Katarzyna Janus, Piękni ludzie, Warszawa
„Białe Pióro” 2019
Pośpiech nigdy nie jest dobrym doradcą. Kiedy
dwoje ludzi się spieszy prędzej czy później dojdzie do tragedii. Czasami udaje
im się wyjść z tego bez szwanku i mogą pędzić dalej, ale zwykle ktoś jest
poszkodowany. Zwłaszcza kiedy w grę wchodzi zderzenie z samochodem. I tak
właśnie zaczyna się powieść „Piękni ludzie” Katarzyny Janus, z zawodu lekarki i
to właśnie przekonało mnie, że warto po książkę sięgnąć, ponieważ od razu
skojarzyło mi się z Ałbeną Grabowską – neurolożką znaną z licznych świetnych
powieści. Muszę przyznać, że się nie zawiodłam. Leszczyńska pisarka potrafi
zaczarować i oczarować słowem, przenieść nas do innego świata, a do tego
umiejętnie porusza ważne tematy.
Weronika Jarosz i Jędrzej Koziński zaczynają
ranek od pośpiechu do pracy. Ona – zapracowana negocjatorka policyjna, on –
prawnik. Oboje już lekko spóźnieni. On w czasie jazdy samochodem schyla się, aby
zadzwonić do sekretarki, żeby poinformować o swoim późniejszym pojawieniu się w
pracy, a ona skraca sobie drogę przebiegając przez jezdnię w niedozwolonym
miejscu. Ich losy krzyżują się na masce jego samochodu. To wydarzenie odmienia
ich losy: ona trafia do szpitala, gdzie okazuje się, że nie ma czucia w nogach,
a on ma wyrzuty sumienia, ale nie ma dowodów na to, że zawinił i nie patrzył
cały czas na drogę.
Wypadek wiele zmienia w życiu młodej kobiety. Wiodąca
do tej pory samotne życie Weronika zyskuje dwoje adoratorów. W jej życiu
pojawia się dwoje mężczyzn: adwokat i lekarz. Oboje bardzo nią zainteresowani.
Każdemu z nich Weronika bardzo się podoba, przez co spędzają z nią wiele czasu,
nawet wtedy gdy w ramach rehabilitacji zostaje przeniesiona do ośrodka w
Górznie, gdzie ma okazję poznać ludzi z podobnymi problemami do swoich. Tam kobieta
zostaje miło zaskoczona przez nastawienie pacjentów do świata, ich radość z
małych rzeczy i próba aktywnego życia.
„Normalnie, na co dzień, nikt sobie nie zdaje
sprawy z tego, jak wiele ludzkich tragedii rozgrywa się wokół nas. Dopiero
kiedy przyjedzie się w takie miejsce jak szpital rehabilitacyjny, gdzie te
wszystkie nieszczęścia się zebrały, dopiero to sprawia, że sobie ten fakt
uświadamiamy”.
A trafiamy tam zwykle dopiero, kiedy problem
dotyczy nas samych i tak jak Weronika musimy nauczyć się z nim nie tylko żyć,
ale i cieszyć się tym, co mamy.
„«Tyle ludzkich nieszczęść zgromadzonych w
jednym miejscu, jakie to przygnębiające»- myślała Weronika. A jednocześnie ile
radości w tych ludziach z powodu ich drobnych sukcesów. Tu coś drgnie, tam się
poruszy, tu dla odmiany coś poczują…”.
Świadomość tego, że nie jest sama, że inni mimo
poważniejszych problemów ciągle walczą o poprawę swojego funkcjonowania mobilizuje
ją do działania. Motorem napędowym stają się też jej niezwykłe sny, w których jest
zdrowa i przenosi się do 1938 roku, gdzie może doświadczyć nie tylko piękna tej
epoki, przeżyć miłość, ale i równie wiele rozczarowań. Pozostaje pytanie: czy
tylko w pięknych minionych czasach może przeżyć prawdziwą miłość?
„Błądzimy w poszukiwaniu miłości, tej jednej
jedynej, przemierzamy dalekie kraje, doświadczamy różnych związków i przygód. A
kiedy rozczarowani zdajemy sobie sprawę, że tej miłości nie znaleźliśmy i z
nosem spuszczonym na kwintę wracamy do domu, okazuje się, iż ta miłość cały
czas tu na nas czekała. Jednak nie przekona nas o tym fakcie nic i nikt, dopóki
sami tego nie zrozumiemy".
Powieść Katarzyny Janus to jedna z tych, które
przekonują nas, że nic w naszym życiu nie dzieje się przypadkiem. Bolesne i
trudne wydarzenia mogą odmienić naszą życiową monotonię i poczucie niemożności
wyjścia poza schematy, wyzwolenia z życiowej ciasnoty. W powieści Katarzyny
Janus te rzeczy mają wymiar namacalny: Weronika mieszka w tak małym mieszkaniu,
że „z trudem mieściła się jedna osoba. Zresztą całe jej mieszkanie, a właściwie
pokój z aneksem kuchennym i minimalistyczną łazienką należał do kategorii
mikro. Ale jej to zupełnie wystarczyło. Na tym etapie życia nie miała większych
potrzeb”.
Po przeczytaniu książki pojawiają się ważne
pytania: czy miałaby szansę na zmianę życia, poznanie miłości swojego życia,
gdyby nie wypadek? Ile prawdy jest w jej sennych podróżach? Jak nasze szczęścia
i nieszczęścia odmieniają życie innych? I jak sama pisarka napisała: „Czy zatem
wszystko, co dzieje się w życiu człowieka, jest tam gdzieś na górze przez kogoś
zaplanowane? A jeżeli tak, to czy nic w naszym życiu nie zależy od nas samych?
Czy nie jesteśmy właścicielami swojego życia, a jedynie pionkami na
szachownicy? Pół biedy, kiedy zdarzenia mają szczęśliwy finał. A jeśli happy
endu brak? Do kogo mieć wówczas pretensje? Do kogo mieć żal?”.
„Piękni ludzie” to z jednej strony lekka,
przyjemna lektura z romansem i pięknymi strojami z czasów dwudziestolecia przedwojennego,
a z drugiej pouczająca historia o sprawach bardzo ważnych. Pisarka uświadamia
nas, że niepełnosprawność to wcale nie taki odległy temat, kiedy jesteśmy
zdrowi i zabiegani, bo może zdarzyć się jeden wypadek, który wywróci nasze
życie do góry nogami i możemy nie mieć tyle szczęścia, że wyjdziemy z niego bez
uszczerbku. Dzięki Katarzynie Janus odkrywamy, że nasza empatia, chęć niesienia
pomocy w takich przypadkach na niesamowicie duże znaczenie, ponieważ bez
życzliwych ludzi system pomocy może okazać się nie dość wystarczający.
Tytułowi "Piękni ludzie" w powieści to zarówno ci
z lat 30. XX wieku wystrojeni w bardzo drogie i dobre stroje, prowadzący przyjemne,
dworskie życia, jak i ci dający dużo nadziei, siły, odnajdujący się w nowych realiach
i motywujący do walki o siebie.
Książkę zdecydowanie polecam osobom poszukującym
przyjemnej lektury dyskretnie przemycającej troszkę wiedzy z historii, kultury
i podsuwającej ważne problemy etyczne.