środa, 15 października 2014

Ałbena Grabowska-Grzyb



Kobiety potrafią wiele – to przychodzi mi do głowy, kiedy czytam książki polskiej doktor neurolog, wychowującej dzieci i w „wolnym” czasie piszącej bardzo dobre książki, a do tego uczestnicząca w licznych spotkaniach autorskich. Dziś zapraszam Was do przeczytania rozmowy z Ałbeną Grabowską – Grzyb.
AS: Pani bohaterowie ciągle uciekają: jedni przed przeszłością, inni przed teraźniejszością, a jeszcze inni przed przyszłością. Czy ucieczka to dobry pomysł na życie?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Ucieczka jest najłatwiejsza. Znacznie trudniej zmierzyć się z problemem. Mało z nas jest w stanie spojrzeć na siebie krytycznie i powiedzieć, że coś się źle zrobiło, że kogoś się skrzywdziło. Rzucamy oskarżeniami wobec innych, zasklepiamy się w swoim żalu i bólu zamiast zacząć wyciągać wnioski. Kryzys powinien być szansą na przewartościowanie swojego życia, dokonanie nowych wyborów. Tylko wtedy możemy wyjść silniejsi z trudnej sytuacji. Każdy ból jest człowiekowi potrzebny. Każde doświadczenie można przekuć w zwycięstwo. Trzeba tylko umieć dostrzec, co jest naszą bolączką i czy zdecydujemy się na to, żeby sobie pomóc. To prawda, że moi bohaterowie uciekają. Alina z „Coraz mniej olśnień” ucieka przez życiem. Odcina się od przeszłości i przyszłości, żyje wyłącznie teraźniejszością. Weronika z „Lotu nisko nad ziemią” żyje tym co było, ignorując, to, co jeszcze może przynieść jej życie. Z kolei Władzia, jedna z najbardziej dramatycznych postaci ze „Stulecia Winnych” ucieka przed losem, który ją okrutnie doświadczył w przeszłości. Ona nie wierzy, że czeka ją jakakolwiek szczęśliwa przyszłość. Odrzuca szczęście, które samo puka do jej drzwi. Żadna nie chce zmierzyć się ze swoimi ułomnościami. Mężczyźni postępują podobnie, przynajmniej niektórzy. Stanisław ze „Stulecia Winnych” pogrąża się w żalu za kobietami, które traci, zamiast zmierzyć się z losem i walczyć o swoje szczęście.
AS: Jak godzi pani rolę matki-Polki z pracą zawodową i pisarstwem?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Gdybym nie była mamą, nie zostałabym pisarką książek dla dzieci. To mój syn „zażyczył” sobie książki o chłopcu, który wszedł do komputera i miał tam wiele przygód. Tak powstał „Julek i Maja w labiryncie”. To bardzo trudne zajmować się dziećmi, pracować i jeszcze znajdować czas na pisanie, zwłaszcza, że ja bardzo rzadko piszę w obecności dzieci. Wydaje mi się to bardzo nieuczciwe, kiedy odsuwa się dzieci, żeby nie przeszkadzały, a jednocześnie pisze dla nich książkę. Siłą rzeczy piszę wtedy, kiedy one śpią albo są poza domem. W domu staram się być przede wszystkim mamą. Ale coraz bardziej oswajam je z moim pisaniem, zabieram dzieci na targi książki, zachęcam do czytania, nie tylko moich książek.
Wciąż pracuję jako lekarz, to bardzo dla mnie ważne, ale nie jestem już tak aktywna jak dawniej. Nie pracuję już na oddziale, nie dyżuruję, nie zabieram pracy do domu. Mogę skupić się na pisaniu. Poza tym jestem bardzo dobrze zorganizowana, a na moim pisaniu zależy mnie samej. To pewnego rodzaju determinacja, może nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę jak bardzo chcę pisać. Teraz, z punktu widzenia pisarki, która ma już dziesięć pozycji na koncie, widzę, że bardzo tego chciałam. A chcieć to móc.
AS: Jest pani poważnym specjalistą bardzo trudnej dziedziny. Dlaczego akurat neurologia?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Wybór studiów medycznych, w moim przypadku nie był do końca przemyślany. Tak naprawdę chciałam zostać aktorką teatralną. Przygotowywałam się nawet do egzaminów, ale nie wierzyłam w siebie. Myślałam także o studiach humanistycznych, ale także się na nie zdecydowałam. Nie chciałam też iść w ślady muzycznej „gałęzi” mojej rodziny. Wybrałam medycynę, pewnie dlatego, że nie mam żadnego lekarza w rodzinie. Początki były bardzo trudne. Miałam dobre stopnie i zapamiętywanie tak dużego materiału nie sprawiało mi większego trudu, ale anatomia, potem fizjologia niespecjalnie mnie interesowały. Tylko budowa i funkcjonowanie ludzkiego mózgu wydawało mi się interesujące. Po pierwszym roku trafiłam na praktyki pielęgniarskie do Kliniki Neurologii i Epileptologii w Warszawie i już tam zostałam. Mózg ludzki jest niezwykle złożonym i ciekawym tworem.  Ciągle jestem zafascynowana jego możliwościami i staram się pozostać neurologiem, chociaż widzę jak zaczynam odchodzić od zawodu na rzecz pisania.
AS: Przeciętnemu Polakowi neurolog kojarzy się z lekarzem stukającym młoteczkiem, czyli niezbyt poważnie. Czego można dowiedzieć się z badań neurologicznych o pacjencie?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Zupełnie nie rozumiem dlaczego pukanie młotkiem miałoby być niepoważne. ;-) Badamy w ten sposób odruchy, czucie powierzchniowe, głębokie. W ten sposób ustalamy zespół neurologiczny, czyli nieprawidłowości, jakie ma dany pacjent. Badanie neurologiczne służy temu, aby ustalić gdzie mieści się ewentualne uszkodzenie zanim zaczniemy robić badania typu tomografia komputerowa, czy rezonans magnetyczny. Chciałabym też zwrócić uwagę na fakt, że kiedyś nie było badań typu CT czy MRI. To lekarz neurolog i jego młoteczek mieli za zadanie ustalić na jaką chorobę cierpi pacjent.
AS: Myśli kształtują ciało – co pani sądzi o takim stwierdzeniu jako lekarz, a co jako pisarka?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Profesor Vetulani twierdzi, że zaburzenia psychiczne powodują także choroby somatyczne. Wiadomo, że to stres jest jedną z przyczyn nadciśnienia tętniczego czy zwiększonego wydzielania soku żołądkowego, nadkwasoty i wrzodów. Ludzie, którzy poddają się presji dążenia do zaszczytów, władzy, doskonałości, częściej mają obniżoną odporność i chorują. Zwiększona zapadalność na depresję, napięciowe bóle głowy także wskazuje na udział „myśli” jako jednego z czynników spustowych chorób. Tyle, bardzo ogólnie mogę powiedzieć jako lekarz. 
Natomiast jako pisarka, najbardziej interesuje mnie kształtowanie słowa, frazy, czy historii przez myśl. Pomysł bywa bardzo ulotny, często nie sposób go zatrzymać i zapisać. Myśl jest jednak najszybsza.
AS: W medycynie jak w życiu: cuda się zdarzają. Jakie cuda zdarzyły się pani?
Ałbena Grabowska-Grzyb: Miałam wiele ciekawych przypadków. Pacjenci bywają fascynujący, aczkolwiek zachwyty nad chorobą, czy jej przebiegiem zawsze uważałam za nietaktowne. Nigdy nie byłam świadkiem cudu w potocznym tego słowa rozumieniu. Nie widziałam nowotworu, który by się cofnął sam, ciężkiej choroby, która ustąpiłaby bez leczenia. Ale wobec medycyny trzeba wykazać szczególną pokorę. Nie bez kozery mówi się, że medycyna jest sztuką, a nie nauką. Nie ma dwóch takich samych pacjentów, choroby, która identycznie by przebiegała. Lek, który z powodzeniem zadziałał u tysiąca pacjentów, dla jednego pacjenta może być zabójczy. Są choroby, w których nie ma schematu postępowania. Za każdym razem trzeba de nowo ustalać terapię.
W życiu codziennym zdarzyło mi się wiele niezwykłych sytuacji. Ja nazywam je cudami, chociaż to szczęśliwe zbiegi okoliczności, korzystne dla mnie sploty przypadków. Nie mniej jednak jestem za nie wdzięczna losowi. Wszelkie przejawy życzliwości generują dobrą energię, która się rozprzestrzenia. Dostaję jej bardzo dużo od ludzi i w miarę możliwości staram się oddawać, albo przesyłać dalej. Być może to są moje cuda.
AS: Bardzo dziękuję za rozmowę i pozostaje mi jeszcze więcej „cudów”.
Ałbena Grabowska-Grzyb: Dziękuję.
Twórczość:

1 komentarz:

  1. Świetny wywiad. Gratuluję Aniu :) Ale fakt, że wywiad z tak ciekawą osobą jak Ałbena może być tylko interesujący :)

    OdpowiedzUsuń