piątek, 5 lutego 2016

To ja - Tutuś

​​
Mówią na mnie Tutuś. Kiedy tak wołają muszę biec. Czasami poważnym tonem mówią "Tutek". Wtedy wiadomo, że muszę porzucić zabawkę. Opowiem Wam troszkę o świecie, bo jest on bardzo dziwny. Na początku był przerażająco wielki. Schody były tak wysokie, że musiałem kilka razy podskoczyć, żeby po nich wejść, więc wychodzenie z domu było bardzo trudne, bo musiałem wdrapać się po kilku schodkach, żeby wylądować na pachnącej zielonej trawie. To były czasy, kiedy jeździłem wózkiem na kolanach swojej właścicielki, a kiedy wchodziliśmy do sklepu pani wkładała mnie pod wózek, a właścicielka nadal siedziała w wózku.
Z czasem wszystko się zmieniło. Świat skurczył się bardzo, co ma swoje plusy, bo teraz widzę, co moja właścicielka je. Wcześniej musiałem wąchać, a teraz dokładnie oglądam, co ma na talerzu stojącym na stoliku. Są też minusy tego kurczenia: nie mogę już siedzieć w wózku na kolanach właścicielki. Pani mówi, że już ważę tyle, co moja właścicielka i za duży jestem. Jak to się stało, że ona tak zmalała to ja nie mogę zrozumieć. Przerażające jest też to, że i u pani na kolanach się nie mieszczę. Uda jej zmalały i kiedy uda mi się na nie wskoczyć muszę siedzieć bardzo ostrożnie, bo od razu spadam. Kolejny minus to skurczony stolik, pod który lubiłem się chować. To była moja oaza spokoju. A teraz muszę się wczołgiwać pod niego.
Jest za to jeden wielki plus: inne psy nie są już takie groźne. Mogę ciągnąć panią do każdego psa i większość jest mniejsza ode mnie, dzięki czemu już się ich nie boję.
Ponoć jestem ważnym psem. Pani mówi o mnie "pies terapeutyczny", a później każe różne rzeczy wykonywać. Robię, bo lubię nagrody. Na początku dostawałem dobre twarde ciastka, ale kiedy dorwałem paczkę chrupek z torby, zrobiłem w niej dziurę i wszedłem do niej cieszyć się olbrzymimi chrupkami pani stwierdziła, że chrupki będą lepsze do tresury. Nie wiem co to znaczy, ale to zapewnia mi stałą porcję kurczących się chrupek. Na początku były tak duże, że je chrupałem i chrupałem, a teraz otwieram pyszczek i je zjadam. Niestety przerażająco się kurczą i są coraz mniejsze. Boję się, że kiedyś całkowicie znikną i nie będę już ich dostawał. Pani czasami mówi, że jestem jak Cliford: miałem być mały, ale z miłości urosłem duży. Chyba muszą mnie bardzo kochać. Oby nie za bardzo, bo wtedy nie będę mógł z nimi spać w domu. Jedno mnie dziwi: dlaczego moja właścicielka tak bardzo się skurczyła. Kiedyś była taka niesamowicie duża, mogła mnie podnieść, mocno przytulić. Teraz inaczej się bawimy.


1 komentarz:

  1. Bardzo zachęcające. Jestem ciekawa dalszych opowieści o psie

    OdpowiedzUsuń