Na stronie Wydawnictwa Nasza Księgarnia o mojej dzisiejszej rozmówczyni
możemy dowiedzieć się, że jest osobą wszechstronną. Poza tworzeniem,
prowadzeniem bloga mama3swinek.blogspot.com, byciem mamą trzech córek,
gotowaniem jest autorką książek dla dzieci, w których przybliża małym
czytelnikom przyrodę.
W twoich książkach znajdziemy
interesujące ilustracje pełne szczegółów i z ograniczoną ilością tekstu. Skąd
pomysł na taką formę?
Katarzyna Bajerowicz: To nic nowego. Były już
takie książki w latach dziewięćdziesiątych (i wcześniej chyba też tylko, że nie
u nas), choćby "Gdzie jest Wally?", które posiadały moje starsze
córki. W tłumie różnych postaci trzeba było wyłowić tytułowego Wally'ego w
charakterystycznej czapeczce.
Teraz moda wróciła i zaowocowała lawiną książek skonstruowanych w ten
sam sposób.
Skąd czerpiesz inspiracje?
Katarzyna Bajerowicz: Zewsząd. Naprawdę. Z
popękanego chodnika, z wzoru na korze drzewa, z zeschniętego liścia, z cienia
na murze, z pogawędki z kimś przypadkowo spotkanym, ze skaleczonego palca, z
psiej kupy na trawniku, z pustego, zapomnianego słoika, stojącego w jakimś
zakurzonym kącie. Wszędzie można znaleźć coś ciekawego, co staje się zaczątkiem
jakiegoś pomysłu. Wszędzie dookoła roi się od pomysłów. Nie wszystkie pozwalają
się odkryć, ale są na pewno. Wystarczy spojrzeć w odpowiedniej chwili.
Proponowane przez ciebie książki
i ćwiczenia nie ograniczają się do oglądania i czytania. Zmuszają czytelników
do aktywniejszego wchodzenia w książkę. Dlaczego dla dzieci ważne jest łączenie
książki z zabawą?
Katarzyna Bajerowicz: Trudne pytanie. Wydaje mi
się, że wiem dlaczego, ale nie umiem tego powiedzieć. Spróbuję. Ale to moje
subiektywne zdanie.
Myślę, że to ważne, bo dziecko, zwłaszcza małe, poznaje świat całym
ciałem, wszystkimi zmysłami, całym sobą. Myślę, że jeśli dasz dziecku, prócz
słów i obrazków w książce, jeszcze posmakować tego o czym mu czytasz, to ono
lepiej zrozumie, a jeśli nie, to zapamięta, a na zrozumienie przyjdzie czas -
nie wszystko musi stać się naraz.
Kiedy moim córkom czytałam książki, to (tak jak mój tata) zmieniałam
głos, udając poszczególne postaci, albo zmieniałam tempo i ton żeby uzyskać
różną atmosferę. To też zabawa. Dzieci słuchają bardzo chętnie, a kiedy sama
bawisz się czytając, to tak naprawdę bawisz się z nimi. Wtedy, nawet w
najdłuższym tekście, nie są konieczne ilustracje.
Myślę, że jeśli dasz dziecku pobawić się z książką, to dasz mu ją
przeżyć bardziej. Mocniej. Uważniej. Może tak lepiej zrozumie świat, to co je
otacza. Będzie umiało wyciągnąć dla siebie pożytek z tego co mu czytasz, bo
samo przeżyje to o czym czytasz. Będzie
chciało przeżyć, bo przeżywanie jest niezwykłe.
Odkrywasz przed dziećmi
tajniki przyrody. Masz przepis na zachęcenie dzieci nauką matematyką, chemią,
fizyką przez zabawę?
Katarzyna Bajerowicz: Być może, gdybym sama nie
była dzieckiem zniechęconym przez szkołę do tych przedmiotów, miałabym taki
przepis. Niestety, nie udało się. Pierwsze lekcje chemii i fizyki były dla mnie
śmiertelnie nudne i już nigdy tych nauk nie pokochałam. Pewnie dlatego, że
miałam uczyć się na pamięć wzorów, formułek, a ja tak nie umiałam i nie umiem.
Muszę rozumieć co się do mnie mówi i dlaczego jest tak jak się mówi, a nie
wykuć, bo tak i koniec. Nic z tego. I tak zostałam rodzinnym głąbem z zakresie
nauk ścisłych.
Z matematyką było jeszcze ciut inaczej, bo trafił się nam w szkole
podstawowej geniusz matematyk, który uwielbiał swój przedmiot i nas. Jego
lekcje były skupione, śmieszne, wybuchowe - jakieś. Baliśmy się go trochę, bo
wrzeszczał okropnie, ale jednocześnie chyba kochaliśmy go wszyscy. Niestety, w
liceum nudna matematyka oduczyła mnie liczyć.
Za to przyroda była fantastyczna. Ojciec, polonista, pokazywał mi
wszystko co było w zasięgu wzroku, tłumaczył, opowiadał. Mieszkaliśmy w małej
miejscowości pod Poznaniem, bardzo blisko lasu. Chodziłam z tatą nad jezioro,
na spacery, właziliśmy na sągi drewna zostawione przez drwali, zbieraliśmy
huby, zdechłe owady, małe cząsteczki zwierząt, taplaliśmy się w wodzie, łowiąc
kijanki.
Mama była ogrodnikiem. Zabierała mnie do kombinatu, w którym pracowała i
łaziłam za nią po szklarniach, ze stadem kotów, oglądając jak rosną pomidory i
goździki, albo siedziałam w laboratorium i oglądałam jak z merystemów powstają
rośliny - koledzy mamy pozwalali mi czasem zaglądać przez mikroskop.
Pamiętam jak byłam bardzo chora, a mama musiała na moment zostawić mnie
samą w domu. Postawiła przy łóżku olbrzymią, ciężką popielniczkę, położyła w
niej dwie poczwarki i kazała patrzeć co się stanie. Zanim wróciła do domu, z poczwarek, które na
początku wiły się konwulsyjnie, wyszły motyle. To było coś!
Konkluzja (bo się rozpisałam za bardzo): nie zniechęcić. To chyba
wszystko. Dziecko samo odkryje co je najbardziej kręci. Moje starsze córki
nienagabywane i niezmuszane wybrały: jedna fizykę (!!!!!!), a druga weterynarię.
Najmłodsza się wykluwa z poczwarki - zobaczymy co będzie chciała robić w życiu.
Niedawno na naszym rynku
ukazała się kolejna twoja książka z serii „Opowiem ci, mamo”, do tego
tematyczny blok rysunkowy i jeszcze książka o lesie. Ponadto prowadzisz bloga.
Skąd masz tak wiele pomysłów i czasu?
Katarzyna Bajerowicz: Ale już sama sobie
odpowiedziałaś: nie mam czasu. Mam za to pomysły na zapas :DDDDD Blog jest
zaniedbany haniebnie już od dawna - mało kto tam już teraz zagląda - chyba
tylko Ci najwytrwalsi? Coś piszę, ale strasznie żałuję, że brakuje mi czasu na
odwiedzanie zaprzyjaźnionych miejsc, w których dobrze się czułam. Staram się to
ostatnio zmienić - może się uda? Chciałabym, bo trochę tęsknię za ludźmi, z
którymi korespondowałam.
Thomas Edison uważał, że
sukces to przede wszystkim ciężka praca i systematyczność. Jak to twierdzenie
odnosi się do ciebie?
Katarzyna Bajerowicz: Edison to był mądry gość:
miał rację. Żadnego sukcesu jeszcze nie osiągnęłam, ale pracuję nad tym - może
kiedyś się uda? Byłoby fajnie, ale pewnie jestem mało systematyczna?
Masz już kolejne pomysły,
które chciałabyś w najbliższym czasie zrealizować lub są realizowane?
Katarzyna Bajerowicz: O tak! Mam! Masę! Tylko nie
mam pojęcia kiedy je realizować? Chciałbym żeby czas był jak guma do majtek:
elastyczny i bardzo wytrzymały. W każdym razie jeden z pomysłów właśnie
wprowadzam w życie, a kolejne wylewam do pomysłowników i na świstki papieru,
które przyczepiam gdzie popadnie w pracowni.
Jak spędzasz wolny czas?
Katarzyna Bajerowicz: Obawiam się, że definicja
czasu wolnego dla każdego brzmi inaczej. O, w Wikipedii znalazłam taką:
Czas wolny – czas, którym dysponuje człowiek po wykonaniu obowiązków
takich jak nauka, praca, czynności związane z codziennym życiem.
Poniżej jest geneza:
Pojęcie i problem czasu wolnego pojawił się wraz ze społeczeństwem
przemysłowym i związaną z nim standaryzacją produkcji. W społeczeństwie
tradycyjnym problem ten nie był istotny, gdyż nie rozgraniczano czasu wolnego
od czasu pracy. W dużej mierze na pojawienie się tego problemu wpływ miało
miejsce wykonywania pracy, różne od miejsca poza pracą, co z kolei wiązało się
z przebywaniem w dwóch różnych społecznościach.
W świetle powyższego czasu wolnego nie mam. Po pierwsze dlatego, że
pracuję w domu, po wtóre dlatego, że moja praca ciągle jest ze mną. I nie myślę
o tym, że mam w domu pracownię, ale o tym, że nie uwalniam się od pracy.
Wędruje ze mną stale. Nie zostawiam jej w pracowni, ale zabieram idąc po
zakupy, skrobiąc marchewkę albo myjąc podłogę.
Ale jednak czasem robię coś innego. Lepię z gliny, czasem robię zdjęcia,
grzebię w ogródku. Od roku ćwiczę. Praca mnie zmusiła :DDDDDD Chodzę na jogę.
Znowu jestem (prawie) sprawnym człowiekiem :DDDDDDDDD
Po jakie książki sięgasz
najchętniej?
Katarzyna Bajerowicz: Różne. Najróżniejsze. Są
książki, do których wracam. To "Muminki" (inne książki Tove Jansson
też mam, ale jednak "Muminki" kocham najbardziej) , książki Terry'ego
Pratchetta, ksiązki Ursuli Le Guin. Zawsze odkrywam w nich coś nowego. To są
książki jak ogr, a ogr jest jak cebula - ma warstwy :DDDDD Czytane w różnym
wieku odkrywają różne problemy, wartości. Zawsze zachwycają czymś nowym.
Ponieważ ostatnio nie mogłam czytać tyle ile bym chciała i potrzebowała,
posiadłam trochę audiobooków (hmmm - jak się to pisze odmieniając?). Słucham
"Muminków" w wykonaniu Pana Krzysztofa Kowalewskiego (Nasza
Księgarnia), cudownych mitów greckich Hawthorne'a ("Opowieści z
zaczarowanego lasu") wydanych przez BUKĘ, "Mikołajków" czytanych
przez Panów Stuhrów i, dla odmiany, straszliwych i krwawych skandynawskich
kryminałów, a potem zaśmiewam się przy niedawno wydanych książkach Pana Wakuły.
Stoją sobie nad komputerem też inne płyty: sporo z serii "Mistrzowie
Słowa" i jeszcze więcej płyt z książkami dla dzieci. Uwielbiam je.
Nie będę wymieniać co piętrzy się obok mojego łóżka i na szafce nocnej,
bo to skandaliczny misz-masz, ale są tam także, kupieni ostatnio,
"Królowie przeklęci", podkradani kiedyś mamie z półki, a zabronieni
jako "może nie do końca odpowiedni" dla dziewięciolatki :DDDDDDDD
Jeszcze nie zaczęłam, ale już jestem bardzo ciekawa jak będzie mi się to czytać
dzisiaj?
Dziękuję za rozmowę i życzę
wielu sukcesów oraz rozciągliwego czasu
Katarzyna Bajerowicz: Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz