sobota, 14 lipca 2018

Z rzeczy pięknych i dobrych zrobionych dla siebie

Matki Polki dzieci niepełnosprawnych regularnie muszą się upominać i pilnować. Do tego musi być to robione niemal na każdym kroku, bo inaczej grozi im depresja, ponieważ dziecko jest niesamodzielne i bardzo łatwo zniknąć tylko w opiece nad nim zapominając o sobie i własnych potrzebach, przyjemnościach, wydatkach, a nawet leczeniu, bo przecież jesteśmy z dzieckiem w szpitalu i już brakuje nam siły i czasu na własny pobyt w szpitalu czy nawet małe przebadanie się. Do tego nie ma się takich możliwości spędzania czasu w otoczeniu innych ludzi (różne dzieci mają różne dysfunkcje uniemożliwiające im przebywanie w tłumie, a do tego nie każdy ma ochotę spędzać czas w towarzystwie osób z niepełnosprawnym dzieckiem), dlatego pilnuję się, aby codziennie spacerować, z kimś porozmawiać, raz w tygodniu kogoś odwiedzić. Do tego ważna rzecz: robić coś dla siebie. Ja dla siebie czytam i piszę, ale w tym też łatwo zginąć i odizolować się od ludzi, zapomnieć o własnych potrzebach i zniknąć w potrzebach innych (promowania czyjejś twórczości), dlatego zaczęłam sobie stawiać małe wyzwania: codziennie robię sobie rachunek sumienia czy zrobiłam coś dla siebie i tylko dla siebie. Nie dla Oli, nie dla męża, nie dla ludzi, nie dla psa. Dla siebie, bo siebie muszę kochać najbardziej. To robienie różnych rzeczy dla siebie nie musi wiązać się z wydawaniem pieniędzy. Teraz mam takie małe wyzwanie, aby dzielić się opieką nad Olą. Jeśli dostaję propozycję, że ktoś bliski (poza mężem) chce się chwilkę zająć Olą to zamykam wszystkie wizje nieszczęść, które mogą się wydarzyć (Ola nie wie, co to poczucie zagrożenia i trzeba bardzo, naprawdę bardzo uważać, żeby np. nie wyskoczyła na trawnik z tarasu czy balkonu lub zeskoczyła z wysokiego drzewa, wskoczyć do rzeki...), mierzę realne możliwości i Oli gotowość na takie inne spędzanie czasu. Staram się dla siebie, aby Ola w wakacje spała z babcią. Wiem, wiem, nic takiego... ale Ola może zawiesić się na lampie i wiele innych nieprzewidywalnych rzeczy zrobić, może otworzyć balkon i skoczyć... Może. Wiem, bo kiedyś wspinającą się po barierkach złapałam... Minuta nieuwagi, a musiałabym spowiadać się na policji, dlaczego dziecko roztrzaskało się o schody... ale to przecież było by najmniej odczuwalne, bo bardziej odczuwalne byłoby to, że się do takiej sytuacji dopuściło, że dziecko zrobiło sobie taką krzywdę...
Inne wyzwanie: wspólne eksperymenty z Olą np. wspólne malowanie sobie pazurek, bo przy dziecku o takich rzeczach się zapomina. Wspólne odwiedzanie lumpeksów (jak ja dawno sobie nic nie kupiłam). Niewielkie rzeczy, ale naprawdę zmieniają świat i spojrzenie na siebie, na to, żeby nie być matką cierpiętnicą tylko szczęśliwą kobietą, żoną i dobrą matką zapewniającą szczęśliwe dzieciństwo.
Kolejna rzecz, którą robię dla siebie: gruntowny przegląd u wszystkich lekarzy. Zdrowe ciało to dobre samopoczucie, a dobre samopoczucie to lepsza matka. Lepsza matka to szczęśliwsze dziecko. Szczęśliwsze dziecko to większe postępy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz