środa, 14 marca 2018

Robert Bly "Żelazny Jan"



Robert Bly, Żelazny Jan, tł. Jacek Tittenbrun, Warszawa “Zysk i S-ka” 2017
Mitologia zawsze wyłazi tam, gdzie kończy się nauka i naukowe uzasadnianie. Mitologia kryzysu wieku średniego połączona z mitologią upadku męskości i więzi męskich sprawiają, że do takich wartości, które gdzieś tam w przeszłości ponoć były zaczynamy wzdychać. Jeśli wzdychamy zbyt mocno powinniśmy sięgnąć po książki naukowe z socjologii, antropologii, historii zamiast po mitologie. Umysł ludzki jednak jest przewrotny: kochamy bajki. Właśnie owo zamiłowanie do bajek zmusza nas do sięgania po sf czy romanse oraz wszelkiego rodzaju poradniki oderwane od realiów, ale bazujące na wymyślonych wartościach. Szczególnym powodzeniem cieszą się ostatnio mitologie męskości, które podobnie jak wszelkie inne płciowe mitologie uszczęśliwiające ludzi mają się dobrze. Im ludzie mają większe możliwości wyboru, większą swobodę działania i samospełnienia tym bardziej wzdychają do mitów ograniczających te wybory. Z tego powodu wielu dorosłych tak bardzo tęskni za dzieciństwem, czyli czasem, kiedy nie mogliśmy sami o sobie stanowić zamiast przejść do pogodzenia się z odpowiedzialnością za siebie i swoje czyny. „Żelazny Jan” sięga po podobne narzędzia: to ktoś za nas powinien zdecydować i wprowadzić nas w świat dorosłych. Sięganie po mitologie, mieszanie z kulturą sprawia, że książka staje się postjungowskim męskim odpowiednikiem „Biegnącej z wilkami”, czyli lekturą pokazującą jak to dawniej było cudownie, bo starsze pokolenia wprowadzały w świat dorosłych. Każdy znawca historii i socjologii wie, że to mit ociekający mizogynią. Bazujące na legendzie o Żelaznym Janie pomysły Roberta Bly’a sprawia, że bezrefleksyjni czytelnicy zachwycą się skrajną separacją męskości od kobiecości, co w kulturze jest bardzo niezdrowe i prowadzi do przemocy jednej płci wobec drugiej.
„Żelazny Jan” to lektura chcąca uchodzić za poradnik dla zagubionych mężczyzn w świecie równych szans i przekonujących ich, że współpraca międzypłciowa jest złem, czyli przynoszącym wiele szkody, ponieważ może pogłębić zagubienie, w rzeczywistości, w której ludzie w pracy i związku mają być partnerami dążącymi do wspólnego celu.
Książka stylizowana jest na poradnik dla mężczyzn. Główne przesłanie to „odkryj swoje wnętrze”. Wnętrzem ma być tu Dzikus z legendy i na tym koniec pomysłu na męskość i radzenie sobie z traumami wynikającymi z zagubienia w świecie nowych wartości, w których kobieta przestaje być własnością, a staje się podmiotem, z którego zdaniem trzeba się liczyć. Czy taki powrót do dawnych „lepszych” czasów jest dobry musicie sobie odpowiedzieć sami. Ja należę do zwolenniczek filozofii Berlina, w której dorosły człowiek zawsze ma wybór i zawsze ponosi konsekwencje swoich wyborów. Bly zaprasza do czasów męskiego dzieciństwa, w którym to inni odpowiadają za traumy i złe wybory. To mit więzi ojca z synem i przekonanie, że dawniej było lepiej, bo owa więź istniała jest tu motywem przewodnim. Jeśli sięgniemy do historii społecznej szybko odkryjemy jak owa mityczna „więź” wyglądała i że była poddaniem się autorytarnej woli ojca (samca Alfy stada ludzkiego). W takiej postawie jest coś z dziecięcej bezradności: niech inni zdecydują za mnie, bo wiedzą lepiej. Takie podporządkowanie prowadzi też do braku konfliktów, ponieważ syn nie ma się, o co z ojcem sprzeczać, ponieważ wykonuje jego polecenia.
Gdyby całość napisano prosto i dosadnie zaznaczono: synku słuchaj się tatusia nie byłoby zachwytu. Autor jest jednak sprytny i ucieka się do zasłonienia się legendą o Żelaznym Janie, który ma sprawić, że pomysły mają być wzniosłe. Potraktowanie lektury z dystansem do męskich mitów i szacunkiem do historii sprawia, że treść staje się śmieszna, a później wręcz irytująca, ponieważ zaczynamy sobie uzmysławiać jak wielu niewykształconych i nieznających przeszłości mężczyzn sięgnie po nie i uzna bełkot za objawioną prawdę. Całkowite oderwanie od naukowości sprawia, że poradnik staje się gawędzeniem pijanego wujka, który wie lepiej, a nawet jeśli nie wie to i tak nie szkodzi, bo ważne, że ma coś do powiedzenia, a treść staje się nieważna, bo najważniejsze, że otoczenie może sobie go posłuchać, a on poopowiadać.
Opowiadanie krąży wokół klasycznej literatury, laickiego omówienia zwyczajów ludów pierwotnych, powtarzanie bajek o starożytnych zwyczajach zmieszanymi z własnymi przekonaniami i wierszykami własnego autorstwa. Całość oderwana od faktów snuta jest jak baśń o żelaznym smoku, który ma zachwycać i olśniewać. Bogata bibliografia niemająca nic wspólnego z naukowością ma sprawić jej wrażenie. Spodziewałam się dużo lepszej i profesjonalniejszej lektury, a zostałam zaskoczona mitologią, która może krzywdzić mężczyzn, ponieważ jest w niej coś z  argumentacji jak w poradnikach pozytywnego myślenia: jeśli chorujesz to jest to twoja wina.
Książka będzie dobrą lekturą dla osób, które kochają mit męskości oderwany od wiedzy naukowej, a zwłaszcza neurobiologii.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz