzik. Do tego artyści balansują nad głowami widowni bez zabezpieczeń, a wszystko po to, aby zabawić tłum i przekonać do inwestowania środków w działalność artystów. Niestety w czasie występu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Partner Deli rozmawia z człowiekiem, którego widok przeraża kobietę. Później dochodzi do wypadku. Wygląda tak jakby artystka specjalnie się puściła, popełniła samobójstwo.
„Śmierć to największy złodziej.
Okrada nas ze zdolności do czucia i myślenia. To przez nią po miłości, poczuciu bezpieczeństwa i szczęściu zostają nam w piersi czarne dziury. Gdy w końcu wydaje się, że się zasklepiły, coś – jakiś zapach, wspomnienie, przedmiot – rozrywa je na nowo”.
Dopiero po czasie Genevieve zaczyna rozumieć, że śmierć jej matki nie była wynikiem błędu w czasie niebezpiecznych akrobacji tylko starcia z demonem, który niespodziewanie zaatakował, gdy ona szybowała nad ziemią. Dziewczyna zostaje sama z ojczymem. Musi uporać się ze śmiercią matki, przejść przez pogrzebowe obrządki, ale też uporać się z tym, co odkryje. Bohaterka uświadomi sobie, że opowiadane do poduszki baśnie to prawdziwe wydarzenia. Wprowadzanie jej w świat skarbu, walki dobra ze złem, uzdrawiających mocy i przejęcie możliwości porozumiewania się z opiekuńczymi duchami oraz konieczność walki z demonem wywrócą jej życie do góry nogami. To, czego była świadkiem z boku, kiedy tego wszystkiego doświadczała matka staje się jej osobistym doświadczeniem. Jak poradzi sobie z tym brzemieniem? Czym jest niezwykły skarb? Jakie moce daje? Dlaczego tajemniczej postaci zależy na przejęciu go? Jaka jest prawdziwa przeszłość matki? Kim jest tajemniczy duch Alicji? W jaki sposób ochronić własne dziedzictwo? Na kogo można liczyć? Te i wiele innych pytań pojawi się już na początku całej opowieści.
„Kiedy postanawiasz się nie bać, znajdujesz przyjaciół w zupełnie niespodziewanych miejscach”.
Jennifer Sommersby zabiera nas w podróż do starożytnej Mezopotamii, toczy wokół niej aurę tajemnicy oraz magii, którą można wykorzystać w zależności od intencji osoby posługującej się nią. Pierwszy tom wprowadza nas w niezwykły świat pełen tajemnic, odkrywania zagadek z przeszłości, ale też poruszy problem przemocy w tzw. dobrych rodzinach. Akcja toczy się wokół siedemnastoletniej Genevieve Flannery znającej tylko życie w cyrku, będącej świadkiem szaleństw matki i z niepokojem obserwującej jej pobyty w szpitalu psychiatrycznym, bo każde zachowanie odstające od normy musi być leczone. A co jeśli jest ono wynikiem obrony przed demonem, którego nikt nie może dostrzec?
„Wielkie umysły współczesnego społeczeństwa – Steve Jobs, Mark Zuckerberg – przyznają, że codzienne życie niesie ze sobą dużo ważniejsze decyzje niż dobór idealnej garderoby. Henry David Thoreau uważał, że ‘nasze życie rozmywa się w szczegółach. Upraszczać, upraszczać’”.
Nastolatki pracujące w cyrku to osoby niezwykłe: nie tylko pracują, ale też uczą się. Każdy wyprzedza szkolny materiał chociaż specjalnie nie przykładają się do nauki. Możliwość zdobywana wiedzy we własnym tempie, poszerzania ważnych umiejętności jest tu bardzo ważna. Każdy ma też swoje obowiązki. Genevieve Flannery jest opiekunką słoni oraz prowadzi działalność charytatywną polegającą na pomocy tym dużym zwierzętom. Autorka pokazuje, że codzienne czynności, małe gesty w dużej skali mogą prowadzić do niesamowitych zmian. I tak właśnie jest w przypadku słoni, które trafiły pod opiekę bohaterki, która wyzwoliła je z przemocy wcześniejszych właścicieli. Mająca niezwykłą moc leczenia dotykiem nastolatka chce wykorzystać swój talent i poszerzyć wiedzę na studiach weterynaryjnych. Czy przejęcie mocy po matce pozwoli jej na realizację marzeń? Jak bardzo zmieni się jej życie, kiedy w jej otoczeniu pojawi się atakujący ją Etemmu, a bohaterka przestanie być odpowiedzialna wyłącznie za własną przyszłość, ale będzie musiała zadbać o losy ludzkości?

Maja Drożdż "Przekonanie"


Życie potrafi nas nieźle zwieść. To, co nam wydaje się prawdą może być tylko iluzją. I tak właśnie jest w przypadku Kelly Adams, kobiety bardzo doświadczonej przez los, bo wcześnie straciła rodziców, musiała opiekować się nimi, kiedy byli chorzy, a do tego miała młodszą siostrę, o którą należało zadbać. Kiedy wyszła za mąż wydawałoby się, że teraz już będzie tylko lepiej. Nic z tego. Los, a raczej ludzie, ciągle będą ją doświadczać. Do tego jej własne ciało płata jej figle: nie może mieć dzieci. Na szczęście nie jest z tym sama. Ma w swoim otoczeniu grupkę wspierających przyjaciół. Regularne spotkania są dla niej prawdziwą odskocznią od trudnej codzienności.
„Czasami nie potrzebujemy niczego więcej, jak śmiechu z przyjaciółmi. To najlepsza terapia. Każdy problem, z którym się borykaliśmy, nagle stawał się mniej przytłaczający”.
Przychodzi taki czas, że po latach małżeństwa następuje kryzys. Pierwsze emocje opadają, każdy zajmuje się własnymi sprawami, nie ma już motylków w brzuchu. Więź może wyglądać inaczej: być bardziej stabilna. Niestety mąż odsuwa się od Kelly, unika jej. Nie ma już między nimi bliskości i czułości. Każdy żyje własną pracą, spotkaniami ze swoimi znajomymi, a wspólny dom staje się tylko sypialnią. Ta dziwna relacja bardzo męczy bohaterkę, ale ciągle próbuje walczyć o małżeństwo. Kiedy w mieście pojawia się Ryan, jej dawna, szkolna miłość, Kelly postanawia zmienić coś w swoim życiu. Nie chce już tkwić w małżeństwie, które tylko ją męczy. Padnięcie w ramiona mężczyzny, w którym kochała się w szkole nie jest łatwe, ponieważ jest to przyjaciel jej męża, którego zniknięcie nie rozwiązuje niczego. Wręcz przeciwnie: wywraca życie bohaterki do góry nogami i sprawia, że czuje porażkę na polu emocjonalnym. Zwłaszcza, że Ryan traktuje ją tylko jak przyjaciółkę. Co kryje się za tą grą? Dlaczego dwóch mężczyzn okłamuje Kelly?
„Nie buduj swojego życia w oparciu o życie innych, bo tylko swoje możesz kontrolować”.
„Przekonanie” to opowieść o grze pozorów, zawiści, zazdrości, chorobach, problemach w związkach. Akcja jest bardzo wolna, ale dobrze oddaje rozdarcie i zawieszenie bohaterki. Widzimy jej szamotaninę z codziennością, patrzymy na jej potrzeby i rozpad relacji między małżonkami. Pojawienie się jej dawnej miłości sprawia, że zaczyna widzieć szansę na odmianę losu. Spotkanie z jego byłą żoną jednak sprawia, że zaczyna walczyć ze swoim uczuciem.
Maja Drożdż w swojej książce porusza problem przemocy, szantażu, poświęcenia, strachu, śmierci. Z jednej strony jest to książka, która przypomina lekkie komedie romantyczne, a z drugiej, co jakiś czas pojawia się tu brutalna rzeczywistość. Życie bohaterów nie jest usłane różami i będę musieli powalczyć o swoje szczęście. Czy im się to uda? Jaką cenę można zapłacić za związek z ukochaną osobą?
Wątków jest tu naprawdę wiele, a bohaterka nie jest rozpieszczana przez los. Mimo tego mamy tu troszeczkę taką a la amerykański romans i w sumie od początku wiadomo jak ta historia się skończy. No, ale losy zakochanych to jedno, a pozostałe wątki to drugie. To one wprowadzają tu mały element zaskoczenia, zmuszają do refleksji i zachęcają do tworzenia dobrych relacji z ludźmi, otwartości, walki o siebie i bliskich, uważności.
Całą historię widzimy oczami głównej bohaterki. Poznajemy jej emocje, jesteśmy świadkami zmagania się myśli. To sprawia, że z jednej strony momentami powieść jest rozwlekła, a z drugiej buduje klimat i pomaga wczuć się w odczucia Kelly. Właśnie ten jej natłok myśli sprawia, że początkowo trudno wejść w całą historię, bo mamy całą gamę emocji związanych z rozpadem małżeństwa. Później akcja się rozkręca, a nawet są momenty grozy, napięcia. W chwilach zagrożenia widzimy bohaterkę potrafiącą szybko działać bez ciągłego analizowania cudzych gestów.
„Przekonanie” to powieść, w której romans wybija się na pierwsze miejsce, ale są też elementy sensacji, thrillera, przez co mamy szersze spojrzenie na życie bohaterów.
Bardzo, bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy polscy pisarze umieszczają akcję gdzieś za oceanem w dzielnicy domków jednorodzinnych, jakby Polska nie była wystarczająco dobrym miejscem do snucia akcji. Może ten zabieg stosowany jest po to, aby nie być zmuszonym do trzymania się faktów, ale w moim odczuciu to sprawia, że dostajemy kolejną powieść z Ameryką w tle, jakby mało było na polskim rynku miałkich romansideł, a przecież większość tych polskich powieści jest dużo lepszych. I tak jest też z „Przekonaniem” Mai Drożdż. U mnie ten amerykański krajobraz wywołał uprzedzenie do książki, ale muszę przyznać, że czytało się ją szybko, jest lekka i zmusiła mnie do paru refleksji, a to znaczy, że jest do dobra historia.



niedziela, 30 stycznia 2022

Małgorzata Czapczyńska i Marcin Ziętkiewicz „Chcesz cukierka? Idź do Gierka” -cytaty


Małgorzata Czapczyńska
„Im jesteśmy starsi, tym bardziej nie możemy zrobić nic ponad zawarcie rozejmu z czasem i pogodzenie się z tym, że biegnie on coraz szybciej”.
„W dzieciństwie sprawy miały się zupełnie inaczej. Nie zastanawialiśmy się nad upływem czasu. Byliśmy jego właścicielami, więc celebrowaliśmy go z należytym szacunkiem”.
„Pamięć jest jedną z najbardziej niesamowitych galerii, jakie w ogóle istnieją. Przechowujemy w niej zarówno wielkie, epickie obrazy, jak i zupełnie małe obrazki, będące zapisem szczególnych – z różnego powodu – chwil naszego życia”.
„Dzieciństwo naznaczone beztroską i nieświadomością tego, co przyniesie dorosłe życie, lokuje nam w głowie obrazy wyjątkowe, bo malowane smakiem, zapachem i dotykiem”.
„W okresie PRL-u niepełnosprawni byli izolowani od społeczeństwa i tak naprawdę żyli zamknięci we własnych domach. Państwo nie martwiło się o polepszenie ich bytu czy stworzenie warunków do większej samodzielności. Kalecy (takiego określenia bardzo często wówczas używano) nie pasowali do idealnego wizerunku socjalistycznego państwa. Pojęcia takie jak podjazd czy winda dla osób niepełnosprawnych nie funkcjonowały w przestrzeni publicznej – potrzeby i oczekiwania osób z niepełnosprawnościami były spychane na margines. I to było tak normalne i oczywiste, że nikt się temu specjalnie nie dziwił”.
„Dzięki książkom mogłam być wszędzie, robić wszystko i poczuć wszystko, zapominając o zwyczajnej szarej rzeczywistości, w której żyłam”.
„Wraz z wiekiem i każdą kolejna przeczytaną książką moja wiedza, wyobraźnia i wrażliwość pęczniały niczym zanurzone w wodzie ziarenka fasoli. Zakochiwałam się w kolejnych książkach i pisarzach, a wiele z tych miłości trwa do dziś. I dziś z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w dużej mierze to właśnie książki ukształtowały moją osobowość i nadały kierunek mojemu postrzeganiu świata i ludzi”.
„Każdy wiek ma swoje prawa, przywileje i… swoje tajemnice”.
„Wszystkim nam się wydawało, że tylko dorosłość daje prawdziwą, nieograniczoną wolność. Że będąc dorosłymi, w końcu będziemy mogli robić wszystko to, na co nam tylko przyjdzie ochota, i że nikt niczego nie będzie mógł nam zabronić. Dorosłość miała nas ostatecznie wyzwolić i uskrzydlić.
Życie pokazało, jak naiwne były te nasze oczekiwania”.
„Pamięć rządzi się swoimi prawami. Jedne rzeczy pamiętamy krócej, inne dłużej, a jeszcze inne – przez całe życie”.
„Życie pokazuje, że pojawiające się w różnych sytuacjach poczucie bycia gorszym tkwi w nas bardzo, bardzo długo. Z jednej strony walczymy, zmieniamy priorytety i szukamy swojej wartości tak długo, aż ją znajdziemy i zdobędziemy pewność, że nic jej nie zagraża. Z drugiej zaczynamy rozumieć, co czują inni gnębieni z różnych powodów ludzie. Takie doświadczenia mogą nas zniszczyć, ale też dużo nauczyć. Mnie nauczyły empatii do drugiego człowieka i pomogły przyswoić jedną z najważniejszych zasad, którymi kieruję się w życiu: zanim ocenisz, spróbuj zrozumieć”.

Marcin Ziętkiewicz
„To, co wtedy dla nas było perspektywą kosmicznie odległą, dzisiaj jest zaledwie chwilą. Wspomnienie skraca czas, wyobrażenie przyszłości go wydłuża, mimo że od roku 1984 do 2022 minęło tyle samo dni, ile od roku 2022 do 1984. Mierzenie czasu, jak widać, bywa zajęciem ryzykownym”.
„Nic tu się nie zgadza, zawodzi nawet matematyka. Chociaż czas wyznaczają nam najbardziej precyzyjne urządzenia, przyszłość jest zawsze bardziej odległa od przeszłości. Z trudem przychodzi nam wyobrażenie sobie tego, co będziemy robić za miesiąc, z łatwością odtwarzamy to, co robiliśmy kilkanaście lat temu. Czas zatem materializuje się tylko w postaci wspomnień i tylko pamięć potrafi go niezdarnie uchwycić”.
„Mapy kreślone własnymi nogami na stałe zapisują się w pamięci ciała. Nie można ich zmienić czy narysować na nowo, jak map z niebieskiego atlasu. Są prawzorem świata, nienaruszalnym spadkiem po dziecięcych podróżach, nawet jeśli promień tych podróży jest bardzo niewielki.
W ciele mamy zatem te wszystkie ścieżki, w krwiobiegu drzewa, na które się wspinaliśmy, w płucach boiska do piłki nożnej, w ślinie żółte granulki glukozy, w nozdrzach róże, akacje i drewniany kościół, w oczach wielkie piersi nagiej pacjentki z Trójki. Choć wszystko pokryte warstwą nieprzenikalnego kurzu wydaje się zupełnie niedostępne, co jakiś czas objawia się niespodziewanie i podpowiada, że nie można wyjść poza granice tego świata, tak jakby w dzieciństwie pamięć zaciągała niespłacalny dług”.
„Dzieci powtarzają krwawe historie dorosłych. Wojna wrasta w wyobraźnię i dzieli ludzi na dobrych i złych. Idealnie definiuje wroga, z którym walczy się przez zaczną część życia. Fakty nie mają żadnego znaczenia: historia płynie w łodzi emocji i głęboko wnika w podświadomość”.
„Chronologiczna pamięć nie jest moją mocną stroną. Chronologiczna pamięć nie jest chyba mocną stroną nikogo, kto próbuje zobaczyć siebie w starych oknach, w dawnym domu, w przeszłości. Lata plączą się, fakty zlewają i mylą, a człowiek stoi przygnieciony prostym pytaniem: kiedy to było?”.
„Model czasu, który przypomina prowadzącą w nieskończoność linię, powstał wyłącznie na użytek publiczny. Ludzie musieli przecież porządkować fakty, w których nie brali udziału”.
„Czas prywatny wydaje się przypominać koło. To co organizuje jego rytm – zwłaszcza przy wspominaniu czasów dzieciństwa – to pory roku. Zima 1978 jest bliższa zimie 1982, a wiosna tegoż roku bliższa wiośnie o kilka lat później. Prawo pamięci zamknięte jest w cyklu powtarzających się sekwencji i – nawet jeśli to złudzenie – to uchyla się przemijaniu”.
„Czasem linearnym rządzą rozum, chłodna logika i nieubłagalne następstwo faktów. To królestwo historyków generałów i propagandzistów, którzy z kawałków starych misek, dokumentów, butów, grzebieni, pistoletów i łusek stwarzają prawdę. Czasem cyklicznym niepodzielnie władają zaś emocje. W tym państwie rządzą naiwni wrażliwcy, którzy przekonują, że co raz zobaczone, trwa w pamięci na zawsze. Nawet wtedy, kiedy w żaden sposób nie można sprawdzić dat”.
„To dość niepojęte, jaką moc mają nad nami obrazy ujrzane w dzieciństwie”.
„W prawdziwym życiu, w przeciwieństwie do mitów, nie ma „wiecznego teraz”. To, co wyłuskujemy z pamięci, jest zawsze spóźnione i nadgryzione zębem uciekającego czasu. Pewnie dlatego większość opowieści o przeszłości zaczyna się słodko, a kończy gorzko, jakby w samej materii wspomnień tkwiła trucizna, która je psuje”.
„Żyjemy przecież w wielu światach, jesteśmy wieloma historiami. Przypominamy kalejdoskop, w którym obrazy zmieniają się w zależności od ułożenia. Niewiele trzeba, żeby nasza pamięć, zupełnie nieradząca sobie z płaceniem rachunków na czas, przywołała nieistotny obraz zobaczony kilkadziesiąt lat temu i pozwoliła nam w nim choć na chwilę zamieszkać”.

sobota, 29 stycznia 2022

Monika Garska "Idealnie nieidealna"


Ideały piękna atakują nas z każdej strony. Każdy chce być najlepszy, najpiękniejszy i mieć najwspanialsze życie. Do tego czuje potrzebę podzielenia się tym w mediach społecznościowych, aby uzyskać pochwałę, zdobyć obserwatorów. Kreowane w mediach obrazy, lansowane trendy sprawiają, że osoby obserwujące „gwiazdki” mogą poczuć się gorsze, brzydsze, a przecież życie to nie tylko idealne fryzury i makijaże, ale całe mnóstwo przeżyć i doświadczeń dalekich od ideału. Każdego dotyczą wzloty i upadki. Patrząc na wystylizowane i wyretuszowane zdjęcia można odnieś wrażenie, że ideał mierzy się ilością polubieni, komentarzy i obserwujących. Za piękno uchodzi idealne ciało (bez zmarszczek, cellulitu i uśmiechnięta twarz, proporcjonalna budowa).
Monika Garska przypomina, że piękne zdjęcia to iluzja, nakładki, retusz, uchwycenie najlepszej chwili i upiększanie codzienności. Pokazuje jak ważne jest przyjrzenie się sobie, poszukanie tego, co nam się podoba, zastanowienie się, co chcemy poprawić, ale nie z myślą o innych tylko o sobie i własnym szczęściu, celom, marzeniom. Autorka krok po kroku zmusi nas do refleksji nad codziennością.
Z jednej strony jest to poradnio pokazujący nam, że wcale nie musimy być idealne, a z drugiej pozycja motywacyjna, przybliżająca krok po kroku wychodzenie z różnych stref komfortu, otwieranie się na dążenie do spełnienia własnych marzeń, skupieniu na celach, które dla nas są ważne, zdystansowaniu do cudzego idealnego życia, bo może się okazać, że ono jest dobre, ale nie dla nas, ponieważ my mamy inne predyspozycje, inne rzeczy lubimy robić, coś innego osiągnąć. I właśnie na nich musimy się skupić, na doskonaleniu siebie, dążeniu do lepszej wersji siebie, przy czym nie musi to koniecznie być związane z wyglądem. Ważne, abyśmy czuły się ze sobą dobrze.
Nie zabrakło tu też miejsca ważnej sprawie: relacjom z innymi ludźmi. Autorka pokazuje nam jakich osób unikać, jaką być, aby nie zatruwać innym życie tylko budować dobre relacje. Ważna jest tu życzliwość i asertywność, umiejętność mówienia o tym, co nam przeszkadza. Do tego pokazuje, w jaki sposób zmienić postępowanie wobec siebie, jak być bardziej życzliwą i nauczyć się cieszyć z własnych sukcesów, przyjmować komplementy.
Publikacja przemyślana i stopniowo omawiające różne aspekty naszego życia, pokazująca, że ważne jest to, abyśmy same znalazły cele zamiast dążyć do cudzych ideałów i na nich się skupiać. Bardzo przyjemna lektura, która – jeśli zastosujemy wskazówki autorki – będzie jak rozmowa z dobrą, szczerą, ale też wrażliwą przyjaciółką, której na nas zależy i zaakceptuje nas takie jak jesteśmy, ale też zachęci do zrobienia coś z własnym życiem, jeśli jakiś jego aspekt nam przeszkadza.
„Same odbieramy sobie szczęście, oglądając codziennie idealne profile. Nie ma tam miejsca na rozmyty makijaż, niezdrowe jedzenie, lenistwo, bezrobocie, ubóstwo, samotność, depresję i, broń Boże, cellulit (tak, on jeszcze istnieje, chociaż nie zobaczycie go raczej na Instagramie)”.
„Rodzice często nieświadomie chronią nas przed światem, bo nie chcą, byśmy ponieśli porażkę. Chcą otulić nas parasolem ochronnym, by nic złego nam się nie przytrafiło”.
„Życie to nie film z pięknym zakończeniem, chociaż z pewnością fajnie byłoby być częścią naszej ulubionej bajki. Zawsze są lepsze i gorsze chwile, inaczej byłoby po prostu nudno. Nie można oczekiwać, że wszystko będzie jak w bajce, ale ważne jest, żeby znaleźć swój własny sposób na szczęście”.
„To, co dla kogoś jest spełnieniem, dla Ciebie może okazać się po prostu przystankiem. Nie zapomnij o tym”.
„Kobieta, która kocha siebie i akceptuje swój wygląd, jest szczęśliwsza. Nie chodzi tutaj o to, abyśmy wszystkie nosiły rozmiar S, miały idealny uśmiech i perfekcyjną fryzurę. W końcu każda z nas jest inna i możemy różnie postrzegać piękno. Żaden sposób nie jest lepszy ani gorszy”.
„Zawsze dostajemy od życia szansę na zmianę, musimy tylko ją wykorzystać. Są osoby, które nie są na to gotowe i będą miały za dużo wymówek, by opuścić swoją strefę komfortu (chociaż ich życie w danym momencie może odbiegać od komfortowego). Inni chcą zawalczyć po prostu o siebie i nie boją się zaryzykować opuszczenia tej strefy. Przy odpowiednim nakładzie pracy prędzej czy później osiągną swoje cele”.
„Prawda jest taka, że lubimy tkwić w swojej strefie komfortu. Nie bez powodu została tak nazwana. To, co nieznane, przeraża nas i sprawia, że w naszych głowach wątpliwości pojawiają się już na starcie. Z wiekiem beztroskie podejmowanie decyzji zamieniamy na analizy i spekulacje. Jeżeli jednak chcemy się rozwijać, musimy spodziewać się , że w którymś momencie przyjdzie nam wyjść z tej strefy po to, by dojść tam, gdzie dotychczasowa droga nie ma szans nas doprowadzić”.
„Coś ci nie pasuje – zamiast mówić ciągle o tym, jak masz źle, zaczynasz szukać rozwiązań, by to poprawić. Kto, jeśli nie Ty, będzie wiedział, co jest dla Ciebie najlepsze i jak powinnaś postąpić? Nikt”.
„Gdy poznasz siebie na tyle, że zrozumiesz, co sprawia, że jesteś szczęśliwa, będziesz mogła wyciągnąć po to ręce i czerpać z życia pełnymi garściami. Musisz tylko zrobić pierwszy krok – zacząć po prostu chcieć być lepszą wersją siebie – dla siebie”.
„Jeżeli stale chodzisz zmęczona, biegniesz przez życie niczym Forrest Gump i nie masz czasu na moment zatrzymać się, by złapać oddech, to z pewnością, kiedyś odbije się to na Twoim zdrowiu. To tak jak z bateriami – zużywają się jeżeli nie będziemy ich ładować, będą po prostu bezużyteczne”.
„Tylko od nas zależy, jak chcemy pokierować swoim życiem. Czy mamy odwagę realizować pomysły, które rodzą nam się w głowie, bez oglądania się na opinie innych ludzi”.
„Lepiej tkwić w beznadziejnej relacji, w której nie jest się szczęśliwą niż być samą – taki wzorzec wbija nam do głowy otoczenie. Prawda jest taka, że na świecie jest wystarczająco dużo ludzi. Nie trzeba decydować się na relację, która sprawia, że zamiast życia mamy wegetację lub piekło. Ludzie zawsze będą komentować nasze wybory, ale to nie oni przeżywają nasze życie i to nie oni będą spędzać czas z wybraną przez nas osobą. To nam ma być dobrze!”.
„Szkoda, że nie uczy się kobiet, że to nie od posiadania dzieci zależy ich szczęście. Nie mówi się, że nie każdy stworzony jest do tej roli i nie każdy musi się jej podejmować. Wszystkie powinnyśmy wiedzieć, że decyzja należy do nas i nie mamy prawa komentować decyzji innych kobiet. Każda w końcu ma swoją historię i swoją drogę do przejścia”.
„To przykre, gdy same sobie wbijamy szpilki i sabotujemy swoje sukcesy. Robimy to zupełnie nieświadomie, słuchając tej małej jędzy, która po cichu przejmuje kontrolę nad naszym życiem”.
„Pamiętaj, że w życiu nie wszystko musi być idealnie, żeby było dobrze”.
„Często niestety porażki sprawiają, że nie podejmujemy już kolejnej próby i same skazujemy się na życie, które nam nie odpowiada”.
„Życie to nie droga na skróty do szczęścia – to droga przez doliny i góry. Nie wszędzie będzie pięknie i kolorowo. Strach przed burzą nie może sprawić, że całe życie spędzimy w domu”.
„Fałszywych koleżanek jest niestety bardzo dużo i wierz mi, to są po prostu wredne zakompleksione baby – z pewnością nie chcesz być jedną z nich”.




Ryszard Lenc "W cieniu Golgoty" - cytaty

 


„Życie staje się doskonałe dopiero w cieniu śmierci”.
„Nie, potrząsnął głową, smutek nie jest godny mędrca. Smutek jest ściśle negatywny, nie można go zracjonalizować”.
„Rzecz na tym polega, byś się nie przywiązywał do życia i w każdej chwili był gotów ze wszystkiego zrezygnować. Z bogactwa i biedy”.
„My filozofowie jesteśmy jak pszczoły, tylko do uli trafić nie umiemy”.
„Niektórym tak się układa, że na ich drodze tylko kamienie i ciernie. Są jak namiot na pustyni, w którym poluzowano liny”.
„Ostatnie zdarzenia uświadomiły mu, że stajemy się szlachetni, gdy jesteśmy chorzy. Wtedy pamiętamy, że istnieją bogowie, pamiętamy, że jesteśmy ludźmi. Teraz sam siebie nie bardzo poznawał. Dostrzegał więcej uroków życia”.
„Nowe idee potrzebują odpowiedniej chwili, inaczej kurczą się, więdną i są wyrzucane na śmietnik”.

Maja Drożdż "Przekonanie"-cytaty

 


„Czasami nie potrzebujemy niczego więcej, jak śmiechu z przyjaciółmi. To najlepsza terapia. Każdy problem, z którym się borykaliśmy, nagle stawał się mniej przytłaczający”.
„Nie buduj swojego życia w oparciu o życie innych, bo tylko swoje możesz kontrolować”.

Jennifer Sommersby "Prawda i iluzja" -cytaty

 


„Śmierć to największy złodziej.
Okrada nas ze zdolności do czucia i myślenia. To przez nią po miłości, poczuciu bezpieczeństwa i szczęściu zostają nam w piersi czarne dziury. Gdy w końcu wydaje się, że się zasklepiły, coś – jakiś zapach, wspomnienie, przedmiot – rozrywa je na nowo”.
„Wielkie umysły współczesnego społeczeństwa – Steve Jobs, Mark Zuckerberg – przyznają, że codzienne życie niesie ze sobą dużo ważniejsze decyzje niż dobór idealnej garderoby. Henry David Thoreau uważał, że ‘nasze życie rozmywa się w szczegółach. Upraszczać, upraszczać’”.

Hanna Dikta "Jeżeli jesteś" -cytaty



„Łatwiej jest żyć według znanego wzorca, niż stworzyć własny”.
„Ojciec, który opuszcza dziecko, ma na takie zachowanie większe przyzwolenie społeczne, matka jest uważana niemal za zbrodniarkę”.
„Wpadła w pułapkę, w którą wpada większość kobiet, zaprogramowanych czy to przez filozofię chrześcijańską, czyniącą z kobiety zawsze bardziej służącą niż królową, czy to przez zachowania swoich matek i babć, co zresztą  sprowadzało się do tego samego, bo przecież i one skądś czerpały swoje wzorce. Tylko myślenie o innych było dobre, myślenie o sobie nazywano egoizmem. I nikogo nie obchodziło, jak wysoką cenę płacą kobiety za taką postawę”.
„Ciało nie jest stworzone do samotności, tylko żeby je pieścić i kochać”.
„Dziecko potrzebuje matki, kiedy jest malutkie, a kiedy jest dorosłe, potrzebuje pójść własną drogą. I matka musi się z tym pogodzić”.
„Miłość nie jest handlem wymiennym. To tylko filmy tak pokazują. Dwoje życiowych rozbitków odnajduje szczęście w swoich ramionach, stając się dla siebie nawzajem lekarstwem na całe zło. Czy to ma szansę powodzenia? Czy będąc w rozsypce, możemy dać cokolwiek komuś innemu? Ten scenariusz może się sprawdzić, ale na krótko, na chwilę”.
„Żeby zaistniałą miłość, najpierw trzeba sobie na to pozwolić, otworzyć furtkę. Nikt nie czuje miłości po pięciu minutach, to proces”.
„Żaden człowiek nie zasługuje na to, żeby żyć w zastępstwie kogoś innego, nawet jeśli tym kimś jest własna matka”.

Justyna Wydra "Ja matką? Ratunku!"-cytaty


„Korzyści korzyściami, ale dopiero wówczas, będąc w ciąży, uświadomiłam sobie, z jakim stresem do tej pory wiązało się moje życie erotyczne. Religia wtłacza nam do głów przekonanie, że uprawiając seks, popełniamy grzech. Niby można, bo wiadomo: ‘idźcie i rozmnażajcie się’, ale jednak pamiętajcie – wszystko ponad niewinne pocałunki jest brudne, brzydkie i prowadzi prosto do piekła”.
„Coś było w tym, że uprawianie seksu prowadzić może do piekła. Piekła niechcianej, nieplanowanej ciąży”.
„Idąc do łóżka, zawsze miałam z tyłu głowy: a co, jeśli zajdę w ciążę? Nawet jeśli są uświadomione i odpowiedzialne, trzeźwe i nienaćpane, gdy łykają antykoncepcję i dodatkowo używają gumek, mają fantastyczne orgazmy i po prostu bardzo lubią ten sport, i tak nie są wolne od tego przeklętego a co, jeśli? Piekło kobiet? Znałam to pojęcie wcześniej, kojarzyłam je dużo szerzej i w sumie odległe od siebie, jako rzeczywistość kobiet gwałconych, bitych i maltretowanych przez mężczyzn, ale w ciąży uświadomiłam sobie, że to właśnie ona – potencjalna ciąża – dla nas, młodych, zdrowych, mentalnych niematek, bywa wyobrażeniem piekła. Fakt. Czekanie na opóźniający się okres jest niczym zejście do czyśćca”.


Monika Garska "Idealnie nieidealna"- cytaty


„Same odbieramy sobie szczęście, oglądając codziennie idealne profile. Nie ma tam miejsca na rozmyty makijaż, niezdrowe jedzenie, lenistwo, bezrobocie, ubóstwo, samotność, depresję i, broń Boże, cellulit (tak, on jeszcze istnieje, chociaż nie zobaczycie go raczej na Instagramie)”.
„Rodzice często nieświadomie chronią nas przed światem, bo nie chcą, byśmy ponieśli porażkę. Chcą otulić nas parasolem ochronnym, by nic złego nam się nie przytrafiło”.
„Życie to nie film z pięknym zakończeniem, chociaż z pewnością fajnie byłoby być częścią naszej ulubionej bajki. Zawsze są lepsze i gorsze chwile, inaczej byłoby po prostu nudno. Nie można oczekiwać, że wszystko będzie jak w bajce, ale ważne jest, żeby znaleźć swój własny sposób na szczęście”.
„To, co dla kogoś jest spełnieniem, dla Ciebie może okazać się po prostu przystankiem. Nie zapomnij o tym”.
„Kobieta, która kocha siebie i akceptuje swój wygląd, jest szczęśliwsza. Nie chodzi tutaj o to, abyśmy wszystkie nosiły rozmiar S, miały idealny uśmiech i perfekcyjną fryzurę. W końcu każda z nas jest inna i możemy różnie postrzegać piękno. Żaden sposób nie jest lepszy ani gorszy”.
„Zawsze dostajemy od życia szansę na zmianę, musimy tylko ją wykorzystać. Są osoby, które nie są na to gotowe i będą miały za dużo wymówek, by opuścić swoją strefę komfortu (chociaż ich życie w danym momencie może odbiegać od komfortowego). Inni chcą zawalczyć po prostu o siebie i nie boją się zaryzykować opuszczenia tej strefy. Przy odpowiednim nakładzie pracy prędzej czy później osiągną swoje cele”.
„Prawda jest taka, że lubimy tkwić w swojej strefie komfortu. Nie bez powodu została tak nazwana. To, co nieznane, przeraża nas i sprawia, że w naszych głowach wątpliwości pojawiają się już na starcie. Z wiekiem beztroskie podejmowanie decyzji zamieniamy na analizy i spekulacje. Jeżeli jednak chcemy się rozwijać, musimy spodziewać się , że w którymś momencie przyjdzie nam wyjść z tej strefy po to, by dojść tam, gdzie dotychczasowa droga nie ma szans nas doprowadzić”.
„Coś ci nie pasuje – zamiast mówić ciągle o tym, jak masz źle, zaczynasz szukać rozwiązań, by to poprawić. Kto, jeśli nie Ty, będzie wiedział, co jest dla Ciebie najlepsze i jak powinnaś postąpić? Nikt”.
„Gdy poznasz siebie na tyle, że zrozumiesz, co sprawia, że jesteś szczęśliwa, będziesz mogła wyciągnąć po to ręce i czerpać z życia pełnymi garściami. Musisz tylko zrobić pierwszy krok – zacząć po prostu chcieć być lepszą wersją siebie – dla siebie”.
„Jeżeli stale chodzisz zmęczona, biegniesz przez życie niczym Forrest Gump i nie masz czasu na moment zatrzymać się, by złapać oddech, to z pewnością, kiedyś odbije się to na Twoim zdrowiu. To tak jak z bateriami – zużywają się jeżeli nie będziemy ich ładować, będą po prostu bezużyteczne”.
„Tylko od nas zależy, jak chcemy pokierować swoim życiem. Czy mamy odwagę realizować pomysły, które rodzą nam się w głowie, bez oglądania się na opinie innych ludzi”.
„Lepiej tkwić w beznadziejnej relacji, w której nie jest się szczęśliwą niż być samą – taki wzorzec wbija nam do głowy otoczenie. Prawda jest taka, że na świecie jest wystarczająco dużo ludzi. Nie trzeba decydować się na relację, która sprawia, że zamiast życia mamy wegetację lub piekło. Ludzie zawsze będą komentować nasze wybory, ale to nie oni przeżywają nasze życie i to nie oni będą spędzać czas z wybraną przez nas osobą. To nam ma być dobrze!”.
„Szkoda, że nie uczy się kobiet, że to nie od posiadania dzieci zależy ich szczęście. Nie mówi się, że nie każdy stworzony jest do tej roli i nie każdy musi się jej podejmować. Wszystkie powinnyśmy wiedzieć, że decyzja należy do nas i nie mamy prawa komentować decyzji innych kobiet. Każda w końcu ma swoją historię i swoją drogę do przejścia”.
„To przykre, gdy same sobie wbijamy szpilki i sabotujemy swoje sukcesy. Robimy to zupełnie nieświadomie, słuchając tej małej jędzy, która po cichu przejmuje kontrolę nad naszym życiem”.
„Pamiętaj, że w życiu nie wszystko musi być idealnie, żeby było dobrze”.
„Często niestety porażki sprawiają, że nie podejmujemy już kolejnej próby i same skazujemy się na życie, które nam nie odpowiada”.
„Życie to nie droga na skróty do szczęścia – to droga przez doliny i góry. Nie wszędzie będzie pięknie i kolorowo. Strach przed burzą nie może sprawić, że całe życie spędzimy w domu”.
„Fałszywych koleżanek jest niestety bardzo dużo i wierz mi, to są po prostu wredne zakompleksione baby – z pewnością nie chcesz być jedną z nich”.




czwartek, 27 stycznia 2022

Siri Pettersen "Bańka"

 


Bycie nastolatkiem nie jest łatwe. Zwłaszcza, kiedy ma się poczucie osamotnienia, wrażenie, że cały świat jest przeciwko nam, szkoła nam się źle kojarzy, a rodzice są uparci i nie rozumieją, że cały świat jest zły. Kine najlepiej czuje się w samotności, we własnym pokoju. Z jednej strony to jej doskwiera, a z drugiej izoluje się od znajomych. Nawet w szkole nie siedzi z najlepszymi przyjaciółkami tylko na końcu klasy. Widziany jej oczami świat jest strasznie brzydki. Bohaterka powieści Siri Pettersen sprawia wrażenie ofiary wszechstronnej przemocy. To sprawia, że jest zbuntowaną nastolatką, która każdego dnia szuka nowych wymówek, aby nie chodzić do szkoły, nie uczestniczyć w zajęciach na pływalni, czyli unikać sytuacji, w których czuje się upokorzona.
„Trzęsienie ziemi było zbyt wielkie, a bakterie zbyt małe. Kine najbardziej bała się tych wszystkich bliżej nieokreślonych rzeczy, które były pomiędzy. Rzeczy, których nie potrafiłaby wyjaśnić, bo nikt inny nie patrzył na nie w ten sam sposób co ona”.
Norweska pisarka powoli wprowadza czytelników w świat Kine. Widzimy otoczenie jej oczami i dzięki temu możemy zrozumieć powody, dla których chce unikać kontaktu z ludźmi. Odkrywamy, że jej ulubionym miejscem jest cmentarz. To tam może spędzić wiele godzin w ciszy i spokoju, z dala od żywych, którzy potrafią tylko krzywdzić. Jest to miejsce ucieczek przed porażkami, docinkami. Taka jej osobista oaza. Kolejna ucieczka z lekcji kończy się znalezieniem dziwnej szklanej kuli, w której zamiast pięknych figurek i śniegu jest brzydka szmaciana lalka i pył przypominający popiół. Zaintrygowana znaleziskiem Kine zabiera ją do domu. W chwilach rozpaczy marzy, aby móc się skryć w takiej bańce, aby już nikt nie mógł jej skrzywdzić. O dziwo jej życzenie się spełnia. Bańka staje się olbrzymia i pozwala tylko bohaterce wejść do niej. Tam chowa się przed całym złem świata i ma wszystko, co potrzebuje.
„Bańka” wprowadza nas w świat problemów nastolatków. Mamy tu przemoc fizyczną, psychiczną, presję związaną z nauką oraz kontaktami z ludźmi. Kine skupia się na wszystkim, co spotyka ją złego. Przeżywa to po kilkanaście razy. Jej spojrzenie jest jednostronne i wychwytujące tylko te negatywne rzeczy. Nie dostrzega niczego złego i to sprawia, że marzy o tym, aby już na zawsze żyć w bańce spełniającej wszystkie jej zachcianki. Wydawałoby się, że takie życie będzie idealne, wymarzone, a jednak okazuje się dla nastolatki śmiertelnie niebezpieczną pułapką. Bohaterka zwolniona z przymusu bycia z innymi, oddalona od nich zaczyna tęsknić, powoli wraca do swojego otoczenia. Bańka sprawia, że jej relacje teraz wyglądają inaczej. Czuje się chroniona przed złem świata. To w tym schronieniu odkryje, że ona też nie jest bez winy i – podobnie jak inni – krzywdzi bliskich. Bańka wystawi Kine na wielką próbę w otoczeniu własnych błędów. Czy dziewczyna ją przetrwa?
Książka Siri Pettersem uświadamia czytelnikom, że nic nie jest jednostronne. Każda opowieść ma dwie strony medalu. Jeśli złożymy je razem możemy poznać prawdę. Musimy jednak chcieć ją odkryć, bo bez tego będziemy mieli poczucie, że cały świat się na nas uwziął. Autorka zabiera nas w świat rozkapryszonej nastolatki, która z perspektywy dorosłych jest irytująca, ale zapewniam Was, że niejedna nastolatka i niejeden nastolatek utożsamią się z Kine, dla której codzienność to codzienne zmaganie się z trudnymi relacjami z otoczeniem, nienawidzącą cały świat, ciągle poszukującą sposobów na unikanie kontaktów z ludźmi. Siri Pettersen udało się uchwycić buzujące w dwunastolatce emocje, a później pokazać, że świat nie jest jednostronny i zły. Bańka to alegoria izolacji, odcięcia się. Tu nabiera form namacalnych, dostrzegalnych, przez co otoczenie próbuje jakoś dostać się do świata nastolatki. Dorosły czytelnik uświadamia sobie czego w tej relacji rodziców z Kine zabrakło. Widzimy jak swoje kontakty z nią ograniczają do wydawania rozkazów, mówienia oczekiwań. Zabrakło tu słuchania, a to sprawia, że dziewczyna coraz nie chętniej mówi o własnych odczuciach.
W „Bańce” możemy dostrzec skandynawski styl oparty na prostocie i surowości oraz mroczny klimat, pewnego rodzaju niepokój.

środa, 26 stycznia 2022

Agnieszka Stążka-Gawrysiak "Self-Regulation. Nie ma niegrzecznych dzieci"


Nauka rozumienia emocji i panowania nad tymi negatywnymi nie jest łatwym zadaniem, co sprawia, że wielu dorosłych nadal ma z nimi problem i męczy się ze swoją agresją przelewając ją na innych, a to przekłada się na złe relacje społeczne i problemy z prawem. A gdybyśmy mieli łatwy sposób do zgłębienia tych ważnych umiejętności, możliwość zapanowania nad nimi? I mamy. Wystarczy tylko nieco inna perspektywa, przyjrzenie się powodom dziecięcych złości, frustracji, zaakceptowanie ich i wyjście im naprzeciw. Ważne jest tu też obserwowanie siebie, ładowanie własnych baterii. O tym w swojej książce pisze Agnieszka Stążka-Gawrysiak.
„Self-Regulation” to przede wszystkim książka o tym jak działać, kiedy negatywne emocje przejmują kontrolę. Do tego mamy całe mnóstwo wskazówek dla rodziców, w których głównym przesłaniem jest to, że nie ma niegrzecznych dzieci. Są tylko zmęczone, głodne, znudzone, przestraszona itd. Wszystko oczywiście zależy od sytuacji i naszym zadaniem jest obserwowanie swoich pociech, tłumaczenie im, dlaczego odczuwają określone emocje i w jaki sposób mogą nad nimi panować.
W opowieściach ważne jest też ładowanie baterii przez rodziców, bo zmęczeni są mniej spostrzegawczy i stają się złymi (krzyczącymi) wzorcami. Autorka w opowieściach pokazuje dzieciom, że rodzice też mają prawo do zmęczenia, choroby. Opowieści przeplatane są wskazówkami dla rodziców, praktycznym omówieniem, pomysłami na przepracowanie huśtawek nastroju.
Publikacja powstała w oparciu o wiedzę zdobytą podczas szkoleń prowadzonych przez prof. Stuarta Shankera, który opracował prostą metodę panowania nad stresem, dostrzegania źródeł złych zachowań. Dowiadujemy się z niej, że stresory, które powodują ubytek "paliwa" (energii) wywołują napięcie: 1) biologiczne w postaci głodu, bólu, ostrego światła, hałasu, 2) emocji przez skrajności odczuć, 3) poznawcze wynikające z niezrozumienia słów, schematów obowiązujących w określonych sytuacjach, negatywnego myślenia o sobie i innych, 4) społeczne wynikające z kontaktów z nowo poznanymi osobami, przebywania w grupie, wystąpień publicznych, 5) okołospołecznych wynikających z konfliktów, bycia świadkiem przemocy lub silnych emocji innych osób.
Autorka wielokrotnie podkreśla to, że kilkuletnie dzieci mają ograniczone umiejętności samoregulacji, dlatego potrzebują wsparcia dorosłych, aby zrozumieć własne potrzeby, sposób reagowania na braki i możliwość opanowania ich, powracania do równowagi. Mamy tu piękną zasadę, która staje się coraz bardziej popularna: złe emocje są wyciszane, dziecko uczy się panowania nad nimi, a nie wyżywania, dawania upustu (badania naukowe pokazały, że takie podejście powodowało do wzrostu agresji i destrukcyjnych emocji). Autorka uświadamia czytelników, że mózg człowieka rozwija się przez całe dzieciństwo i okres nastoletni, kora przedczołowa osiąga zaś pełną dojrzałość dopiero u osoby w wieku około 25 lat i dopiero wtedy człowiek powinien posiadać rozwiniętą samokontrolę oraz umiejętność wczucia się w czyjąś perspektywę. Agnieszka Stążka-Gawrysiak daje też wskazówki, po jaką literaturę sięgnąć, aby zgłębić temat.
Najważniejsze dla dzieci są tu życiowe opowiadania, czyli historie, które są bliskie młodym słuchaczom opowieści. Każda z nich porusza inny problem i pozwala na przedyskutowanie z dzieckiem jego zachowania, ale – jak zaznacza autorka – to możliwe jest dopiero na chłodno, czyli po naładowaniu „paliwka” i gotowości na rozmowę o swoich emocjach. Dorośli mogą lepiej zrozumieć, dlaczego dzieci postępują w ten, a nie inny sposób.
Proste dziecięce przygody z powrotu z przedszkola, odwiedzin krewnych, zabaw na placu zabaw, chodzenia do przedszkola, małych i dużych wypadków wzbogacone są nielicznymi prostymi ilustracjami. Są to przede wszystkim opowieści do słuchania. Bardzo dobrze zszyte kartki oprawiono w solidną oprawę, dzięki czemu lektura jest trwała i estetyczna. Po tę książkę powinien sięgnąć każdy, a nie tylko osoby mające dzieci i borykające się z problemem ich emocji. Jest tu wiele wskazówek także dla dorosłych. Zdecydowanie polecam.








wtorek, 25 stycznia 2022

Aneta Grabowska "Przedszkole pani Matyldy"


Przedszkole to takie miejsce, w którym dzieci uczą się wielu ważnych rzeczy, nabywają cennych umiejętności, wśród których zdolność porozumiewania się, kompromisu, wyznaczania granic, dbania o swój własny czas są mają duże znaczenie. Im poświęcone są kolejne tomy z serii „Przedszkole pani Matyldy” zawierające ciekawe historie, bardzo życiowe i bliskie dzieciom przygody oraz sporo słownictwa poszerzającego słownik dzieci. Młodzi czytelnicy uczą się nazywać emocje, asertywności, empatii i komunikowania otoczeniu swoich potrzeb.
Przedszkolna grupa pani Matyldy jest nieduża. Chodzi do niej tylko ośmioro dzieci, dzięki czemu przedszkolanka ma dla nich dużo czasu, każdemu może poświęcić uwagę, nawiązać bliskie relacje, ale też dzieciom łatwiej się dogadywać, mniej jest konfliktów oraz więcej zrozumienia wśród rówieśników. Każde dziecko jest tu inne jedne lubią spódniczki, kolor różowy, inne preferują spodenki, jedne kochają lalki, inne mają swoje misie, resoraki, jedne mają sporo czasu po przedszkolu, a inne mają całkowicie zabudowany grafik, jedne lubią praktyczne prezenty, a inne takie, które są ładne lub mogą wykorzystać do ozdobienia czegoś, jedne nie zwracają uwagi na temperaturę, a inne są zmarzlakami. Każdy jest tu inny, ale też przeżywają te same emocje, uświadamiają sobie te same rzeczy. Każdy tom ma przesłanie. Czasami wyzwaniem są związki frazeologiczne, innym razem emocje lub poznawanie swoich praw. Cierpliwa i spostrzegawcza pani Matylda wszystko dzieciom tłumaczy, wprowadza rodzinną atmosferę, dzięki czemu także rodzice mogą skorzystać z jej doświadczenia.
W tomie „Zosia i złote serce” przedszkolaki miały problem ze związkami frazeologicznymi, ponieważ odczytywały je dosłownie. Przy okazji poznawania nowych zwrotów pani Matylda zabiera dzieci na wycieczkę do stadniny koni.

„Ignaś i wielkie emocje” to opowieść o pikniku rodzinnym. Takie wydarzenia zawsze wiążą się z wieloma uczuciami. Niektóre są do przewidzenia, a inne powstają z powodu frustracji, braku wpływu na możliwość zdecydowania za siebie, a czasami nadgorliwego ingerowania rodziców w relacje między dziećmi. Pani Matylda zawsze przychodzi z pomocą i każdego traktuje z szacunkiem. To dzięki niej dorośli odkryją, że nie zawsze ich pociechy muszą się dzielić swoimi rzeczami, a czasami można się podzielić czymś w ramach zabawy lub konkursu.

„Kacper i prawa dzieci” zabiera nas w świat tego, co dzieci mogą. Całą przygodę otwiera prawo do przezywania emocji. Przedszkolaki odkryją, że każdy jest inny i może nieco inaczej odczuwać różne sprawy, odmiennie na nie reagować. Do tego zrozumieją, że mają prawo do wolnego czasu, decydowania o tym, na co mają ochotę, mieć inne spojrzenie na różne sprawy, lubić inne rzeczy, dbania o własną granicę intymności.
Każdy tom to pouczająca lektura. W opowieść wpleciono słowniczek pani Matyldy pomagający poznać trudne słowa, zrozumieć zawiłe zagadnienia. Całość wzbogacona w piękne, proste ilustracje. Bardzo dobrze zszyte kartki i solidna okładka sprawiają, że lektura jest trwała i estetyczna, a do tego ma podręczny format. Niedługie rozdziały pozwolą dzieciom zgłębić kolejne ważne zagadnienia. Cała opowieść jest sielankowa z bardzo życzliwą i miłą przedszkolanką posiadającą niezwykły dar zjednywania sobie ludzi raz rozwiązywania konfliktów. Do tego do każdego podchodzi indywidualnie, dba o emocje. Bardzo podoba mi się to, że język opowieści nie jest infantylny. Mamy tu naprawdę bogate słownictwo.