Każda
doktryna ma swoje dobre i złe strony - również tak często piętnowany
przeze mnie katolicyzm. Dlaczego tak jest? Religie posiadają zawsze dwa
warianty: naiwno-zabobonno-zakłamany i praktyczny-zgłębiony-duchowo.
Ludzie
przynależni do pierwszej kategorii wyznawców uważają, że ich doktryna
jest jedyną właściwą i każdy ma prawo do posiadania takiego samego
zdania jak oni (byle to zdanie się niczym nie różniło). Przejawia się w
bezmyślnym „odklepywaniu” regułek i życiu w zakłamaniu. Kiedyś
usłyszałam zdanie, które bardzo mnie zgorszyło: „nieświadomość złego
postępowania jest gorsza od świadomego czynienia zła”. Na początku nie
zgadzałam się z tym twierdzeniem. Przecież każdy z nas ma prawo do
popełniania błędów. Później przyszedł czas na refleksję. Czy dobrze
postępuje osoba głosząca doktryny katolickie i jednocześnie nieświadomie
je łamiąca, czy może ten, kto świadomie podchodzi do swoich błędów? W
przypadku pierwszego nie istnieje możliwość poprawy; drugi może
przemyśleć, przeanalizować i zacząć naprawiać swoje postępowanie.
Ludzie
przynależni do drugiej grupy to właśnie ci, którym zdarza się świadomie
źle postępować, dlatego dążą do doskonalenia się. Ci ludzie pragną
szerzyć swojej poglądy za pomocą czynów.
Media
coraz częściej kreują wizję współczesnego człowieka, jako człowieka
obojętnego na cierpienie innych, zajmującego się swoimi rozkoszami.
Chcemy wierzyć, że ludzkość staje się coraz bardziej brutalna, coraz
mniej moralna, coraz bardziej skierowana na uciechy. Jednak gdy
przeanalizujemy historię okazuje się, że jesteśmy coraz bardziej
„społeczni”, coraz bardziej czujemy potrzebę wspólnoty, wybieramy ludzi,
którzy kierują organami państwowymi, by ułatwić funkcjonowanie
społeczeństw.
Dawniej
powoływano królów (często w zależności od tego jak wielkie
wynagrodzenie żądał tak długo rządził), z którymi nikt się nie
identyfikował. Król miał być groźny, niedostępny. Króla można było zabić
jeśli postępował wbrew woli społeczeństwa (ileż to królobójstw w
historii świata?).
Współcześni
coraz bardziej są cywilizowani, coraz bardziej pragną nieść pomoc
innym. Były czasy, kiedy stare osoby bez majątku musiały tułać się po
wsiach i żebrać. Teraz powstają dla osób chorych specjalne miejsca, w
których zapewnia się im jak najlepszą egzystencję (życie w chorobie
zawsze pozostanie egzystencją). Młodzi i starzy, ale pełni sił, krzątają
się obok tych ciał zniszczonych (choroba niszczy człowieka, jak nic na
tym świecie) i przygaszających umysłów (nie bez przyczyny wielcy uczeni i
poeci wzdychali za zdrowiem). Czasami wracam pamięciom do studenckich
chwil, kiedy za namową koleżanki poszłam do hospicjum. Później sama tam
wpadałam nawet na symboliczne pięć minut.
Oczami pamięci wiedzą młode
uśmiechnięte twarze kontrastują z tymi wykrzywionymi w bólu. Stoję w
drzwiach. Chwilę się waham. Nie było mnie tu dawno. Bardzo dawno. Pod
oknem leży starszy mężczyzna bez nogi. Tylko jego pamiętam. Podchodzę
nieśmiało.
-Dzień dobry – mówię głośno i wyraźnie, ponieważ ma problemy ze słuchem.
Jego
oczy na mój widok się rozbłysły jak dwie gwiazdy. Już tylko kiwa głową
na znak, że słyszy, że rozumie. Proponuję mu, że go ogolę. Kiwa głową.
Kiedy
kilkanaście miesięcy wcześniej pierwszy raz mu zaproponowałam jeszcze mówił.
Był przerażony, że ma go golić młoda kobieta. Zażartowałam, że
codziennie golę nogi i nie mam blizn, więc i z jego twarzą sobie
poradzę. Roześmiał się. Wtedy jeszcze się śmiał.
Po ogoleniu, poprawieniu poduszki usiadłam obok jego łóżka. Trzymałam go za rękę i opowiadałam o książkach, sobie.
Dowiedziałam
się od pielęgniarki, że dostaje silne leki na różne choroby, że
ostatnio hospicjum ma coraz większe problemy finansowe, że coraz mniej
osób przychodzi chociaż posiedzieć z ludźmi, którzy nie mają rodziny, że
jest coraz więcej chorych, którzy potrzebują miejsca, że ma być
rozbudowywane, ale brak środków.
Jeśli
masz chwilę to znajdź w swoim mieście miejsce, w którym będziesz mógł
dać siebie innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz