wtorek, 19 stycznia 2016

Arnold J. Toynbee "Cywilizacja w czasie próby"



http://www.przedswit.org/
Arnold J. Toynbee, Cywilizacja w czasie próby, tł. Wojciech Madej, wyd. II, Warszawa „ Przedświt” 1991
Śledząc najnowsze informacje możemy czuć się zagubieni i przerażeni. Fala złych najeźdźców zalewa Europę, gwałci kobiety, zabija, wymaga niezwykłego traktowania. Znający historię obrazy te przypominają wydarzenia sprzed prawie dwóch tysięcy lat. Barbarzyńcy wchodzący na teren Cesarstwa Rzymskiego i znajdujący tam schronienie przed rodzimymi prześladowcami. Fala starożytnych emigrantów nie różniła się niczym od tej, którą obserwujemy. Różni nas jedynie sposób patrzenia na nią. Dzięki mediom mamy ją niemal na wyciągnięcie ręki, stajemy się świadkami wielkiego zła. Czy jest ono na pewno tak wielkie jak pokazują nam media lubujące się w podkreślaniu przynależności religijnej sprawców. Czasami zastanawiam się, jak wyglądałyby czołówki gazet, portali, informacji gdybyśmy w każdej informacji podkreślali poglądy religijne sprawców. Zastanawia mnie jakie były by proporcje między katolikami, żydami, prawosławnymi, protestantami, buddystami i innymi. Czy hasło „Katolik zabił/zgwałcił” wywoływałoby takie samo poczucie strachu? A może to wcale nie chodzi o dokonane zbrodnie lun występki? Może są one tylko pretekstem do straszenia ideologią.
Książką która pozwoli nam się nieco zdystansować do całego zamieszania na pewno jest „Cywilizacje w czasie próby”. Wprowadzi nas ona w świat zachodniego lęku przed komunizmem, który przecież się nieco rozpłynął, którego wyznawcy nie są już tak skrajnie ortodoksyjni. Toynbee uświadamia nas, że po II wojnie świtowej strach przed komunizmem zyskał takie natężenie jak przez wiele wieków strach przed islamem, ponieważ był antyzachodni. Niepowodzenia, występki obie strony (komuniści i Zachód) usprawiedliwiali szkodliwą działalnością drugiej strony. Widmo ideologicznego demona pozwalano odczuwać ludziom na plecach. A wszystko za sprawą odpowiednio przygotowanych materiałów informacyjnych. Od 1947 roku komunizm i kapitalizm stosują tę metodę tłumaczenia porażek: zrzucanie niepowodzeń na złośliwe działania przeciwnika
„Podobnie jak komunizm, islam był ruchem antyzachodnim, będąc jednocześnie heretycką wersją wiary Zachodu; i podobnie jak komunizm, władał orężem duchowym, przed którym zwykła broń nie chroniła”[1].
„Borykanie się z trudnościami jest zawsze próbą charakteru, ale jest to próba szczególnie sroga, gdy nieszczęście spada w chwili błogiego spokoju, od którego zarozumiale oczekuje się, że będzie trwać wiecznie. Zmagający się z losem ma pokusę, by w tarapatach szukać kozłów ofiarnych i straszaków, aby unieść brzemię własnych niepowodzeń. Przerzucenie winy w nieszczęściu jest jednak jeszcze bardziej niebezpieczne niż przekonywanie się, że pomyślność będzie trwała wiecznie”[2].
Klasa i Wojna lub ich połączenie zawsze były udziałem upadku cywilizacji, która zawsze była w stanie się odrodzić. W czasie kiedy upadały jedne cywilizacje, inne się rozwijały. Obecnie mamy nieco inną sytuację, a wszystko przez technologię którą dysponujemy. Jedynym wyjściem z tej trudnej sytuacji jest zniesienie instytucji Wojny i Klasy.
Przez większą część lektury autor omawia straszenie ideologią komunizmu. Od tego tematu płynnie przechodzi do islamu i jego izolacji od złych wpływów Zachodu, który z owej perspektywy nie jest już nośnikiem dobrych idei, ale pełen zagrożeń w postaci nieodpowiednich rządów, używek itp.
Toynbee w swojej książce pokazuje nam, że cywilizacje zawsze się ścierały, konkurowały, niszczyły, ale dopiero w naszych czasach dzieje się to na tak wielką skalę, a wszystko przez media, które atakują nas wieloma informacjami i podsycają negatywne emocje. Jak będzie wyglądał świat za kilkadziesiąt  czy kilkaset lat trudno stwierdzić tak samo jak trudno określić jakie prądy przetrwają. Autor na starożytnych wzorach pokazuje nam znaczenie naszych dylematów. Obecnie dziwi nas postawa starożytnych Ateńczyków uważających swoją kulturę i państwo za najlepsze. Z podobnym dystansem mogą patrzeć na nasze osiągnięcia ludzie za kilka wieków.
Toynbee zauważa, że wojna i religia doprowadziły do rozpadu społeczności w Cesarstwie Rzymskim. Powrót do Arystotelesa w średniowieczu uznał, jako powrót do starożytnych idei, których celem jest jednoczenie społeczności. Ową odpowiedzialność społeczną, wychowanie i poświęcenie dla społeczeństwa w starożytności uważa za bardziej naturalne i męskie poglądy na świat. O ile z pierwszym twierdzeniem mogę się zgodzić to z drugim nie, ponieważ to kobiety były tymi, które wychowywały, przygotowywały do życia społecznego. Ponadto były one ideałem poświęcenia w dobrej sprawie (przedłużenia istnienia społeczności): poświęcały się rodzeniu i wychowywaniu kolejnych pokoleń bez dbania o własne prawa, zabiegania o przywileje, przez co osiągnęły ideał społecznego poświęcenia w dobrej sprawie.
„Cywilizację w czasie próby” polecam czytelnikom chcącym zdystansować się od prawicowej i lewicowej ideologii przekazywanej w różnych informacjach. Lektura na pewno nie będzie łatwa, ponieważ wymaga skupienia i analizy tego, co podsuwa autor, ale na pewno warto spróbować przez nią przejść. Wielkim plusem esejów Toynbeego jest lekkość i prostota języka, dzięki czemu po książkę może sięgnąć każdy zainteresowany tematyką przemian cywilizacyjnych


[1] Arnold J. Toynbee, Cywilizacja w czasie próby, tł. Maciej Madej, wyd. 2, Warszawa „Wydawnictwo Prześwit. Fundacja Aleteheia” 1991, s. 19
[2] Tamże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz