Tomasz
Dalasiński, Nieopowiadania, Szczecin,
Bezrzecze „Forma. Fundacja Literatury im. Henryka Berezy” 2016
„Nieopowiadania” Tomasza Dalasińskiego to zbiór
utworów będących swoistą grą z czytelnikiem, do którego należy niełatwe zadanie
wypełnienia miejsc pustych, rozwinięcia – czasami zbyt skąpej – fabuły,
uchwycenia gry, wcielania się w różne role przez podmiot liryczny. Narrator raz
staje się bohaterem, raz szydzi z konwencji, a innym razem spogląda na świat z
perspektywy wszechwiedzącego obserwatora. Do tego niektóre utwory to
powtarzające się pętle i zabawa konwencją. Spotykają się w nich różnorodni
bohaterowie: od sprzątaczek, przez pracowników biurowych, biznesmenów,
artystów, studentów, prostytutki, homoseksualistów, heteroseksualistów, prawicowców,
lewicowców po literatów tworzących alternatywne światy, szukających odmiennych
dróg, gubiących się w fabule, ograniczających swoje istnienie do własnego
tworzenia, zmuszających innych do pochwał, zmuszanych przez życie do życia,
walki o jutro, bitwy o kolejny dzień egzystencji w świecie, który ogranicza się
do nas samych i spełniania własnych pragnień, wykorzystywania innych jako
środków prowadzących do osobistych celów. Wszyscy spotykają się w granicach
miasta zmuszającego ich do przypadkowych i powierzchownych relacji, ale
dającego możliwość poprawy bytu i nie zawsze zapewniającego anonimowość.
Bohaterowie pozostają w rozdarciu między wyborami, swoimi możliwościami i
narzuconą przez własne istnienie wolnością, od której nie można uciec, co
doskonale podkreśla „Most of all”: „Jestem bohaterem swojego opowiadania. Stoję
na moście, ale we mnie jest nas takich dwóch, i jeden mówi: skaczmy, a drugi na
to: zejdźmy. Więc może skoczę? Albo zrobię wbrew sobie. Lecz któremu „sobie”?”.
Każdy z nas stoi przed takimi radykalnie odmiennymi i
pozornie takimi samymi rozwiązaniami, wyborami różnych szybkości przemierzania
drogi w dół, zmierzającymi do końca życia, który może wydawać nam się
przypadkowy, a okazuje się nieunikniony przez sam fakt narodzin.
Zbiór polecam osobom otwartym na przemyślenia, zabawę
formą, słowem, konwencjami, znakami, gotowym w pozornym miejskim chaosie
gotowych dostrzec kosmos ludzkich oddziaływań, niezbędny ład i wyłanianie
siebie z relacji z innymi ludźmi. W tych kontaktach najbardziej zaznacza się
tworzenie własnej osoby przez spotkanie z matką, będącą najważniejszym „Innym”
w naszym życiu. Napiętnowanie jej spojrzeniem sprawia, że trudno dostrzec nam
granice własnego Ja oraz naszego ja stworzonego przez Innego-matkę:
„We wstecznym lusterku siedząca z tyłu matka
wyglądała dokładnie tak, jak można sobie wyobrażać matki siedzące z tyłu:
odwrotnie. Odwrotnie: z perspektywy matki siedzący za kierownicą „ja” musiał
wyglądać równie idiotycznie.
– Spakowałeś kanapki? – zapytała matka.
– Spakowałem – odpowiedziałem, zresztą zgodnie z tzw.
prawdą.
– A termos?
– Termos też.
Zabawne, że wszystko
sprowadza się do tego mnie, który nie ma nawet tej pewności, że jest tym mną,
do którego wszystko się sprowadza.
Nietrudno jest urodzić
syna, choć urodzić syna jest piekielnie trudno; trudno jest urodzić samego
siebie, będąc już uprzednio urodzonym przez kogoś. Tak (podówczas) myślałem.
Jeżeli miałbym (wtedy) opowiedzieć coś o macierzyństwie, to przywołałbym taką scenkę
z przeszłości: „ja” posypiający gdzie bądź, a dookoła ta kobieta, którą tak
trudno, tak niezwykle trudno jakkolwiek nazywać.
Dziś zrobiłbym to
inaczej”.
Książkę polecam
miłośnikom literatury wymagającej refleksji, skupienia i przyglądania się w
niej sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz