wtorek, 22 listopada 2016

Zofia Tarajło-Lipowska "Śmierć dziekana. W studni złych emocji"

Zofia Tarajło-Lipowska, Śmierć dziekana. W studni złych emocji, Katowice „Lech i Czech” 2014
Uczelnie kojarzą nam się z powagą, uczonością, autorytetami, badaczami, sumiennością, rozwojem, mądrością, dystansem do spraw przyziemnych, unikaniem konfliktów, spokojną pracą w zaciszu gabinetu lub laboratorium, staraniami o granty, udziałem w międzynarodowych konferencjach, nawiązywaniem współpracy z zagranicznymi uczelniami itd. itp.. Lista pozytywnych cech jest długa i zapewnia nas o wielkości naukowego świata. Na osoby tam pracujące spływa aura intelektualnego oświecenia i ludzkiego szacunku. W prawdziwym życiu różnie z tym bywa. David Lodge zabrał swoich czytelników w świat interesów i interesików wyśmiewając t ten sposób przywary ludzi nauki. Jednak brytyjski naukowiec robi to w sposób bardzo subtelny i często niedostrzegalny. Zachowania wykreowanych przez niego postaci w pewnych granicach można zaakceptować, a sami bohaterowie prowadzą mniej lub bardziej pasjonujące badania, mają pasje, rozwijają się. Zofia Tarajło-Lipowska natomiast wrzuca nas w świat pełen paradoksów, miernoty, działania na szkodę uczelni, przekładania własnych interesów nad postępem naukowym i unikania jakiejkolwiek pracy na rzecz nauki. Na porządku dziennym są tu wewnętrzne tarcia, walki o uznanie, stanowiska, granty, akceptacje projektów, finansowanie publikacji monografii naukowych, sponsorowanie udziałów w konferencjach i wyjazdów zagranicznych, które są tak naprawdę jedynie spotkaniami towarzyskimi z podobnymi naukowcami, ale z zagranicznych uczelni, przez co zyskuje wymiar międzynarodowej współpracy. Uczelniana posadka jest doskonałym źródłem utrzymania dla tych, którym nie chce się pracować. Donosicielstwo, oszczerstwa, zazdrość i układy pozwalają miernym badaczom z bardzo dobrym skutkiem nie tylko zachować posadkę, ale i awansować do grona władz uczelni.
„Śmierć dziekana” zaludniają naukowcy, którzy śmiało mogą stać się parodiami wszelkich pracowników intelektualnych: zwalczający się, dbający o posadki, bojący się, że nowo otwarty kierunek może przyciągnąć studentów i odciągnąć od dawnej oferty edukacyjnej. Do tego dochodzą wątpliwej jakości badania, bezpodstawne habilitacje, walki o władzę i zatrudnienie. Spokojna praca naukowca zmienia się w koszmar, w którym mimo wszystko ludzie biorą udział. W takim środowisku prędzej czy później musiało dojść do tragedii. Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie nią morderstwo.
Powieść jest doskonałym połączeniem powieści kryminalnej i satyry. Zofia Tarajło-Lipowska z wielka wprawą prowadzi wątek detektywistyczny, w którym pojawiają się bardzo dobrze zarysowane karykatury. Każdy jest tu inny, ma odmienny zestaw wad i prywatną listę interesów. Sieć połączeń tych list sprawia, że instytut staje się pulsującą tkanką, w której każde zaburzenie może doprowadzić do zawalenia się domku z kart ambicji. Do takiego przewrotu dochodzi w chwili śmierci dziekana. Pewnego dnia w holu ląduje ciało otyłego naukowca, który spadł z czwartego piętra. Komisarz Jacek Cichosz nie ma wątpliwości, że ktoś musiał mu pomóc w zakończeniu życia. To wymaga prowadzenia długotrwałego i żmudnego śledztwa pozwalającego obnażyć struktury uczelni. Naukowcy odpowiadając na jego pytania nie ułatwiają mu sprawy. Każdy ma interes w tym, aby dokonać zbrodni i ukryć jej sprawcę. Z czasem okazuje się, że coraz więcej osób mogło chcieć śmierci denata, którego zasługi były mizerne, a rządy kiepskie. Stosunki między naukowcami wydziału mieszczącego się przy ulicy Gołębiego Serca z zewnątrz przypominają przepychanki dzieci w piaskownicy: każdy walczy o łopatkę (władzę) wszelkimi sposobami. W ten sposób nie zabraknie wyzwisk, pomówień, anonimów, tworzenia grup wzajemnej adoracji. Tytułowa „Śmierć dziekana” dzięki satyrycznemu obrazowi zyskuje wydźwięk dwuznaczny. Drugie dno powieści okazuje się bardzo interesujące i zachęca do analizy wszelkich środowisk pracy.
Zofia Tarajło-Lipowska w bardzo dobrze prowadzony wątek kryminalny wplecie także romans. Jednak i on zostaje poddany satyrycznemu wykrzywieniu, przerysowaniu. Śmiała pani dyrektor instytutu stara się o względy kiepskiego, ale zagranicznego naukowca docenta Muminka, którego bardzo promuje.
„Śmierć dziekana” czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Książkę polecam miłośnikom kryminału, satyry i powieści psychologicznej. Doskonałe portrety bohaterów sprawiają, że czytelnik nie nudzi się w czasie lektury.

 

2 komentarze:

  1. Według nowych teorii literackich współtwórcą książki jest jej czytelnik. Jeden uczestniczy w tym procesie bardziej, inny mniej. Z satysfakcją stwierdzam, że recenzentka zalicza się do tej pierwszej grupy, być może wychodzi w niej na czoło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo ciekawa tej książki :)

    OdpowiedzUsuń