Maria Bigoszewska, Wołam cię po imieniu, Szczecin, Bezrzecze „Forma. Fundacja Literatury imienia
Henryka Berezy” 2017
Pierwsze ludzkie doświadczenie to kontakt z innym
człowiekiem, pierwsze spotkanie pozwalające przetrwać i dorastać. Od tamtej
pory każdy dzień obfituje w nieuniknione relacje i idące za nimi emocje oraz
zmiany. Wszystko płynie – jakby powiedział starożytny filozof. Spotkanie jest
najważniejszym doświadczeniem w życiu każdego człowieka. Nie możemy od niego
uciec. Napotkanie Innego to zderzenie z innym człowiekiem, jego wizją świata, jego
istnieniem sprawia, że z takiego doświadczenia nigdy nie wychodzimy tacy jak
byliśmy wcześniej. Spotkania to zmiany, płynące i zmienne doświadczenia,
ulotność chwili, którą staramy się łapać. Spotykamy ludzi na ulicach, w
sklepach, pracy, domu, bliskich, znajomych, obcych. Wszyscy dostarczają nam
różnych emocji i tylko pozornie wydają się nie wpływać na nasze życie.
O tych różnych spotkaniach jest tom Marii
Bigoszewskiej „Wołam cię po imieniu”. W nawiązującym do „Biblii”, boskiej mocy
wołania i dobrej znajomości (możliwość wołania po imieniu) tak jak w życiu mamy
różne płaszczyzny oddziaływania. Pojawia się miłość, rodzicielstwo, przyjaźń,
sympatia, ale nie zabraknie też złości, nienawiści. Z jednej strony podmiot
liryczny doświadcza zdrady, a z drugiej wierności. Wszystkie łączą ludzie i
przemijalność oraz utrwalanie się w cudzej pamięci. Poetka pokazuje bardzo
ważną rzecz: nie ma spotkań bez emocji. Człowiek i jego relacje z innymi to
głównie uczucia wpływające na siłę doświadczenia.
Są to często emocje niezależne od intencji
napotkanych osób, wynikają z naszych doświadczeń, zaistnienia w świecie:
„Zdarzyło ci się życie. Trudno, mnie też.
Droga w śniegu,
tak mleczna, że trzeba pobiec
śladem, szukać pod lodem
i nie wracać na noc. Nie ma pośpiechu, mówisz.
A później jest już wiosna,
topnieją słowa w ustach. Bezpowrotnie
zanosi się na deszcz”.
Zaistnienie staje się punktem wyjścia, ale też
etapem, kiedy matka i dziecko nie są jednym organizmem tylko osobnymi bytami wzajemnie
się doświadczającymi, uczącymi żyć obok siebie i ze sobą, aż do odejścia tej
drugiej osoby. Jedni mijają szybciej, inni są w naszym życiu dłużej. Jednych
zabierają inni ludzie, a innych śmierć. Każde takie odejście to odmienne emocje
zbudowane przez wspólne doświadczanie przemijalności. Złość wywołana
rozczarowaniem każe podmiotowi lirycznemu wyznać: „Wolałabym, żeby umarł, niźli
odszedł do innej”. Ludzka potrzeba przywłaszczania, zagarniania Innego dla
siebie, przywłaszczania go każe oceniać w kategoriach wierności i niewierności,
sposobów odejścia. Bardzo krótko ważne jest to jak owo trwanie między pierwszym
spotkaniem, a odejściem wyglądało, jaką miało siłę oraz czas.
Wołane po imieniu to domaganie się uwagi, przetrwania
w cudzej pamięci, domaganie się ciągłości istnienia także po śmierci. Jednak to
istnienie przez pamięć pozostaje obarczone emocjami każącymi selekcjonować na
zdrajców i wiernych jak psy, bliskich i dalekich, dobrych i złych, godnych
podziwu i zasługujących na potępienie. Wiersze w tomie „Wołam cię po imieniu”
są swoistą autorefleksją dotyczącą własnych relacji i odczuć wobec napotkanych,
spotkanych. Są to przemyślenia umieszczone na tle śmierci, przemijalności,
zmienności, nieuchronności losu i wielkiego wpływu własnego zaangażowania w
spotkanie z innym człowiekiem. Wyłania się z nich nieokreślona nostalgia za tym,
co już minęło, a wszystko podsumowane zdaniem: „Nic nie poradzisz/ na świat”.
Cokolwiek zrobisz zawsze będziesz musiał pozostać bezradnym, bo czas jest nieuchronny,
drogi już ustalone, ale niepewne i rozmywające się: „Robaczywy to owoc, czas.
Zaciera wszelkie ślady.
Zostaje tylko pamięć. Bez dowodów”.
„Wołam cię po imieniu” to poezja spotkania,
otwierania się na człowieka, emocjonalnego doświadczania go i przechodzenia różnych
etapów w ramach odmiennych ról społecznych. Polecam miłośnikom poezji.
Patronuję z:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz