Nauka rysowania czasami może być niesamowicie trudna.
Kupujemy naszym pociechom piękny papier, śliczne pisaki, kredki, długopisy, a
one i tak nie chcą brać ich do ręki, a jak już uda nam się je nakłonić do
dotknięcia tych narzędzi to odpływają w swój świat.
Moja córka kochała rysować. Kiedy miała roczek
spontanicznie bazgrała na kartonach, kartkach i ścianach nietoksycznymi kredkami odpowiednimi do
wieku. Z czasem chętnie sięgała po długopisy, ale kiedy poszła do przedszkola i
trzeba było rysować odpowiednie formy, trzymać się w granicach rysunku zapał
zniknął. Kredka stała się narzędziem znienawidzonym, pisak czymś strasznym, a
długopisy przerażały. Teraz na nowo uczymy się spontanicznego kochania tych
narzędzi. Przestałam wymagać, by rysowała w określonych granicach. Rysowanie ma
być przede wszystkim zabawą, w czasie której ja i ona mamy okazję to tworzenia
czegoś razem.
I tak powstają portrety maskotek. Każdy
niepowtarzalny, zmuszający do aktywności. Ja odrysowuję kontury maskotki,
zaznaczam cechy szczegółowe, troszkę koloruję i zachęcam córkę do tego samego.
Jeśli nie chce to nie zmuszam. Następnie każdemu zwierzakowi rysujemy jedzenie:
robimy całe mnóstwo kolorowych kropeczek, następnie kreseczek, ślimaków. I tak
w naszym świecie brązowe kropeczki to orzeszki, czerwone marchewki, zielone
trawa, żółte to ziarna. Nie ważne jak dużo dziecko z nami pracuje. Ważne, że
samo spontanicznie zaczyna wybierać kolory. Nasza zabawa zakończyła się nawet
rysowaniem kreseczek na sweterku króliczka i bucików, aby nie musiał biegać
boso.
Przepis na udany rysunek: dwie maskotki, duża kartka
(blok techniczny A3), kolorowe, pachnące pisaki i bardzo dużo uśmiechu oraz
pomysłów do opowiadania sobie historii.
Dziś ,albo wczoraj o tym pisałyśmy na fb :) . Muszę swojego synka zachęcić do malowania w ten sposób :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka