Cwaniactwo
to taka nasza wspaniała cecha narodowa, którą wykorzystujemy wszędzie,
gdzie się tylko da. Mało tego, że wykorzystujemy; uczymy jej innych!
Zszokowani obcokrajowcy niejednokrotnie zostali uświadamiani przez nas
jak to można „obejść system" (a można i zawsze, kiedy można to trzeba to
bezwzględnie wykorzystać!). Po ich długim słuchaniu w skupieniu naszych
skomplikowanych wywodów dotyczących sposobów mówią z konsternacją: „Ale
łatwiej jest być uczciwym". Na, co potencjalny przeciętny Polak
odpowie: „No, co ty? Nie wykorzystać okazji jak można? Wiesz jaka to
satysfakcja obejść to wszystko".
Kiedyś
takie postępowanie było uzasadnione systemem politycznym (po prostu
inaczej się nie dało żyć i niczego załatwić). Jednak już od dłuższego
czasu mamy przecież jakże upragnioną demokrację, w której powinniśmy
dbać o dobro wspólne. Nie umiemy. Dlaczego? Bo „dobro wspólne" kojarzy
nam się z „systemem", a to zawsze trzeba umieć obejść.
Podobną
zasadę wyznają wspaniałomyślni pracodawcy, wspaniałomyślni pracownicy
itd. -wymieniać można ich w nieskończoność; ja jednak chciałabym się
skupić tu na tych dwóch wspaniałych grupach.
Pracownik
wspaniałomyślny to człowiek, który jak nie ma kamery za plecami to:
bierze ze służbowego biurka wszystko, co się da i upycha po kieszeniach
(nie ważne, że może się nie przydać, ważne, że zakombinował) i tak
kiedyś miałam okazję rozmawiać z takim cwanym Polaczkiem, opowiadającym
(po paru kolejkach wódki) jak to on „skombinował sobie laptopa. Na moje
pytanie: „ukradłeś z pracy laptopa?!", skrzywił się i powiedział: „nie,
ja go sobie skombinowałem. Wiesz jak to jest: tu śrubka, tam matryca,
jeszcze gdzieś inne części i poskładałem. Śmiga, że hej".
Ale
pracodawcy w swoim cwaniactwie nie pozostają z tyłu. Ci są mistrzami w
cwaniactwie stosowanym. Najlepszym przykładem tego mogą być toalety i
kuchnia poza biurem... Do biura wchodzisz dzięki magicznej karcie z
kodem. Wszystko zapisywane jest w systemie (jak długo w toalecie się
było czy po kawę, jak długo na papierosie, jeśli ktoś pali itd.).
Oczywiście bez zapisania w systemie drzwi się nie otworzą i nie
czmychniesz niezauważalnie.
Są
oczywiście prace, w których żeby coś sensownego spłodzić trzeba czasami
dookoła budynku się przejść (każdy ma swoje sposoby na wenę) i wtedy
magiczny wielki brat w postaci systemu odlicza Ci 10 min... (albo i
dłużej) i nie ważne, że później pracujesz na zwiększonych obrotach.
Oczywiście
podczas pracy trzeba też coś zjeść, wypić, czyli kolejne minuty lecą.
Po zjedzeniu i wypiciu trzeba i toaletę odwiedzić, co wiąże się z
kolejnymi straconymi minutami. Po ośmiu godzinach pracy może się okazać,
że pracowało się tylko siedem i tę godzinę trzeba zostać dłużej... bo
system tak twierdzi.
Jednak
to nie jest jeszcze szczyt możliwości pracodawcy. Może on zrobić z
Ciebie niewolnika. Oferuje Ci wspaniałą pracę, wspaniałe perspektywy.
Zapowiada, że przez pierwsze miesiące może być ciężko, ale Ty się pracy
nie boisz. Chodzisz na szkolenia, za które musisz zapłacić, aby dostać
pracę, która pozwoli Ci wziąć kredyt na mieszkanie. Po miesiącu szkoleń
jakieś testy, które przechodzisz i okazuje się, że aby pracować musisz
założyć firmę. Mówisz sobie: „zainwestowałem tak wiele w kurs, to szkoda
żeby to przepadło". Zakładasz i pracujesz ciężko. Pieniędzy jednak nie
ma, bo Twoja pensja zależy całkowicie od prowizji, a firmę trzeba
opłacać...
Jeszcze
inny wspaniały sposób „wydojenia" pracownika (mój ulubiony) polega na
wiecznym podpisywaniu umów o dzieło (w końcu jesteś artystą) lub praca
na zlecenie. W ostatnim przypadku wiele firm specjalizuje się w
obchodzeniu państwa i pracownika. Zakładają spółkę i stowarzyszenie,
dzięki czemu pracownik może przez trzy miesiące pracować to na spółkę,
przez trzy na stowarzyszenie i znowu na spółkę...
Umowy
zlecenie mają jeszcze to do siebie, że są na określony (krótki) czas i
do ostatniej chwili nigdy nie wiesz czy nowa umowa będzie czy nie będzie
i na jakich warunkach. Wspaniałomyślny pracodawca zazwyczaj nieznacznie
obniża stawkę godzinową (w skali miesiąca o 200-300 zł), a ten
najwspaniałomyślniejszy będzie odwlekał podpisanie kolejnej i może się
zdarzyć, że przez tydzień będziesz pracował bez umowy i później nagle
się dowiesz, że przecież nikt z Tobą nie zamierzał podpisać umowy... Na
Twoje pytanie o przepracowane godziny dostajesz odpowiedź: „Przecież
przychodziłeś dobrowolnie. Nikt Ci nie kazał".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz