sobota, 12 lipca 2014

Monika Gut –Barotsiak "Carpe diem"


http://zaczytani.pl/ksiazka/carpe_diem,druk
Monika Gut –Barotsiak, Carpe diem, Gdynia „novae res“ 2012
Z jednej strony jestem zachwycona książką, a z drugiej zła na autorkę i jedno, co przychodzi mi na myśl to stwierdzenie, że jest to czytadło bardzo schematyczne, jak wszystkie wyprodukowane (trudno mówić o twórczości jak mamy wszystko na jedno kopyto) w Ameryce komedie romantyczne. Monika Gut – Bartosiak ma niesamowity potencjał językowy i stylistyczny,  przez co przez książkę się pędzi, dlatego jestem urzeczona tym romansidłem, którego akcję umieszczono w polskich realiach. Mało, że polskich to jeszcze ostatnio bardzo typowych dla wielu filmów i książek, czyli społeczeństwie pełnym patologii. Nawet otoczenie zakompleksionej i przez to zaniedbanej pani pedagog to margines społeczny: matka zapita rozwódka żyjąca w konkubinacie i pilnująca swego ojca alkoholika, jej siostra to ofiara psychicznej przemocy w rodzinie, a przyjaciółka worek bokserki i na spermę. Rodzina ukochanego (którego zresztą poznajemy bardzo wcześnie) również nie należy do ideałów. Do tego mobbing w pracy. Można powiedzieć, że całe to otoczenie nadaje się do porządnej resocjalizacji, ale czy świat nie byłby nudny, gdyby składał się z samych ideałów?
Jak na komedię romantyczną przystało jest tu miłość, przeciwności i szczęśliwe zakończenie, ale w przeciwieństwie do amerykańskich romasideł tu mamy pięć szczęśliwych par. W każdej połówki nie mogą bez siebie funkcjonować i w każdej ukochana osoba jest elementem resocjalizującym. Wszystko nieco zgodnie z twierdzeniami, które są powtarzane od czasów sofistów, że człowiek bez ludzi jest tylko zwierzęciem pełnym ułomności. Przez wieki to twierdzenie się umacniało i dostarczano do jego potwierdzenia nowych dowodów. Autorka poszła troszkę dalej (troszkę jakby za Sokratesem i Platonem): bez bliskiej osoby człowiek staje się niepełny, nie ma powodów do doskonalenia siebie.
Z jednej strony książka została napisana w stylu nieco przypominających „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, w której nieporadna absolwentka uczelni poznaje bogatego młodzieńca, a z drugiej jest na pograniczu „Siłaczki”, gdzie bohaterka mimo przeciwności walczy o przetrwanie i lepsze warunki dla dzieci z marginesu społecznego. Mimo dramatów, które się tam rozgrywają nie zabraknie śmiechu i dystansu do rzeczywistości. Autorka wydaje się wyznawać zasadę, która towarzyszy wydawcy Leo w „La Flor de mi secreto” (Kwiat mego sekretu) reż. Almodóvara: „Od nadmiaru rzeczywistości ludzie wariują”. Powieść ma cieszyć ducha i dać wytchnienie przez wiarę, że może być inaczej, czyli ze szczęśliwymi zakończeniami. Oczywiście nie bez trudności emocjonalnych i finansowych, ale najważniejsze, że wszyscy stają się szczęśliwi.
Wielkim pozytywem książki jest to, że po jej skończeniu człowiek nagle po maratonie wielu prac znowu dostaje wielkiego „pałera” do działania. Mimo trudnych tematów, jakie porusza Monika Gut –Bartosiak jest w nich dużo śmiechu. Książkę czyta się niesamowicie szybko i z zapartym tchem. Mimo, że akcja dla wprawnego czytelnika jest przewidywalna to i tak nie sposób się od niej oderwać. „Carpe diem” zostało zdecydowanie napisane zmyślą o kobietach, ale myślę, że i mężczyzną chcącym oderwać się od szarości swego życia powinna dostarczyć wiele emocji. Polecam wszystkim, którzy znaleźli się w dołku i nie wiedzą jak poprawić sobie humor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz