niedziela, 7 maja 2017

René Goscinny "Lucky Luke. Jesse James" il. Morris

René Goscinny, Lucky Luke. Jesse James, il. Morris, tł. Maria Mosiewicz, Warszawa „Egmont” 2017
Wielu osobom Lucky Luke przede wszystkim kojarzy się z animowanym serialem bardzo popularnym w latach 90 XX wieku. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego), który pragnął stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło do realizacji studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, którey od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie).
Tytułowy bohater rysunkowych opowieści to kowboj, najszybszy rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie. Jednym z wielu motywów większości albumów jest pościg za braćmi Daltonów, którzy dają się złapać z różnych błahych powodów. W tomie „Jasse James” ciastko ukradzione chłopcu przez najwyższego z braci sprawia, że zostają znalezieni. Motyw bardzo szybko się kończy i zaczyna oddzielna opowieść o innym bandycie oraz jego bandzie. Przy okazji nie zabraknie bardzo ważnego motywu dla
„Lucky Luke. Jesse James” to przede wszystkim komiks opowiadający o znaczeniu więzi człowieka ze zwierzęciem. Przekonujemy się o tym już na pierwszych stronach. Niezwykły rumak najszybszego rewolwerowca w Teksasie, Jolly Jumper, pozwala mu na niezwykłe wyczyny i brak stresu z powodu ciągłej konieczności kontrolowania zwierzęcia. Koń kowboja jest tak inteligentny, że jego przyjaciel i pan może spokojnie robić co tylko zechce. Jednym z zajęć jest doskonalenie umiejętności strzeleckich.
Tym razem zgrany zespół będzie miał do czynienia z legendarną postacią, która niczym Robin Hood rabowała bogatych i dawała biednym. Żyjący w XIX wieku bandyta stał się pierwowzorem negatywnego bohatera. Cała opowieść zaczyna się od uwielbienia Jesse Jamesa do opowieści o Robin Hoodzie. Pragnie być taki jak rabuś z Sherwood. Po pierwszym rabunku i pomocy biednemu, który przegrał wszystko w karty ma dylemat moralny: kiedy daje pieniądze niemającym niczego ci stają się bogaci i trzeba ich obrabować, więc takie rozdawanie dóbr nie ma sensu. Z pomocą przychodzi mu zaczytujący się w Shakespearze Frank proponujący bratu dobroczynność w obiegu zamkniętym, czyli będą sobie wzajemnie przekazywać pieniądze. Do nich dołącza prostoduszny i psotny Cole, którego kawały przynoszą ludziom wiele strat. Cała trójka rabuje banki i pociągi, przez co przyczyniają się do wielkich strat. Zezłoszczeni bankierzy wynajmują detektywów mających ich pochwycić. Jednak oni „specjaliści od ścigania przestępców” nie dość, że za bardzo rzucają się w oczy to jeszcze posiadają wątpliwe umiejętności śledzenia.
Kiedy po licznych wędrówkach bandyci kierują się do Teksasu Cosmo Smith i Fletcher Jones (wynajęci detektywi) udają się do Lucky Luke’a po pomoc. Słynny strzelec obiecuje mieć całą trójkę na oku i przygotować mieszkańców na ich przybycie. Ostrzeżeni mieszkańcy Nothing Gulch wyciągają wszystkie oszczędności z banku, aby ochronić swoje dobra przed rabusiami. Początkowo są bardzo nieufni wobec nowych. Jesse James należy jednak do ludzi sprytnych i robi wszystko, by jego banda wzbudziła zaufanie ludzi. Okazują się mistrzami w zdobywania zaufania. Do twego mają doskonały zmysł planowania rabunku, przez co słynny kowboj będzie miał nie lada wyzwanie, któremu oczywiście sprosta i tradycyjnie cała historia skończy się dobrze.
Całość bardzo lekka, interesująca, fabuła wciągająca, ze sporą dawka humoru oraz zawiłą akcją, która wydaje się prowadzić do katastrofy. Całą serię polecam wszystkim, którzy nie lubią czytać. Sięganie po komiksy zachęci do czytania nawet najbardziej opornych młodych i starszych czytelników.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz