Lucy Maud Motgomery, Ania z Zielonego Wzgórza, tł. Paweł
Paręsiewicz, Kraków „Skrzat” 2013
Prawdziwa
przygoda zawsze zaczyna się od zdziwienia. To ono zmusza bohatera do dalszych
działań i całkowitej zmiany dotychczasowego życia oraz planów na przyszłość.
Tak jest i w przypadku Mateusza i Maryli Cuthbertów, którzy postanawiają
adoptować zdrowego, pięknego chłopca, który ma być dla nich pomocą na stare
lata. Los jednak rzuca do ich domu rudowłosą, pełną energii, pomysłów i uczuć
Anię, która podbija serca wszystkich sceptycznie nastawionych do niej. Jej
wybujała wyobraźnia, lekkomyślność i niesamowita radość z życia wymieszane z
wielkim poczuciem odpowiedzialności od pierwszego wydania zdobywało kolejne
młodsze i starsze czytelniczki, które (mimo zmiany realiów) przeżywały wiele
podobnych rozterek, jak książkowa nastolatka.
Każdy
rodzic wie, że posiadanie dzieci to wielkie wyzwanie. Podopieczny z sierocińca
to wielki maraton testów na wytrzymałość dorosłych, a już nastoletnia
dziewczynka po przejściach to proszenie się o kłopoty. Jednak gdyby nie te
liczne małe i duże niedogodności to nasz świat byłby szary. Ania – mimo wielu
wpadek (jej zachowania nie miały w sobie nic ze złośliwości) – jest bardzo
pogodną dziewczynką, która oświetla życie rodzeństwa, które, ze względu na
wiek, boryka się z problemami zdrowotnymi, spadkiem sił i pogarszającym się
nastrojem. Pozwala im przeżywać życie na nowo.
„Ania
z Zielonego Wzgórza” to przede wszystkim znakomita książka dla dzieci, ale i
bardzo dobra lektura pozwalająca na nasze życie popatrzeć z boku. Myślę, że
powinno po nią sięgnąć wielu rodziców, którzy nie potrafią kochać dzieci
bezwarunkowo takimi, jakimi są tylko po przeskoczeniu przez pociechy kolejnych
barierek. Montgomery uświadomi nam również to, że dzieci są mniej złośliwe niż
nam się to wydaje. Ich czyny często wynikają z takiej niewiedzy, jak błędy
książkowej Ani. Kary często nie rozwiązują problemu tylko rozmowa i
tłumaczenie.
więcej informacji na stronie wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz