Przypadkowo przeczytałam dziś narzekania pewnej piszącej
osoby, której nazwisko nie jest mi znane (tak dużo debiutantów, że trudno
nadążyć). Ów twórca o dziwo nie żalił się na dochody z pisania (co ostatnio
bywa praktykowane przez pewną piszącą osóbkę), ale na krytyków. Tymi
wymagającymi komentatorami sztuki mieli być naukowcy podchodzący chłodno i
naukowo do sztuki.
Zaczęłam się zastanawiać, który ze starszego pokolenia znawców
współczesnej twórczości negatywnie i chłodno wypowiada się na temat dzieł.
Zastanawiałam się i zastanawiałam. W głowie przelatywały nazwiska. No to może
emocjonalnie? Nadal nic. Pustka.
No to może z nieco młodszego pokolenia? Zero nazwisk
naukowców, którzy sztuką zajmują się jako przejawem kultury czy tendencji
społecznych. Myślę sobie: „pewnie któryś z młodych naukowców”. Pytam się
jednego znajomego, drugiego, trzeciego. Słyszę: „dobrze, że ludzie piszą, bo to
znaczy, że jeszcze ktoś czyta”.
Samo racjonalne podejście do pisania i czytania. Sama zawsze
powtarzam, że ludzie nie muszą czytać wymagających książek. Ważne, że czytają.
Naukowcy raczej oceniają, w jaki sposób coś napisane, do kogo skierowane, jaki
cel dzieła, o czym świadczy. Często nie rozumieją społecznych zachwytów nad
książkami debiutantów, ale nie wszystko człowiek musi rozumieć.
Jedynymi złośliwymi krytykami kreującymi wielkość i małość
literatury okazują się zgryźliwi i nieszczęśliwi dziennikarze, którzy nie rozumieją,
że w społeczeństwie, w którym 10% to osoby po studiach i ciągle jeszcze mamy
więcej tych, którzy skończyli tylko szkołę podstawową (oczywiście mówię tu o
pełnoletnich). Wymagania pismaków, by te osoby czytały dzieła tak
skomplikowane, jak wywody Heideggera są dziecinne. Zabawne jest też
oczekiwanie, że w takim społeczeństwie znajdą się osoby, które będą pisały
kontrowersyjnie jak Freud na początkach swej działalności i awangardowo jak
Mickiewicz wyrosły na oświeceniowych kanonach.
Ja takim osobom z uporem powtarzam, że nie ma czegoś takiego
jak „gniot”. Istnieje jedynie literatura/film/malarstwo/teatr skierowana do
określonych grup ludzi. Harlekiny też są potrzebne, ponieważ spełniają swoje
funkcje terapeutyczne (jak cała literatura), a kto tego nie rozumie to już jego
problem wewnętrzny. Oczywiście to nie znaczy, że ja muszę czytać je w wolnym
czasie. A jak muszę czytać w pracy to zachwalać czy ganić. Wystarczy, że wykażę
cechy takiego dzieła i do kogo moim zdaniem jest skierowane. Jeśli faktycznie
mamy do czynienia z innowacyjną sztuką można opisać, co w niej niezwykłego, ale
zawsze należy pokazać, komu owa innowacja się spodoba, a komu nie.
a ja czasami mam wrażenie, że interpretacje krytyków typu "co autor miał na myśli" najbardziej zdumiewają samych autorów, którzy do czasu ukazania się recenzji nie mieli pojęcia, o czym napisali :)
OdpowiedzUsuńMylisz krytykę ze szkolna interpretacją :-)
OdpowiedzUsuń