sobota, 30 kwietnia 2022

Julia Quinn "Bridgertonowie. Tom 2: Ktoś mnie pokochał"


Seria Bridgertonowie to romans historyczny, czyli taki, który ubiera się w szaty z przeszłości, ale pozostawia wielkie pole do popisu dla autora, pozwala jego fantazji popłynąć i tylko przez elementy etykiety oraz wydarzeń historycznych osadzony jest w określonych czasach. Poza lekkimi nawiązaniami do historii cały schemat sprawia, że opowieść może być osadzona w jakichkolwiek realiach. Tu akurat wykorzystano epokę romantyzmu, otoczenie z popularnych romansów z epoki. Po tym rodzaju literatury też nie oczekujemy literatury wysokich lotów. To ciekawa rozrywka. Kostium z przeszłości sprawia, że nabiera ona znamion egzotyczności. Julia Quinn dobrze czuje ten gatunek. Wie, że napięcie buduje się wprowadzając w życie bohaterów zamieszanie związane z dylematami dotyczącymi wyboru ukochanej osoby. Rzucenie na szalę powinności oraz honoru sprawia, że czytelnik z jednej strony przenosi się do akcji przypominającej historie znane z książek Jane Austen, a z drugiej ma dużo współczesnych realiów. Opowieści te skutecznie podbiły serca czytelniczek. I tak jest też w przypadku przygód wykreowanych przez Julię Quinn, która dobrze włada słowem. Mamy tu bogaty język. Spotkałam się z twierdzeniem, że to taki Grey ubrany w kostium historyczny. Nic z tych rzeczy. E.L. James posługuje się naprawdę prostym językiem przypominającym pisaninę licealistki fantazjującej o poznaniu bogacza, który ją uwiedzie. Tu mamy bogatsze słownictwo i dylematy aktualne dla epoki, ale pisarka faktów historycznych się nie trzyma. Zresztą nie takie jest jej zadanie, bo romans to romans, a nie monografia naukowa.
Wydani pod pseudonimem Bridgertonowie znani są już od 20 lat. Nie do wszystkich książki dotarły, nie każdego oczarowały. Ich popularność wzrosła po ekranizacji w postaci serialu Netflixa. Razem z rosnącą ilością widzów wzrastało zainteresowanie książkami. To mi troszkę przypomniało sytuacji książki „Mary Poppins”, która stopniowo traciła popularność i ekranizacja sprawiła, że na nowo czytelnicy zainteresowali się nią i powstały nowe wydania. Tak jest i tu. Na fali tych wznowień, większej ilości tłumaczeń historia wykreowana przez Julię Quinn trafiła i do mnie. Jeśli znacie serial to mogę Was zapewnić, że w czasie lektury także będziecie dobrze się bawić, bo w kolejnych tomach akcja toczy się nieco inaczej, niektóre wątki są inne.
W pierwszym tomie, „Mój książę”, znajdziemy historię Daphne i Simona. Drugi tom zatytułowany „Ktoś mnie pokochał” zawiera opowieść o Anthonym i jego poszukiwaniach kandydatki na żonę. Najstarszy z rodu Bridgertonów po śmierci ojca nosi na sobie ciężar odpowiedzialności za bliskich. Początek XIX wieku to czasy, kiedy kobiety zależne są od ojców, mężów i braci. Nie mogą podejmować samodzielnych decyzji i nie mogą za siebie odpowiadać. Z tego powodu ten obowiązek spoczywa na najstarszym z braci. Mający szczególną więź z ojcem nastolatek bardzo przeżył utratę rodzica. Autorka serwuje nam obraz bliskości ojca z synem, wspólnego spędzania czasu, nauki, poczucia ważności i miłości. Śmierć ukochanego ojca wywraca życie chłopaka do który nogami. Do tego miał obraz rodziny kochającej się. Jego rodzice pobrali się z miłości i przez to matka po śmierci ukochanego męża rozpacza. Anthony w pewien sposób jest przekonany, że jego czeka podobny los, czyli przedwczesna śmierć. Odkłada znalezienie żony. Do tego nie zamierza żenić się z miłości, aby małżonka nie cierpiała. W jego wizji małżeństwo ma być tylko czystą formalnością, potrzebną do zapewnienia ciągłości rodu. Kiedy jego poszukiwania żony wydają się nie odnosić powodzenia poznaje przepiękną uroczą Edwinę i jej irytującą starszą „siostrę” Kate uchodzącą za stara pannę i po śmierci rodziców wychowywaną przez Mary jak jej córka, ale żyjąca w cieniu młodszej. Wdzięczność za dom i rodzinę sprawiają, że kobieta gotowa jest wydać przyrodnią siostrę za najgodniejszego mężczyznę, jaki zwróci uwagę Edwiny. Okazuje się, że jest to Anthony, który wydaje się odwzajemniać uczucia. Cieszący się złą sławą najstarszy z Bridgertonów zdaniem Kate jest ostatnim kandydatem, którego należałoby brać pod uwagę. Cała sytuacja komplikuje się, kiedy w grę zaczynają wchodzić emocje i pożądanie hulaki i starej panny.
Książki Julii Quinn cechuje lekki sposób pisania, swobodne posługiwanie się językiem, umiejętne budowanie napięcia, zwroty akcji wprowadzane w odpowiednim miejscu. Autorka doskonale wie, w jaki sposób zbudowane są romanse i wykorzystuje to snując intrygę. Znajdziemy tu humorystyczne przekomarzanki między Kate i Anthony'm i wyraźną wzajemną fascynację i jednoczesny delikatny zarys tego, w jaki sposób mężczyźni traktowali kobiety w XIX wieku.
Pisarka z wprawą podsuwa czytelnikowi rozterki bohaterów, pokazuje ich wewnętrzne obawy i zmagania bohaterów. Nim uda się im odkryć prawdziwą miłość muszą zmierzyć się z własnymi lękami i szczerze odpowiedzieć sobie, czego tak naprawdę pragną. W książce mamy całkowicie inną Kate, bardziej bliską historycznym realiom: niepewną i płaczliwą. To sprawia, że cała ta historia jest lekkim zaskoczeniem, bo oczekiwałam postaci bardziej pewnej siebie, a nie mdłej i słabej.
Opowieść – jak na romans przystało – jest dość przewidywalna, ale bardzo przyjemnie i szybko się ją czyta. Spora dawka humoru, trafnych spostrzeżeń i sporo emocji związanych z kibicowaniem parze sprawiają, że opowieść wciąga. „Brigdertonowie” to seria, która spodoba się miłośnikom romansów.




Marta Galewska-Kustra "Pucio. Historyjki obrazkowe" il. Joanna Kłos


Znowu wracam do Was z Puciem. Niedawno pisałam o książce „Pucio na wsi” Marty Galewskiej-Kustry. Niedługo pojawią się kolejne puzzle, a dziś zabieram Was w świat dziecięcych opowieści i codziennych przygód. „Pucio. Historyjki obrazkowe” to świetny materiał wspomagający koncentrację, spostrzegawczość, logiczne myślenia oraz mowę. Ta pomoc edukacyjna wspiera poszerzanie słownictwa, zachęca do ćwiczenia umiejętności opowiadania, zadawania pytań, zrozumieniu związków przyczynowo skutkowych, dostrzeganiu ciągów zdarzeń, przewidywania konsekwencji, oswojeniu się z różnymi sytuacjami społecznymi, kształtowaniu zrozumienia emocji oraz umiejętności rozwiązywania problemów przez analizowanie sytuacji na obrazkach.
W pudełku znajdziemy 36 kartonów z 12 historyjkami obrazkowymi. Każda przygoda bohaterów składa się z trzech obrazków nawiązujących do wydarzeń bliskich dzieciom. Mamy tu sprzątanie pokoju, zabawy z rodzeństwem, odbieranie paczek, spacery, zakupy, zbieranie owoców, zabawy na śniegu i deszczu. W prawym dolnym rogu kartoników każda przygoda ma inny kolor, dzięki czemu zestaw z powodzeniem można wykorzystać w stosowaniu metody Montessori, dającej dziecku więcej swobody i kładącej nacisk na samodzielne weryfikowanie poprawności rozwiązywania zadań. Tu z kolorami w rogu kartonu będzie to łatwe.
W zestawie znajduje się też instrukcja, dzięki czemu rodzice i specjaliści dostają dokładne wskazówki, w jaki sposób pracować z dzieckiem. Dowiedzą się jak ważne jest dostosowanie poziomu trudności do wieku rozwojowego dziecka. Maluchy zaczynające przygodę z mową będą potrafiły wskazać i powiedzieć nazwy przedmiotów, ale nie opowiadać, dlatego to rodzic pomaga w układaniu i opowiada, co widzi na poszczególnych kartonach. W ten sposób będzie uczył swoją pociechę na czym polega idea zabawy oraz rozbudowywał osobisty słownik dziecka, a także uczył znaczenia następowania wydarzeń po sobie.
Inną zabawą będzie nazywanie emocji, określanie wyglądu otoczenia oraz czynności wykonywanych przez bohaterów. Kolejny stopień trudności polega na ułożeniu trzech kartoników, mówieniu, co znajduje się na nich i proszeniu, aby dziecko wskazało obrazek, o którym mówimy. W kolejnym etapie przechodzimy do samodzielnej analizy dziecka: wskazujemy pierwszy obrazek i prosimy o dopasowanie kolejnych. Kiedy już nasze dziecko ma rozbudowane słownictwo i wyćwiczoną umiejętność dopasowania ciągów zdarzeń może poćwiczyć opowiadanie.
„Pucio. Historyjki obrazkowe” to jeden z tych zestawów, który daje nam duże pole do popisu i można wykorzystać ten zestaw także do nauki języków obcych, utrwalania słownictwo. Mówimy proste zdania, pokazujemy przedmioty, nazywamy emocje, a dziecko może się osłuchać i później powtarzać, aby w końcu zacząć samodzielnie opowiadać. Sytuacje z życia codziennego sprawiają, że używamy słownictwa, które nasze pociechy mogą wykorzystać na co dzień. Do tego ten zestaw sprawdzi się także w nauce tworzenia większych opowieści oraz rozwijania kreatywności. Po opanowaniu wcześniejszego etapu zgodnego z instrukcją autorki możemy zachęcić nasze pociechy, aby dobierały opowieści w pary np. Pucio z siostrą posprzątał pokój i później mógł się z nią grzecznie bawić lub Pucio z mamą poszedł na spacer, kupił marchewkę, a po drodze w parku balona lub Pucio z siostrą bawił się na śniegu i dziadek zabrał go do lasu, aby tropił zwierzęta. Z takim zestawem możliwości jest naprawdę wiele i pozostawia duże pole do popisu rodzicom oraz terapeutom.
„Pucio. Historyjki obrazkowe” dedykowane jest dla dzieci od drugiego roku życia i można go z powodzeniem wykorzystać także na etapie nauczania początkowego. Wszystko zależy od Waszej pomysłowości.












piątek, 29 kwietnia 2022

Tadeusz Borowski "Proszę państwa do gazu i inne opowiadania"

Literatura obozowa jest jedną z tych, obok których trudno przejść obojętnie. Bohaterzy (często autorzy) dzielą się swoimi doświadczeniami związanymi z pobytem w obozach koncentracyjnych lub obozami pracy przymusowej w III Rzeszy (tzw. Kacet) czy w ZSRR (tzw. Gułag). Jest to specyficzny rodzaj literatury, bo oparty na własnych doświadczeniach, przeżywanych emocjach i ubrany w formę literacką wprowadzającą nas w świat brutalny, w którym największą wartością jest własne przetrwanie i to ono napędza działania bohaterów.
Literatura obozowa po wojnie była czymś nowym, dlatego twórcy musieli wykształcić swój sposób mówienia o doświadczanym złu. Ważne w niej było dążenie do faktograficznego przedstawiania zdarzeń, eksponowania konkretów, ale trzeba pamiętać, że są to kreacje literackie, więc nie muszą przedstawiać doświadczeń autorów, mogą być opisem zdarzeń, które widzieli. Oni mogli być na nieco mniej uprzywilejowanej pozycji. W sporej ilości dzieł opisy zwykle są emocjonalne, patetyczne odwołujące się do katolickiej moralności, w której widzimy wyraźmy podział na katów i ofiary, charakteryzujące się głęboką moralnością, bohaterstwem i solidarnością. Z takim podejściem spotkamy się w książce Krystyny Żywulskiej „Przeżyłam Oświęcim”, Stanisława Pigonia „Wspominki z obozu Sachsenhausen 1939-40” i Zofii Kossak-Szczuckiej „Z otchłani”. Udowadniają one, że nawet największe zło nie może doprowadzić do degradacji wartości humanistycznych. Pokazują przemiany, jakim ulegają więźniowie, skupiają się na bohaterach wiernych przedobozowej etyce zestawiając ich z uwięzionymi, których moralność uległa degradacji przy jednoczesnym pokazaniu, że po zmianie otoczenia szybko postępują jak dawniej. Takie podejście mamy w „Innym świecie” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i „Na nieludzkiej ziemi” Józefa Czapskiego.
Inną grupą są utwory uświadamiające niszczycielski wpływ obozowych warunków na psychikę ofiar oraz zmiany ich systemu wartości. Mamy tu skupienie na zaspokajaniu potrzeb fizjologicznych, wyzbywaniu się wartości w imię przetrwania oraz nienawiść do innych ofiar. Granice między katami a pokrzywdzonymi ulegają zatarciu, bo więźniowie też uczestniczą w machinie zagłady. Znajdziemy wśród nich spryciarzy gotowych zabić i zjeść współwięźniów, donosicieli, osoby nadzorujące dostawy kolejnych więźniów. W tym ujęciu oprawcy to zaledwie funkcjonariusze państwowi, którzy z wykorzystaniem narzędzi uruchamiają zło drzemiące w więźniach. Pierwszoosobowa narracja podkreśla tragizm sytuacji. Patrzenie na świat z perspektywy więźnia-oprawcy uświadamia banalność zła. Z takim nietypowym podejściem mamy do czynienia w opowiadaniach Tadeusza Borowskiego i „Za drutami śmierci: Abrahama Kajzera.
Aresztowany w 1943 roku Tadeusz Borowski trafił do Auschwitz, a następnie do Dachau, gdzie doświadczył brutalnej machiny totalitarnej skupiającej się na zagładzie określonych narodowości. Pisarz swoje opowiadania wydawał stopniowo. Dopiero z czasem do czytelników zaczęły trafiać jako zbiory. I w sumie zawierają one całą twórczość (z wyłączeniem liryki) pisarza. Wydany przez Wydawnictwo Marginesy tom zawiera wstęp autorstwa Macieja Libicha specjalizującego się w wojennych obrazach w kulturze oraz znanego z opracowań literatury pamiętnikarskiej. Miałam okazję już kilkukrotnie czytać jego teksty w „eleWatorze”, „Zeszytach Literackich”, „Nowych Książkach”, „Przeglądzie Filozoficzno-Literackim”, „Odrze”, „Znaku”, „ha!arcie”, „Kontakcie”, „artPapierze”, „Kontencie” i „Interze–”. Zajmuje się diarystyką XX wieku, bada dzienniki Jana Józefa Szczepańskiego. Jego wstęp zawiera cenne wskazówki dla laików sięgających po tę nietypową literaturę pełną opisów zła. Wprowadzenie do świata autora opowiadań ma bardzo duże znaczenie, bo pozwala zrozumieć niektóre opisane wydarzenia.
Publikację podzielono na cztery części: pierwsza to wspomniany historyczny zarys. Pozostałe są opisem doświadczeń obozowych i okupacyjnych. W „Pożegnaniu z Marią” znajdziemy najbardziej znane utwory. Są ta opowiadania znajdujące się w kanonie lektur, czyli: "Pożegnanie z Marią", "Proszę państwa do gazu", "Śmierć powstańca", „U nas w Auschwitzu…” czy „Bitwa pod Grunwaldem”. Wchodzimy w świat nieludzkiego traktowania, poniżania, bicia, katowania słabszych, wyzyskiwania, ale też trzymania się na powierzchni przez kombinowanie i współudział w machinie totalitarnego zabijania. Jego utwory cechuje prostota, behawioralne podejście. Nie ma tu opisów emocji. Fakty są tak brutalne, że już nic więcej nie trzeba dopowiadać.
Druga część pochodzi ze zbioru „Pewien żołnierz” i zabiera nas w świat edukacji oraz sposobów przetrwania w czasie okupacji. Powstałe na bazie prac uczniów i własnych wspomnień autora są ważnym świadectwem niepozwalającym zapomnieć o okrucieństwie wojny oraz podziałach, jakie wprowadziła w społeczeństwo. Terror oraz propaganda szły w parze ze zmieniającymi się warunkami, które dzieciom trudno było zrozumieć.
Z kolei trzecia część „Kamienny świat” to obszerniejsze opowiadanie złożone z dwudziestu krótkich samodzielnych części będących urywkami rozmów, wspomnień z brutalnych chwil. Więźniowie dzielą się swoim doświadczeniem, cudzymi historiami, oceniają Niemców i bezrefleksyjnie mówią o czynionej przez siebie przemocy.
Tadeusz Borowski uświadamia czytelnikom jak wielki był podział ludzi przywożonych do obozu, jak wyglądała ich selekcja, opisuje udział innych więźniów w sprawnym selekcjonowaniu ludzi. Widzimy okrutne obrazy zabijania dzieci, posyłania kobiet do gazu z potomstwem, eksperymentowania na ludziach, ogrom prostytucji i przemocy wobec tych, którzy nie potrafili się ustawić. Przetrwanie wymagało bycia twardym i przybranie postawy drapieżnej, gotowości zabicia drugiego człowieka oraz uczestniczenia w grupowych orgiach. Jednostki słabe wyznaczano do gazu. Stajemy się świadkami walki o żywność, ale też dostajemy obrazy, które mogą zaskoczyć czytelnika: z jednej strony ciężka praca, walka z przeciekającym dachem, ocieplanie baraków, zależność warunków, w jakich żyli więźniowie od ich „majętności” w obozie. Stajemy się świadkami bezradności, syndromu Sztokholmskiego, sprawiającego, że więzień szybciej ratował Niemców niż współwięźniów, a zabite dzieci traktował jak martwe kurczaki. Obóz rządzi się własnymi prawami, w których numer określał ilość swobody i rzeczy, na które można było liczyć: lepsza praca, odzież i jedzenie, a także prawo do otrzymywania paczek. Widzimy tu nastawienie na optymalizację pracy: zarówno przy wyładunku, zapędzaniu do komór, przygotowywaniu, jak i pozbywaniu się zwłok. Praca była niemal taśmowa: jedni przy niej pracowali, a inni znajdowali się w drodze, z której wyjście było tylko kominem w postaci drażniących nos popiołów.
Jest to jedna z tych lektur, które każdy dorosły człowiek powinien przeczytać, aby odpowiednio wcześnie potrafić przeciwstawić się złu. Polecam miłośnikom literatury pokazującej brutalność wojny.



Wu Hongbin i Jam Dong "Między nami ząbkami"


Dbanie o zęby to poważna sprawa. Jak to wyjaśnić kilkulatkom i wprowadzić je w świat zdrowego żywienia? Jest na to sposób. I to całkiem przyjemny. Do tego przemycający sporą dawkę wiedzy o naszym ciele z naciskiem na uzębienie i zmiany zachodzące w nim. Wydawnictwo Harperkids wydało świetną książkę Wu Hongbina i Jama Donga „Między nami ząbkami”, dzięki której młodzi czytelnicy lepiej poznają swoje zęby i poważniej będą podchodzić do różnych zabiegów z nimi związanych.
Autorzy zabierają nas do Ząbkowic, czyli miasta pełnym zębów. Tam poznajemy rodzinę Zębickich wyprawiających na świat swojego pierwszego syna Mieczysława. Pomysł z personifikacją zębów jest świetny. Dzieci czytają tę książkę jak przygody o smokach, ale tu mamy sporą dawkę wiedzy, bo w "Między nami ząbkami" dowiadujemy się bardzo wielu ważnych, cennych i ciekawych informacji o zębach i dbaniu o nie. Dowiedzą się, w jaki sposób i kiedy wyrastają u dzieci pierwsze jedynki, a później następne zęby, które pojawiają się dopiero, gdy będą dorośli. Poznają też grupy i przynależne im role. Po kształcie zęba będą w stanie stwierdzić, który należy do określonej i co lubi przeżuwać. Zobaczą jak wygląda zębowa fabryka rozdrabniająca pokarmy, a przy okazji dowiedzą się jak ważne jest przeżuwanie pokarmów. Młodzi czytelnicy zdobędą informację na temat dawnej higieny oraz obecnych sposobów dbania o jamę ustną. Dzieci dostaną wskazówki dotyczące używanych narzędzi. Poznają pokarmy i zachowania szkodzące oraz dowiedzą się, dlaczego wizyty u dentysty są ważne. Sporo miejsca poświęcono sposobom obrony zębów. W szpitalu mogą przyjrzeć się zabiegom leczniczym oraz używanym narzędziom. Poznają ich nazwy i zastosowanie. Poza tym zajrzymy nie tylko w nasze ludzkie paszcze, ale też dowiemy się, które zwierzęta mają najwięcej zębów, jak one są zbudowane. W Ząbkowicach zęby chodzą do szkoły, ale też spędzają wolny czas na zabawie. Tu zdobywają cenną wiedzę. Każdy znajdzie ciekawą informację, którą zainteresuje dziecko. Nawet pojawi się temat dinozaurów i ciekawostka, w jaki sposób one rządziły sobie z zębami. A wszystko to w przyciągających uwagę okienkach i trójwymiarowych konstrukcjach, które oczarują młodych czytelników.
„Między nami ząbkami” ma kolorystykę przypominającą gabinety dentystyczne i jamę ustną. Proste rysunki, pokazanie tych nietypowych bohaterów w różnych sytuacjach oraz dobrze rozplanowane okienka i elementy 3d sprawią, że książka skutecznie przyciągnie uwagę dzieci. Niewielka ilość tekstu serwowana jako pojedyncze informacje sprawiają, że młody czytelnik nie nudzi się w czasie czytania, które jest wędrówką od okienka do okienka. Strony są solidne, kartonowe, a okienka tekturowe. Lektura spodoba się zarówno 2-3 letnim dzieciom, jak i tym starszym, chodzącym już do szkoły, ale unikających dbania o higienę jamy ustnej. Mamy tu świat bliski młodemu czytelnikowi: są przyjęcia, nauka, chodzenie do szkoły, leczenie, profilaktyka, obrona przed groźnymi bakteriami i zabawa w wesołym miasteczku. Dzięki tej publikacji zdobędą wiedzę oraz motywację do dbania o swoje zęby. Do tego książka oswoi młodych czytelników z zabiegami leczniczymi. Autorzy pokazują jak niesamowicie ważne są one i pozwolą dzieciom na przyjrzenie się narzędziom, zrozumienie znaczenia używania ich.












Emilia Dziubak "Rok w lesie. Puzzle progresywne"


Nie ma w naszym domu drugiej takiej publikacji, która cieszyłaby się tak wielkim powodzeniem jak „Rok w lesie” Emilii Dziubak. Ta bogata w szczegóły publikacja zabrała moją córkę w świat zwierząt, pozwoliła na odkrywanie zmian zachodzących w świecie, naukę miesięcy, pór roku i wspomagała obserwowanie otoczenia, zachęcała do wynajdywania nowych rzeczy na spacerach. Razem z tą publikacją pięknie rozwinęło się u mojej córki dostrzeganie przyczynowości oraz umiejętność wyszukiwania szczegółów, nauki nowych słów (całe bogactwo zwierząt).
W czasie zabaw troszkę brakowało mi dodatkowych pomocy, które mogłabym wykorzystać do rozwijania umiejętności językowych, wyobraźni przestrzennej, spostrzegawczości oraz koncentracji córki. Teraz po latach cała seria zawiera już tak wiele elementów, że nie trzeba będzie wspomagać się we własnoręcznie robione materiały. Mamy tu książeczki dla rocznych maluchów, dla których duża publikacja może być zbyt bogata w szczegóły. Do tego są to czytanki aktywizujące, czyli zachęcające do wykonywania różnorodnych zadań. W ten sposób będziemy ćwiczyli zrozumienie tekstu oraz wykonywali bardzo ważne ćwiczenia logopedyczne. Ponad to jest i memory ćwiczące pamięć, ale też dające możliwość pracy polegającej na dopasowaniu dwóch takich elementów. Jest też gra polegająca na wyszukiwaniu zwierząt. Mamy też puzzle dostosowane do różnych odbiorców: i tych mniejszych i większych. Dziś będzie o tych pierwszych, czyli kolejnych puzzlach progresywnych, które świetnie sprawdzą się w czasie zabaw z dopasowywaniem i wyszukiwaniem ułożonych zwierzaków w książce. Wcześniej były układanki z dziećmi. Tym razem pojedyncze zwierzaki: kruk, lis i łoś. Te trzy zwierzaki pozwalają na podsunięcie dzieciom puzzli o różnym poziomie trudności. Pracę oczywiście zaczynamy wspólnie od pokazywania na czym ona polega. Później najłatwiejsze do ułożenia zwierzę, trudniejsze i najtrudniejsze. Kiedy już radzi sobie z tym zadaniem stopniowo mieszamy zestawy. To pozwoli nam wychwycić, czy dziecko potrafi wychwycić elementy należące do różnych zwierząt. Elementów mamy w sumie 20 i dzięki temu puzzle świetnie sprawdzą się u 2 latków, z którymi zaczynamy łatwą pracę, jak i 6 latków, od których będziemy wymagać także pracy z książką, opowiadania.
Seria „Rok w lesie” to świetny materiał do terapii. Pozwala ćwiczyć spostrzegawczość, uczyć pojęć globalnych, i przemyca bardzo dużo informacji o zwierzętach. Z tą serią można bawić się na różne sposoby: pokazywać na każdej stronie zwierzęta, prosić dziecko by to robiło, śledzić losy konkretnych zwierząt przez cały rok (np. skupić się na niedźwiedziu i zobaczyć, w jaki sposób spędza czas). W dużej książce ostatnia strona zawiera labirynt, po którym dzieci muszą wodzić palcem, aby połączyć w pary zwierzęta lub przedmioty. Mniejsze czytanki zachęcą do ćwiczenia mowy, naśladowania, a puzzle, gry i memory do wyszukiwania, dopasowywania. Teraz brakuje mi już tylko pluszaków lub figurek zwierząt uszytych na wzór ilustracji Emilii Dziubak i leśnych kolorowanek.
Seria „Rok w lesie” należy do tych, z których dziecko nie wyrasta szybko, ponieważ daje szerokie pole rodzicom do rozwijania umiejętności własnych pociech. Świetnym uzupełnieniem książek są tu puzzle i różne elementy z gry pozwalające na ćwiczenie dopasowywania do ilustracji zawartych w książkach, zabawy z nimi na spacerach.
Pomoce te są doskonałym źródłem wiedzy o zachodzących wokół nas zmianach, ale nie ma tu tradycyjnego ograniczania się do zilustrowania ich „czterema drzewami” obrazujące zmiany zachodzące w ciągu roku, dlatego warto zainwestować w całą serię, bo pozwala ona przemycanie sporej dawki wiedzy i umiejętności pod pretekstem zabawy.
Planując aktywność swojej kilkunastomiesięcznej i kilkuletniej pociechy musimy pamiętać, że dopasowywanie elementów do siebie jest bardzo ważnym ćwiczeniem dla dzieci. Rozwija koncentracje, planowanie własnych działań, pobudza wyobraźnię przestrzenną i kształtuje umiejętność projektowania. Dzieci bawiące się w ten sposób między pierwszym a szóstym rokiem życia mają lepsze wyniki w szkole, a wszystko przez stymulację mózgu, wymagającą rozpoznawania kształtów, logicznego myślenia, rozwijania motoryki małej oraz percepcji ruchów. W ten sposób dziecko rozwija wyobraźnię przestrzenną mającą duży wpływ na przyszłe umiejętności matematyczne i techniczne. Przygotowuje również do nauki czytania i pisania dzięki ćwiczeniu zaangażowania i cierpliwości, umiejętności bardzo przydatnych w szkole. Do tego budujemy wiarę dziecka w umiejętność rozwijania skomplikowanych problemów, które sam może kontrolować. Oczywiście zabawa musi być dopasowana do umiejętności i wieku dziecka, czyli nie za łatwa i nie za trudna.
Zabaw z dopasowywaniem elementów jest obecnie bardzo dużo i już kilkunastomiesięczne dziecko może ćwiczyć tę umiejętność za pomocą klocków, kształtów, piłeczek, magicznych garnków, pojazdów z kształtami. Niektóre zabawki, aby zachęcić dziecko do aktywności grają i/lub świecą. To jednak może jednak prowadzić do przestymulowania i wywołać odwrotny efekt od zamierzonego: mniejsza umiejętność skoncentrowania się. Przygodę z dopasowywaniem zaczynamy od kilku elementów, np. sześciu elementów memory, które ułoży w pary lub łatwych puzzli wymagających dopasowanie 2-3 elementów.. Z czasem nasza pociecha będzie mogła bawić się coraz bardziej skomplikowanymi konstrukcjami.
Takie zabawy pozwalają ćwiczyć spostrzegawczość, zdobyć lub utrwalić wiedzę, pobudzają kreatywność dziecka, uczy koncentrację, planowanie działań, umiejętność projektowania oraz rozwijają wyobraźnię przestrzenną, a także (bardzo ważne w przypadku autyków) pomagają w nauce naśladowania, odzwierciedlania wzoru. Taka stymulacja mózgu pozwala na trening pamięci, naukę kształtów oraz logicznego myślenia oraz umiejętności chwytania małych elementów. Taka zabawa przygotowuje do nauki pisania, czytania, liczenia i prac technicznych. Ponadto układanie puzzli doskonale sprawdza się w metodach pracy z dzieckiem metodą Montessori: dziecko wykonuje i samodzielnie sprawdza wykonane zadanie. To pozwala na rozwijanie wiary w siebie, zachęca do podejmowania samodzielnych prób rozwijania nowych problemów.
Kolejnym ważnym elementem w czasie układania puzzli jest wspólna zabawa pozwalająca na dostarczenie dziecku uwagi i budowanie bliskości z rodzicami. Bawiąc się z pociechą nie tylko dbamy o relacje, ale i stajemy się dla dziecka wzorem, co przekłada się na bycie autorytetem. Do tego wspólna zabawa uczy współpracy, integruje członków rodziny i pozwala na miło spędzony czas.
Ważnym elementem w takiej zabawie jest wychodzenie naprzeciw dziecięcych zainteresowań, dostarczanie mu materiałów z ulubionymi i znanymi bohaterami oraz przemycanie wiedzy o świecie.  I tu mam dla wszystkich miłośników książki „Rok w lesie” piękne i pozwalające na ćwiczenie nowych umiejętności dodatki: puzzle i memo. Jedne i drugie można śmiało wykorzystać w zabawie w dopasowywanie.
Puzzle dla najmłodszych z serii „Rok w lesie” to zestawy pozwalający na wiele ciekawych zabaw. Jeśli nasze dziecko właśnie skończyło przygodę z dopasowaniem piłeczek i czyta z nami kolejne książeczki o bohaterach publikacji „Rok w lesie” możemy płynnie przejść do zabawy zaczynając ją od 6 elementów, czyli 3 par w przypadku puzzli „Rodzice i dzieci” i prostych układanek z zestawu „Puzzli progresywnych”. W czasie kolejnych ćwiczeń zwiększamy ilość kartonów. Dwa zestawy pozwalają na podsunięcie dziecku pomocy z jeszcze większą ilością elementów. Można je śmiało mieszać, wykorzystywać na wszelkie sposoby. Kolejny etap zabawy to szukanie konkretnych zwierząt w dużej książce, czyli tej bogatej w szczegóły. Można też pobawić się z dzieckiem w pokazywanie i opowiadanie o bohaterach, nazywanie małych i dużych zwierząt.
Podobnie można zacząć przygodę z zestawem memo. Na początku na podstawie tego zestawu uczymy dziecko dopasowywać w pary, a następnie możemy pograć zakrywając obrazki. W przypadku młodszych dzieci zabawę zaczynamy od mniejszej ilości elementów.
Zestawy te doskonale sprawdzą się również jako wsparcie logopedy. Wykorzystując puzzle i memo można dopasowywać bohaterów dwóch zestawów do siebie, słuchać odgłosów zwierząt, wskazywać, czyje to odgłosy (to musicie znaleźć sami, ale na stronach nadleśnictw sporo pomocy), a następnie uczymy się naśladować odgłosy, wymawiać nazwy zwierząt.
Uważam, że to świetne zestawy pozwalające zainteresować dzieci światem, przemycić im sporo wiedzy oraz zachęcić do mówienia. Do tego poszerzamy osobisty słownik naszych pociech. Zdecydowanie polecam!























czwartek, 28 kwietnia 2022

Wielki dyktator i jego marzenia


Wojna nasuwa wiele pytań, np. Dlaczego Putin jest takim dyktatorem i zbrodniarzem. Przede wszystkim należy spojrzeć na jego karierę zawodową. Funkcjonariusz służb specjalnych, a później szef FSB (początki w KGB, a później praca w FSB po "rozwiązaniu" KGB). Pamiętacie polskich ubeków i zło które wyrządzili? Rosjanie w takie ręce oddali rządy. To tak jakby w Polsce prezydentem został ubek, który zabił ileś ludzi i zlecił zabicie jeszcze większej ilości. Dla niego to statystyka i dobrze wykonany plan, a ten jest jeden: podporządkować sobie wszystko, co jego zdaniem jest rosyjskie. Dawno, dawno temu w czasie studiów mieszkając w jednym z akademików miałam okazję rozmawiać z sąsiadem Rosjaninem. Przyjechał do Polski, bo mógł, bo pozwalamy na wymianę studentów (i to jest dobre). Dzięki niemu poznałam grupkę innych Rosjan i Rosjanek studiujących we Wrocławiu. Zawsze trzymali się na uboczu, ale jakoś tak się stało, że ja po świętowaniu urodzin też ich zaprosiłam na takie wspólne wygibasy na korytarzu (taka typowo akademicka impreza), więc też dołączyli. Po paru kieliszkach i zakończonych tańcach impreza przeniosła się do pokoju, gdzie Polacy oczywiście tradycyjnie zaczęli temat polityki (rozmowy o polityce i historii to nasz sport narodowy). W czasie tych dyskusji dowiedziałam się, które kraje są niepoważne. Oczywiście Polska, Ukraina, Białoruś, Czechy, Słowacja, bo takie małe i nie dość, że małe to jeszcze mają głupich obywateli, którzy nie potrafią słuchać władzy. Byli zachwyceni Putinem, bo potrafił trzymać duży naród za mordę, a jak ktoś się buntował to go eliminowano.
-To po co, przyjechaliście do Polski skoro to taki niepoważny kraj z buntującymi się ludźmi?
-Polska jest nasza. Jej się tylko wydaje, że nie. Mamy prawo tu być, bo to wszystko nasze. My tu byliśmy i będziemy. Nasze wojska podbiły te ziemie.
Powiedział podbiły, a nie wyzwoliły.
Potraktowałam to jak głupie gadanie pewnych młodzieńców, którzy wówczas porzucili studia, by tworzyć proruską partię walczącą o wolność białych, heteroseksualnych mężczyzn i wykluczających wszystkich, którzy nimi nie są.
Putin realizuje plan wielkiej Rosji. Spełnia marzenie o potężnym kraju i tak się w tej wizji zagubił, że zapomniał, że dziś sukcesem nie jest ilość posiadanych ziem, ale danie wolności i motywowanie ludzi do działania, bo wolność i poczucie bezpieczeństwa sprawia, że obywatele wychodzą z własną inicjatywą, chcą tworzyć więcej, współdziałać, współpracować, zamiast walczyć ze sobą i tworzyć podziały. Każdemu totalitaryzmowi zależy na skłóceniu ludzi, bo kłócący nigdy nie zmobilizują się przeciwko władzy. Będą posłuszni byle zaszkodzić drugiej grupie.
Patrząc na logikę „My tu byliśmy” trzeba pamiętać, że oni byli też i w Berlinie. To nie jest fajna wizja, ale to może być cel szalonego dyktatora dążącego po zgarnięcia większej ilości wpływów. To jest gra stratega znającego efekt gotowanej żaby, czyli zagarniającego, co kilka lat po kawałku dawnych ziem. Tak, aby innym łatwiej owo zagarnianie było przełknąć, aby później móc tworzyć propagandę o powstańcach, że są bandytami zabijającymi biednych Rosjan. My to przecież doskonale znamy z historii. Też byliśmy tymi bandytami uciekającymi przed zsyłkami. Ponad 30 lat temu z ulgą wyzwoliliśmy się od ich rządów. Na jak długo?

Cocomelon. To lubię. Samodzielność


Uczenie samodzielności, zachęcanie do niej, wspieranie oraz pokazywanie rytmu dnia jest niesamowicie ważnym zadaniem. Warto wówczas wesprzeć się odpowiednimi lekturami pozwalającymi dzieciom rozwijanie różnych umiejętności, motywującymi do podejmowania kolejnych prób. Takie czytanki nie tylko stają się wskazówkami dla najmłodszych, ale pomogą zobrazować oczekiwania wobec dziecka. Tu z pomocą przychodzi nam ciekawa lektura wykorzystująca animowane teledyski „Cocomelon”. Znani z klipów bohaterzy pojawiają się w książkach i czasopismach adresowanych dla najmłodszych. Dzięki temu poszerzymy słownictwo dzieci, wesprzemy pozytywne skojarzenia z nauką kolejnych umiejętności.
„Samodzielność” to prosta opowieść o małym bohaterze, którzy chwali się swoimi osiągnięciami. Pokazuje, że posiadł umiejętność mycia zębów i cięgle rozwija zdolność nakładania pasty do zębów na szczoteczkę. Tłumaczy, co robi, aby skorzystać z nocnika (przerywa zabawę),dzięki czemu uświadamia młodym czytelnikom, że ta czynność jest ważniejsza. Razem z nim uczymy się dbania o higienę. Stajemy się też świadkami zmagań z ubraniami i młodzi czytelnicy dowiadują się, że warto podjąć ten trud, a czasami warto pozwolić na pomoc, aby ktoś starszy wskazał nam, w jaki sposób robić określoną rzecz. Przy samodzielnym jedzeniu zobaczymy, że ćwiczenie wymaga wielu ćwiczeń i to normalne, że na początku sobie nie radzimy z tym.  Do tego bohater pokazuje małym czytelnikom, że je brokuły i marchewkę. Pojawia się też temat zabawy i bałaganienia, a później sprzątania, bo samodzielna osoba nie wyręcza się innymi po miło spędzonym czasie. Mamy tu też obrazek dziecka samodzielnie jeżdżącego na rowerze, a na koniec mały bohater mówi, że codziennie odkrywa coś czego mógłby się nauczyć.
Lektura bardzo prosta, z ulubionym bohaterem dzieci. Do tego mamy solidne kartonowe bardzo dobrze sklejone karty, dzięki czemu młody czytelnik będzie mógł po nią sięgać bez obaw szybkiego zniszczenia. Prosta kreska, uproszczone ilustracje są jednocześnie ciepłe i słodkie. Ładnie dobrane kolory skutecznie przyciągają wzrok czytelników.
Tę książkę można z powodzeniem wykorzystać też jako wsparcie w terapii. Ma ona spory potencjał i pomaga także dzieciom, które uczą się wolniej oraz nie mają naturalnej potrzeby do poszerzania swojej samodzielności. Dzięki ilustracjom i czytance łatwiej będzie nam swoim pociechom pokazać i wytłumaczyć swojej pociesze, czego od niej oczekujemy. Lektura ta może posłużyć nam jako zwykła czytanka przerywająca czytanie i jednocześnie wspomagać momenty krytyczne, czyli takie, w których dziecko nie chce podejmować prób samodzielnego jedzenia, ubierania się, mycia i biernie czeka na zabiegi rodziców. Cocomelon udostępnia też tematyczne piosenki w internecie i razem z tą czytanką w czasie podejmowania kolejnych prób można włączyć dziecku jedną piosenkę (jedną, a nie godzinę!).
Publikacja zachęca dzieci do myślenia o sobie w pozytywny sposób przez pryzmat zdobywanych umiejętności i uświadamia, że życie to ciągłe uczenie się. Z tego nigdy nie wyrastamy, bo zawsze znajdzie się coś, w czego nie potrafimy.
Mała ilość tekstu sprawia, że nie jest to lektura nudna.