Karolina Lanckorońska, Wspomnienia
wojenne, Kraków 2001.
O arystokracji, magnatach często uczyliśmy się z
komunistyczno-socjalistyczno-chłopskich podręczników, że to było zło
największe, ponieważ oni zdradzali Polskę. Karolina Lanckorońska wyjaśnia, jak
wyglądały powiązania rodzinne majętnych ludzi i ich stosunek do wybranych przez
siebie ojczyzn, które nie koniecznie musiały być jedynymi, ze względu na
różnorodne korzenie. Arystokracja zawierała związki małżeńskie w swoim
środowisku, a w Europie było ono ograniczone, ponieważ nie było wielu wielkich
właścicieli ziemskich. Z tej perspektywy można spojrzeć na nich, jako wykształconych
i świadomych obywateli świata, patrzących na innych ludzi bardziej ludzkim
wzrokiem niż głoszący humanitarne poglądy głosiciele nowych ruchów. Marsz wojsk
niemieckich dla jednych Polaków było katastrofą, a dla inną nadzieją
wyzwolenia. Podbici przez bolszewików odetchnęli z ulgą.
Przez książkę mknie się z uśmiechem i łzami. Bardzo
ubolewam, że w kanonie lektur znajduje się męska epika i to w dodatku z
elementami życia obozowego. U Lanckorońskiej tego brak. Opowiada o
przykrościach, ale dystansuje się wobec nich. Nawet w najtrudniejszej sytuacji
potrafi zachować godność. Jej opowieść to nie tylko wspomnienia dotyczące
wojny, ale o pasji, jaką może być nauka i obcowanie z innymi ludźmi.
Książka napisana bardzo pięknym, żywym i pełnym dowcipu
językiem. W opowieściach widać wielki dystans do życia, siebie, wojny i ludzi,
a jednocześnie wielką miłość do siebie i świata, co pozwala jej trwać w
najtrudniejszych chwilach na wyznaczonych samodzielnie pozycjach. Ciekawie
przedstawia utarczki z komunistami podczas jej pracy na uczelni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz