czwartek, 7 grudnia 2017

Magdalena Witkiewicz "Lilka i spółka" il. Joanna Zagner-Kołat



Magdalena Witkiewicz, Lilka i spółka, il. Joanna Zagner-Kołat, Warszawa „Od deski do deski” 2017
Przygotowania do wakacji może zniszczyć tylko informacja o odwołaniu wakacji albo informacja o tym, że trafia się do najbardziej nielubianego miejsca. Bycie dzieckiem nie jest łatwe, dlatego trzeba znać swoje prawa. Lilka należy do dzieci świadomych, gdzie leżą granice rodzicielskiej przemocy: "Jakby mama kiedykolwiek spuściła nam lanie... Nikt nam lania nigdy nie spuścił, bobyśmy przecież poszli do rzecznika praw dziecka. Ha!". Konieczność podporządkowania się woli rodziców to coś przed czym nie obroni żaden rzecznik. Trzeba wykonywać polecenia mamy i taty, słuchać ciotek nawet, kiedy nie są lubiane. Tak właśnie wygląda początek książki Magdaleny Witkiewicz „Lilka i spółka”. Z każdą stroną jest coraz bardziej gorąco, przerażająco i zabawnie, a czasami wręcz przerażająco. Zwłaszcza, kiedy ciotka zaczyna używać czarów:
"– Toć rozmawiamy już od dłuższego czasu. Rozmawiamy i rozmawiamy, a te bachory dalej tu są. Czary-mary, hokus-pokus, znikać mi stąd! – krzyknęła na nas ciotka, wymachując rękami."
Świat widziany okiem dzieci, które przez wypadek starszej siostry (dwunastoletniej Wiktorii) trafiają do ciotki Jadźki, która "jest strasznie stara. Ma chyba z pięćdziesiąt lat", a do tego „Ma pypeć na nosie i każe pić syrop z cebuli i pokrzywy. Poza tym ma czarny zeszyt z różnymi przepisami. Założyłam się kiedyś z siostrą, że ciotka Jadźka jest czarownicą”, w czym utwierdza Lilkę podsłuchana rozmowa rodziców… A najlepszym argumentem na prawdziwość posiadania magicznych mocy jest argument: „Mama zawsze wszystko wie najlepiej. Tacie czasami się zdaje, że coś wie, ale i tak zawsze to mama stawia na swoim”. Stara opypciana ciotka Jadźka zamiast młodej doktorantki ciotki Franki to niezbyt ciekawa wizja spędzenia wolnego czasu. Najgorsze jest to, że nie da się kompletnie nic zrobić, ponieważ dzieci nie mogą o sobie decydować. Można jedynie uskuteczniać sabotaż, a to młodym bohaterom wychodzi bardzo różnie i prowadzi do wielu zabawnych sytuacji, w których nie zabraknie wątku kryminalnego oraz działalności detektywistycznej trójki bohaterów śledzących przestępczynię bankierską i je wspólnika napadacza bankierskiego. Do tego pojawi się wątek współpracy policji z kryminalistami i brak zrozumienia dzieci przez dorosłych. Kiedy już rodzeństwu udaje się zorganizować ucieczkę okazuje się, że jedno z nich zostaje porwane. I to z kotem Rapacholinem. Myślicie, że już dość atrakcji? Magdalena Witkiewicz jeszcze uraczy naszych bohaterów worem cnót w postaci towarzystwa pedantycznego Wojtka. Czy między rozbrykaną grupką, a idealnym chłopcem jest szansa na przyjaźń?
Dzieci to bardzo podejrzliwe istoty widzące wszędzie podstęp i przez wybujałą fantazję nieco przekręcające fakty oraz w dziwny sposób łączące różne informacje. Magdalena Witkiewicz przypomina swoim dorosłym czytelnikom, że to, co dla nas jest oczywiste, dla dzieci może być tajemnicze i zachęcające do rozwiązywania zagadek.
Pisarka doskonale poradziła sobie z pokazaniem dziecięcego świata, nakreśleniem sposobu odbioru tego, co komunikują dorośli, a umiejętnością przetwarzania tych informacji przez dzieci. Opowiedziane z perspektywy ośmioletniej Lilki (Lilianny przez dwa „n”) przygody pełne są szalonych i komicznych pomysłów narratorki-bohaterki. Szczerość, prostota i emocjonalność przeplatana próbą logicznego i naukowego tłumaczenia sprawiają, że dziecięce spojrzenie na świat wywołuje u dorosłych wybuchy śmiechu. Dzięki temu uzyskujemy wyraziste kreacje bohaterów. Poza starą i opypcianą ciotką, młodziutką i pulchniutką ciocią Franią w zwiewnych sukienkach zobaczymy łakomego Matewki, który swoim obżarstwem niszczy próby wydostania się ze szponów ciotki – wiedźmy oraz strojącej się Wiktorii uchodzącej za prawie dorosłą (cztery lata różnicy to sporo w tym wieku). To właśnie przez starszą siostrę i jej nogę wszyscy lądują u ciotki Jadźki, u której pobyt pełen jest zaskakujących wydarzeń sprawiających, że humor wylewa się z każdej strony. Magdalena Witkiewicz ma niezwykły dar trzymania czytelnika w napięciu i to do ostatniej strony. Od początku, czyli od chwili podsłuchania rozmowy rodziców (które dziecko tego nie robi?) zostajemy wepchnięci w wir wydarzeń, które pędzą niczym klocki w dominie: ich nastąpienie jest nieuniknione.
Całość napisana żywym językiem. Do tego pisarka pokazuje dziecięce psoty jako próba czynienia dobra lub ratowania siebie, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć własne pociechy i ich zaskakujące zachowania. Przygody Lilki wzbogacono interesującymi i estetycznymi ilustracjami Joanny Zagner-Kołat. Razem z odpowiednim rozmieszczeniem tekstu, niedługimi rozdziałami zawieszającymi akcję i zachęcającymi do dalszej lektury całość sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Wielkim plusem jest również to, że dzięki odpowiedniej budowie zdań tekst doskonale nadaje się do czytania na głos, dzięki czemu może stać się przyjemną lekturą czytaną przez rodziców młodszym dzieciom potrafiącym dłużej skoncentrować się na słuchanym tekście.
Pierwszoosobowa narracja sprawia, że dzieci w Lilce zaczynają widzieć siebie ze swoimi zawiłymi przemyśleniami oraz niezwykłymi przygodami. Magdalena Witkiewicz doskonale wykorzystuje grę słów, wplatając w opowieść wiele powszechnie używanych związków frazeologicznych, których zrozumienie jest dla dzieci jest wielkim wyzwaniem. Dosłowne rozumienie słów przez małych bohaterów wprowadza w ich życie wiele zamieszania.
Przygody Lilki to doskonała lektura, która sprawi dzieciom tęskniącym za wakacjami wiele radości.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz