Narrator zabiera nas w świat
polskich współczesnych legend narosłych przez pielęgnowanie mitów narodowych
obrosłych przy okazji odzyskania ziem, które za Piastów należały do Polski,
zmian ustroju, emigracji, kiczowatym utworom dla dzieci i dorosłych, pielęgnowaniu
patriotyzmu od kołyski, wpajaniu konieczności poczucia polskości, migracje z
wisi do miast, zmiany porządków, pielęgnowaniu dumy narodowej, bo wszystko, co
„polskie to dobre”. Nawet zimne morze lepsze od tropików, bo nasze. Narrator
stoi naprzeciw tych elementów tworzących naszą tożsamość i przygląda im się ze
zdziwieniem, dystansem i uśmiechem, przez co nie brakuje pokazania satyrycznego.
Jaka jest dzisiejsza Polska?
Pełna znaczeń i mitów. Polacy z wszystkiego tworzą symbol walki, starć i obraz
wielkiej potęgi zapominając, że żyją na prowincji, której nie brakuje w ich
zachowaniach i otoczeniu. Wielkość miast nie ma tu znaczenia, ale jej
mieszkańcy, którzy tłumnie wyruszyli do miast za chlebem. Przenieśli swoją
wiejską prowizoryczność i biedę do miast i ukryli pod warstwami eleganckich
ubrań.
„Dopiero na plaży widać,
jacy jesteśmy tłuści. Szczupli są w mniejszości, chudych nie ma prawie wcale.
Tłustych jest apodyktyczna większość. Zatrzymaliśmy się między piętrami i nasza
winda na razie nie chce ruszyć: nie jesteśmy na tyle biedni, żeby się nie
najeść, ale jeszcze nie dość bogaci, żeby się odchudzać (dotyczy to
przynajmniej tych, których stać na wczasy nad polskim morzem). Prawda dobrze
znana i rozpoznana. Polacy, którzy na co dzień chowają swoje ciała w
korporacyjnych garniturach, firmowych mundurkach i roboczych kombinezonach,
dopiero na plaży je uwalniają. Ciała pozbawione garniturów, mundurków i
kombinezonów pokazują swoją prawdziwą naturę. A prawdziwa natura śpiewa nam
dietetyczny lament”.
Nie tylko w ludziach spod
pięknej fasady przebija brzydota, prowizoryczność. Widać ją też w kurortach, na
festynach, na których nieoderwanym elementem są kiczowate konstrukcje, szpetne wesołe miasteczka wyprodukowane u największych dostawców prowizoryczności. To
rozprzestrzenia się na ulice, gdzie zza pięknej fasady wylewa się brzydota
zaniedbanych osiedli, chaos podwórzy.
Michał Tabaczyński w
„Legendach ludu polskiego” zmusza nas do spojrzenia z boku na całość naszej
kultury. Dobre rozeznanie w sytuacji to połowa sukcesu, który może przyczynić
się do zmian. Trzeba być świadomym swoich wad, by móc podjąć wysiłek, aby
zmienić siebie i otoczenie. Polecam miłośnikom esejów, niedługich przemyśleń.
Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, a do tego zaczyna nabierać się
dystansu do wielu zjawisk.
Eseje to zdecydowanie nie moja bajka, nie czytam ich, ale może warto kiedyś spróbować. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Eseje to zdecydowanie nie moja bajka, nie czytam ich, ale może warto kiedyś spróbować. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.