poniedziałek, 4 października 2021

Od kasztanka do kasztanka

Jesień to taka pora, w której temperatura powoli spada. Olka jest zdecydowanie ciepłolubna. Nie upałolubna, ale ciepłolubna tak i każdy chłód sprawia, że kuli się i chce siedzieć w ciepłym kokoniku w wózku, żeby było cicho, ciepło i przyjemnie, kołysząco. Na szczęście jesień niesie ze sobą sporo atrakcji i pokus. Jedną z nich są kasztany. Nikt przechodząc obok nich nie może się oprzeć. Olka ma tak samo. Wręczam jej koszyczek lub papierową torbę (zero waste, czyli z odzysku) i zachęcam do zbierania. Nawet ciepłolubnej Oli w zimne poranki jest ciepło, kiedy biega i zbiera. A jaki dobry ma później apetyt i motywację, żeby wracać do domu na ulubioną fasolkę (bo to ostatnio króluje w jej jadłospisie). Po spacerze trzeba było wybrać się do babci, a tam ja prawie zawału dostałam: dwa duże psy za płotem (przynajmniej tak to wyglądało z daleka, a mnie wszystko kojarzy się z psami i zagrożeniem). Na szczęście zameczały wystarczająco głośno, a my poszłyśmy oglądać stukające się rogami kozy, odwiedziłyśmy konia, który przywołał nas rżeniem, pogęgałyśmy do gęsi, gdakałyśmy do kur.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz