czwartek, 21 stycznia 2016

Wywiad z Anną Sikorską - blog "Recenzje Agi"


Jest skromna, ale świadoma swoich walorów. Blogerka, która publikuje na swoim blogu wiele wysublimowanych treści, nierzadko na wyciągnięcie ręki. Współpracuje z mnóstwem wydawnictw. Jest matką, całkowicie oddaną swojej autystycznej córeczce, ale przede wszystkim to kobieta – pasjonatka, której udało się pogodzić (chociaż w jakimś stopniu) pracę naukową z masą innych obowiązków.
Dla mnie Ania jest bardzo ciepłą i życzliwą osobą, która nigdy nie odmawia pomocy i nie ujawnia się tak obcesowo ze swoimi osiągnięciami. Cenię ją nie tylko, jako znakomitą pasjonatkę, doświadczoną koneserkę dobrego słowa, ale przede wszystkim jako wspaniałą matkę tak dzielnie zajmującą się swoją córeczką. Wiem, że nie jest Jej (i Jej mężowi) łatwo, ale Ania nigdy nie użala się, ani nad sobą, ani nad Olą, a już na pewno nie nad tym, co ją - ich spotkało. Owszem, padają nie raz pytania i wątpliwości, ale Jej uosobienie nie pozwala na coś takiego, jak wylewanie żalu i goryczy publicznie.
Anna Sikorska. Dla mnie po prostu Ania. Podziwiam Ją za siłę, sposób bycia, bycie asertywną, a nawet otwartość i nie oglądanie się za siebie. Ania bardzo donośnie wypowiada swoje zdanie i w ogóle nie przejmuje się tym, co inni o niej myślą.
Całkiem niedawno ukazała się na rynku wydawniczym Jej publikacja „Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara”. Monografia naukowa, która ukazuje zwykłość i niezwykłość fenomenu hiszpańskiego reżysera. I przy tej okazji, spotkałam się z Anią – wirtualnie oczywiście – na rozmowie, nie tylko o Jej książce, ale o zwykłych codziennościach, przyziemnościach.
Może mnie za to nie lubić, ale ja właśnie uwielbiam takie zwykłe rozmowy, które ukazują autorów z tej zupełnie innej – codziennej, szarej, zwykłej strony.
Delektujcie się, jak ja się delektuję.
Anno, niedawno ukazała się Twoja monografia naukowa „Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara”. Co ją różni od pozostałych?
Zawsze, kiedy słyszę poważne sformułowanie „monografia naukowa” czyli książka spełniająca wiele kryteriów (począwszy od ilości arkuszy, przez odpowiedni styl, wskazanie metodologii badań po posiadanie pozytywnych recenzji naukowców z wieloletnim doświadczeniem) czuję lekkie zaniepokojenie. Wynika ono z dwóch powodów. Pierwszym jest znakomita publikacja profesor Katarzyny Citko „Filmowy świat Pedra Almodóvara. Uniwersum emocji”. Pragnę osiągnąć poziom, jaki udało się tej polskiej badaczce filmów hiszpańskiego reżysera. Jestem świadoma tego, że jestem jeszcze bardzo młoda, bardzo niedoświadczona i posiadam jedną wielką wadę: zajmuje się wieloma rzeczami na raz, co czasami utrudnia w skupieniu się na analizie wymagającej dużego zaangażowania. Drugim powodem mojego zaniepokojenia w obliczu „monografii naukowej” jest kryterium stylu. Mnie przede wszystkim zależy na podzieleniu się swoją pasją, miłością do Hiszpanii, jej bogatej historii i kultury. To sprawia, że powaga mojej pracy traci na znaczeniu, ponieważ uwalniam się od wielu trudnych i nieznanych przeciętnemu czytelnikowi pojęć, które uważam za zbędne. Zawsze uważałam, że o poważnych sprawach można pisać łatwo tak jak Almodóvar łatwo porusza bardzo trudne kwestie etyczne, które dla mnie są obecnie najważniejsze.
Dlaczego akurat Almodóvar? Skąd pomysł na książkę?
Dawno, dawno temu prowadziłam bogate życie studenckie, w którym nie brakowało spotkań na seansach filmowych. Miałam swoją wspaniałą zgrana paczkę, która traktowała się jak rodzina: za każdym razem ktoś inny gotował obiad dla wszystkich. Wspólnie konsumując posiłki oglądaliśmy filmy, dyskutowaliśmy. To właśnie dzięki tym wspólnym popołudniom i wieczorom poznałam Almodóvara. Inni przeszli do kolejnych twórców, a ja ugrzęzłam w twórcy „Złego wychowania” (był to wówczas jego ostatni film). Moja przygoda z tym reżyserem na początku była bardzo lekka: ot, takie lekkie oglądanie filmów. Później troszkę go porzuciłam (co nie znaczy, że nie śledziłam kolejnych filmów i nie wracałam do starych),a wszystko ze względu na konieczność wyboru pracy licencjackie z zakresu romantyzmu, epoki przez wielu znienawidzonej, bo kojarzącej się z biednym Werterem, Konradem Wallenrodem i innymi tragicznymi postaciami. Miałam bardzo duże szczęście, że tę niezwykłą epokę poznawałam pod opieką profesor Małgorzaty Łoboz oraz profesora Mariana Ursela, dzięki którym mogłam napisać pracę odpowiadającą mojemu przekonaniu o konieczności studiowania „niepoważnej” literatury. Wybrałam Aleksandra Fredrę, którego dramaty swą lekkością są bliskie filmowej twórczości Almodóvara. Pisałam jednak o twórczości poetyckiej, o której niewiele napisano. To pozwoliło mi na wielką samodzielność.
Kiedy dwa lata później ceniony przeze mnie profesor Sławomir Bobowski Spytał o czym chcę pisać bez zastanowienia powiedziałam o Almodóvarze. Nie byłam jedyna, więc temat należało doprecyzować. Tak powstała pierwsza wersja „Hiszpanii w filmach Pedra Almodóvara”. Niewielka ilość źródeł, mój brak doświadczenia i wiele innych czynników sprawiło, że odkryłam, jak bardzo niewiele umiem, jak bardzo temat mnie przerasta. Zaczęłam studiować filozofię i filologię hiszpańską. Te kierunki (mino rezygnacji z drugiego) pozwoliły mi na wypracowanie własnego warsztatu, pogłębienie wiedzy o kulturze, człowieku, problemach, historii Hiszpanii. Dzięki wskazówkom, literaturze i wielu rozmowom z doktorem Mariuszem Turowskim, profesorem Adamem Chmielewskim (promotorem mojej kolejnej pracy również związanej z Hiszpanią) i panią profesor Marią Kostyszak, a także wieloma innymi naukowcami (m.in. profesorem Jackiem Bartyzelem i nieżyjącym już profesorem Eugeniuszem Górskim) zajmującymi się problemami poruszanymi przeze mnie w pracy miałam wiele czasu na przemyślenia, przebudowania, całkowite wyrzucenie tego, co wypociłam i napisanie wszystkiego od nowa (wersji drugiej). Z tej drugiej wersji po kilku latach ciągłego przyglądania się, przepisywania, uzupełniania, dopisywania, kreślenia powstała ostateczna wersja, która trafiła do wydawcy i po solidnej korekcie do czytelników.
Mnie od samego początku nurtuje jedno pytanie. Wiadomo, że polski rynek wydawniczy nie proponuje czytelnikom zbyt dużo pozycji o tym reżyserze. Twoja jest jedną z niewielu. Dlaczego właśnie Almodóvar, a nie np. Wajda? Co takiego urzekło Cię w reżyserze, który pokazuje swoim odbiorcom prawdziwą sztukę samą w sobie?
W obcej kulturze zawsze jest coś takiego, co nas czaruje i pociąga. Ja tak właśnie mam z Hiszpanią, której historii, filozofii, literatury i wielu dziedzin sztuki ciągle się uczę. Polacy często są przekonani, że hiszpańskie kobiety są bardziej żywiołowe i ja właśnie z tą żywiołowością się identyfikuję. Filmy innych hiszpańskich twórców nie są tak niesamowicie lekkie, kiczowate, a jednocześnie poważne ze względu na poruszane kwestie etyczne. Almodóvar jest dla mnie mistrzem podważania sensowności istnienia uniwersalnego prawa. U niego gwałciciel może być ożywicielem, a każący lekarz pomaga w dążeniu do zdobycia serca ukochanej, która jest homoseksualna. Do tego Almodóvar nie boi się mówić, że to nie biologia wpływa na nasze zachowania, ale wychowanie. Mężczyźni w jego filmach często są karykaturą tych mijanych na ulicy. Jedyną ostoją dla nich są kobiety, z którymi mogą stworzyć rodzinę.
Poprzednie pytanie dotyczyło Almodóvara, jako reżysera. A, tak zupełnie abstrahując od sztuki, którą tworzy, od sposobu przekazywania przez niego obrazu swojego kraju. Kim tak naprawdę jest dla Ciebie Almodóvar, chociażby jako człowiek?
Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Nie znam go osobiście, więc trudno mi mieć do niego jakikolwiek stosunek. Dla mnie ważna jest przede wszystkim jego działalność artystyczna. Być może moje podejście wynika z tego, że ja od zawsze miałam wielki problem ze znalezieniem sobie autorytetów. Każdy miał za mało określonych cech, każdemu czegoś brakowało do ideału. Na pewno podziwiam go za upór, umiejętność łączenia różnych obowiązków.
Almodóvar, to zdobywca wielu prestiżowych nagród, w tym kilku Oskarów, to doskonały obserwator, ceniony na całym świecie reżyser, którego kino bardzo mocno opiera się na kobiecych postaciach. Dlaczego kobiety są tą przekładnią Jego sposobu widzenia świata, dlaczego to właśnie one stają się kronikarzami losów innych?
Myślę, że najlepszą odpowiedzią na pani pytanie będzie stworzona przeze mnie w liceum bajka o postępie cywilizacyjnym. Później odkryłam, że podobnie do mnie myśli Jared Diamond. Tysiące lat temu ludzie żyli na drzewach. Było im tam dobrze, ale baby były bardzo uciążliwe i ciągle narzekały swoim partnerom: „No zrób coś! Przecież deszcz nam na głowę pada”. Mężczyźnie jednak się nie chciało, ponieważ wszystko miał w zasięgu: kobietę i jedzenie. Kobiety jednak były bardzo złośliwe, zrzędliwe, głośne i zawsze musiały zrobić po swojemu, więc uciekły do jaskiń. O ile kobieta bez mężczyzny jest w stanie przeżyć dość długo to mężczyzna bez kobiety już nie bardzo, a wszystko przez popęd płciowy. Przyczłapał, więc do jaskini, w której kobieta pozwoliła mu uwierzyć, że to on tę wspaniałą kryjówkę znalazł. Kolejne pokolenia zrzędziły, wymuszały, robiły i utwierdzały mężczyzn w tym, że znowu im się udało i tym sposobem kobiety straciły jakąkolwiek władzę w imię postępu. Myślę, że Almodóvar doskonale wyczuwa kobiecą przebojowość, niezwykłą siłę, a do tego wykorzystał wiele stereotypów: kobiety się jednoczą. Mężczyźni są u niego jak samotne samce z różnych gatunków: strzegą terytorium i starają się nie wchodzić w zbyt bliskie relacje z innymi. Jeśli wchodzą to wynika to z ich kobiecych cech, czyli transseksualizmu, transwestytyzmu, homoseksualizmu.
Czy jest jakiś inny reżyser, niekoniecznie polski, którego mogłabyś postawić na równi z Almodóvarem?
Jest wielu reżyserów, którzy na pewno realizują lepsze filmy, podchodzą co całości bardziej profesjonalnie, posiadają większą wiedzę, co przekłada się na lepszy warsztat. Urok filmów Almodóvara polega na jego regionalności, kolorowości, żywotności. Gdybym nie zajmowała się Almodóvarem to na warsztat nie wzięłabym innego reżysera, ale filozofa, który w Polsce jest ciągle nieznany i niedoceniany mimo bardzo dobrej i niesamowicie przystępnie napisanej książce „Etyka dla syna”, która w pewien sposób mnie zainspirowała i wskazała drogę, w jaki sposób pisać, aby przekazać to, co udało nam się zrobić. Nie jest trudno przekazać swoje wnioski specjalistom za pomocą zawiłego języka. Najtrudniej mówić o rzeczach skomplikowanych w prosty sposób i mam nadzieję, że mnie się to udało.
Oglądasz Jego filmy w oryginalnym hiszpańskim języku? Ułatwia to zrozumieć przekaz, jaki chciał przekazać autor?
Nie wyobrażam sobie innego oglądania filmów Almodóvara niż w oryginale. Język hiszpański jest bardzo subtelny i wiele rzeczy bardzo trudno przetłumaczyć (co starałam się robić), ponieważ to wymaga również omówienie wątku historycznego, a w czasie zwykłego oglądania filmu dla zobaczenia prostej historii nie ma czasu ani miejsca. Uważam, że oglądanie Almodóvara w innym języku to jak czytanie „Pana Tadeusza” po niemiecku: niby to samo, ale wywołuje inne wrażenie.
Czy myślisz, że Twoja praca w dostateczny sposób wyczerpuje temat, jakiego się podjęłaś? Myślisz, że ta luka wydawnicza jest już jakoś wypełniona? 
Gdyby moja praca wyczerpywała temat to na pewno nie miałabym, co robić. Przez najbliższe lata mam nadzieję jeszcze pomęczyć czytelników Almodóvarem i swoimi przemyśleniami na jego temat.
A teraz przejdźmy na grunt prywatny. Jesteś blogerką, mamą. Masz wspaniałą córeczkę, Olę, która jest dzieckiem autystycznym. Ujęłaś mnie stwierdzeniem, że w minionym roku nauczyłaś się wreszcie mówić, iż Olka jest dzieckiem autystycznym. Trudne to przyznać się przed ludźmi, ale chyba jeszcze trudniej przed samym sobą?
Każdy rodzic marzy o idealnym dziecku, które spełni za niego jego marzenia, będzie odważniejsze, lepiej zarabiało itd. Ja też miałam taką wizję małego geniusza, który osiągnie więcej ode mnie i bardzo długo nie mogłam uwierzyć, że może być coś nie tak. Robiłam wszystko, co można było i powtarzałam sobie, że uda mi się samodzielnie wyeliminować jej „braki”. Później przyszedł żal z powracającym pytaniem: „Dlaczego akurat ja?”. Będąc w szpitalu od jednej mamy usłyszałam, że ona uważa, że dzieci z różnymi dysfunkcjami trafią do kobiet, które są tak radosne i pełne życia, że nawet niepełnosprawność dziecka nie jest w stanie ich przytłoczyć. To pomogło mi inaczej spojrzeć na siebie i moje relacje z córkę. Przecież ja ją kocham najbardziej na świecie i jestem gotowa dla niej zrobić wszystko, więc po co ją porównuję z rówieśnikami? Akceptacja i zrozumienia własnych emocji. W tym pomogła mi książka "Rozwój i jego wspieranie w perspektywie rehabilitacji i resocjalizacji" pod red. Diany Müller i Anny Sobczak.
Które zajęcie pochłania Ci najwięcej czasu?
Na swoje przyjemności (blogowanie, praca naukowa) mam tylko cztery godziny dziennie, czyli wtedy kiedy Ola jest w przedszkolu. Staram się jednak bardzo dużo czytać córce. Można powiedzieć, że wykorzystujemy każdą chwilę: godzina czytania w kąpieli, godzina do dwóch w czasie usypiania, pół godziny w czasie malowania farbkami. Moja codzienność to zabawy i spacery przeplatane książkami, które czytamy razem. Latem często zabieram różne książki do piaskownicy. Sadzam córkę i czytam na głos. Często podchodzą do nas dzieci, aby posłuchać. Kiedy zdarza mi się spacerować bez córki osoby poznane na spacerach zadają pytanie: a córka gdzie? Z tego powodu śmieję się, że córka i pies to mój podstawowy zestaw spacerowy.
Jesteś otwartą osobą, łatwo nawiązujesz kontakt z obcymi ludźmi. Mało tego, zawsze piszesz na swoim Facebookowym profilu, że owszem bycie blogerem, czytanie książek, to jedno, ale bardzo chętnie pomożesz innym blogerom w stawianiu trudnych, nie tylko pierwszych, kroków w tej sferze. Służysz i radą, i pomocą, a nawet adresami wydawnictw, z którymi Ty współpracujesz. Nie zamykasz się na innych. Dlaczego?
Babcia i mama, jako rodowite Wielkopolanki mają w swojej mentalności dużo niemieckich zapożyczeń. Jednym z nich jest nieświadome stosowanie imperatywu kategorycznego Kanta: „Czyń innemu to, co sam chciałbyś, aby on tobie czynił”. Do tego doszło wieloletnie studiowanie pism Jose Ortegi y Gasseta (kolejny Hiszpan, który mnie fascynuje, ale uważam, że w badaniach nie byłabym lepsza od pani doktor Doroty Leszczyny) i twórczości wielu myślicieli, którzy pozwolili mi się zdystansować, dojrzeć i osiągnąć wewnętrzną radość. Człowiek tak naprawdę niewiele potrzebuje w życiu. Jeśli spojrzymy na innego człowieka jak na niezbędny element społeczeństwa, w którym żyjemy to uświadomimy sobie, że czynienie mu źle jest niszczeniem tej skomplikowanej maszyny.
Powiedz jeszcze od czego zaczynałaś w ogóle jako blogerka. Czy z założenia był już to blog typowo książkowy?
„Górowianka” miał być typowym blogiem regionalnym, ale odkryłam, że byłoby w nim wiele krytyki, a ciągłe krytykowanie niszczy i krytykującego, więc na jakiś czas go porzuciłam. Impulsem do pisania o książkach była terapia. Po prostu musiałam dostarczyć córce niesamowitych ilości książek. Początkowo opisywałam to, co udało nam się kupić lub zdobyć z różnych źródeł. Obecnie powoli udaje mi się rozszerzać współprace i dzięki temu mam dla Oli wiele interesujących materiałów, z którymi może wędrować między domem i przedszkolem i jako osoba, która ma coś „za darmo” nie patrzę na owe wędrówki z przerażeniem. Wręcz przeciwnie: bardzo mnie cieszy, kiedy Ola czyta razem z dziećmi, ponieważ dzięki temu uczy się zachowań społecznych, komunikacji, a to dla nas jest najważniejsze.
Dziękuję za rozmowę.
I życzę Ci Aniu, żebyś w następnej publikacji o tym niezwykłym twórcy umieściła więcej siebie! Bo tego mi zabrakło, ale wiem, że to monografia naukowa, która rządzi się swoimi prawami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz