czwartek, 16 sierpnia 2018

rodzicem być

Rodzicem zostaje człowiek w chwili poczęcia. Matka jest nim wcześniej niż ojciec ze względu na ciągłą bliskość rosnącego w niej człowieka. Młodzi rodzice w tym czasie mniej lub bardziej intensywnie przygotowują się do swojej roli. Słyszą od znajomych i specjalistów wiele rad, a to dopiero początek nadciągającego kataklizmu w postaci „wszechwiedzących” i „chcących dobrze”. Ciąża to odpowiedni okres do nabrania dystansu do owych rad.
Ja miałam spore szczęście, że moje studenckie życie toczyło się wokół pracy przy dzieciach, z dziećmi i dla dzieci, przez co podstawowe czynności, jak zmiana pieluchy, przebieranie i kąpiel nie były traumatycznym doświadczeniem. W tych przygotowaniach sporo pomagają poradniki, a na naszym rynku jest ich dość dużo. Nie musimy ich brać na serio i stosować się do wszelkich zaleceń, ale poznanie różnych opinii pomaga wyrobić sobie zdanie. W tym pomocne jest też intensywniejsza obserwacja zachowań dzieci i rodziców. Dobrze, aby towarzyszyły nam pozytywne wzorce. Ja miałam spore szczęście i wchłonęłam w pierwszych miesiącach cięży wiele poradników, których nie przeczytałam na studiach (uzupełniłam swoją wiedzę pedagogiczną), a wcześniej trafiłam do kilku wspaniałych i kilku antywzorców rodzin, co pozwoliło mi nauczyć się pracy z małymi ludźmi.
Jedno czego musimy się nauczyć to dystans do wszystkich rad. Nasze serce i rozum powiedzą nam jak wychować własne dziecko. Rady innych będą męczące, ale to normalne. Każda matka przez to przechodziła i będzie przechodziła. Najwięcej rad dają osoby, które w młodości nie radziły sobie z własnymi dziećmi i czują potrzebę naprawiania własnych błędów. Tych trzeba wystrzegać się jak ognia: jest on potrzebny, ale można się sparzyć.
Nie wolno też całkowicie polegać na wszystkich przeczytanych poradnikach. Najlepiej pytania kierować do osób, których styl życia i sposób wychowania jest bliski naszemu sercu. Specjaliści w naukach nie zawsze bywają kompetentni w kwestiach wychowania, czego dobrym przykładem była wychowawczyni  mojego brata w pierwszych klasach szkoły podstawowej, która kazała rodzicom nie odpowiadać dziecku na wszystkie zadawane pytania a nieposłuszeństwo surowo karać biciem! Ja jestem całkowitą przeciwniczką takich metod i stosuję je w moich relacjach z dziećmi.
Dlaczego wychowanie bez bicia? Przecież dzieci wiedzą mniej i trzeba je jakoś przystosować do życia w społeczeństwie. Musimy wywrzeć na nich presję, aby słuchały. Biciem najłatwiej – twierdzą niektórzy. Ja uważam, że dziecko to bardzo inteligentni mali ludzie, których ciekawości i ruchliwości nie wolno ograniczać, by mogły prawidłowo się rozwijać i uczyć samodzielnego rozwiązywania zadań w poczuciu własnej wartości. Jestem matką-kwoką, która pozwala biegać wszędzie, gdzie jest bezpiecznie i która w razie zagrożenia asekuruje dziecko, by mogło pokonywać kolejne przeszkody. Nieudane próby podsumowuję: „Może spróbujemy jeszcze raz” lub „innym razem się uda” czy „Trzeba dużo ćwiczyć a na pewno się uda”. Nigdy nie stwierdzam: „Jesteś za mała” itd.
Wszelkie rady jakie zawrę w kategorii „Dziecko” będą oparte na moich osobistych doświadczeniach z dziećmi i młodzieżą. Mam nadzieję, że pomogę rodzicom i nauczycielom inaczej spojrzeć na ich codzienne zmagania związane z kształtowaniem małego człowieka i rozwijaniem jego talentów.
W tym wychowaniu musimy pamiętać, że nie istnieje dziwny twór, jakim jest dziecko tępe. Wszystkie dzieci, z którymi pracowałam byłby bardzo zdolne, spostrzegawcze i nie były przez otoczenie w ten sposób oceniane. Każde dziecko jest zdolne, ale każde rozwija się inaczej. Jedne lepiej opanowują umiejętności fizjologiczne, inne intelektualne, a jeszcze inne fizyczne. „Zapóźnione” czy „głupsze” dziecko to usprawiedliwiające określenia na lenistwo rodziców czy opiekunów. Istnieje też głupi przesąd dotyczący wczesnego mówienia. Z moich obserwacji (mam kontakt z rodzicami dzieci, którymi się zajmowałam) dzieci, które bardzo wcześnie mówiły w szkole były przeciętne, natomiast te uznawane za „opóźnione” w wieku szkolnym okazywały się zdolniejsze, a w liceum wybijały się swoimi talentami (przykładem jest tez mój brat, który obecnie jest wybitnym specjalistą).
Na zajęciach z pedagogiki miałam wielkie szczęście dowiedzieć się o różnych podejściach do rozwoju dziecka. Tam też wpojono mi, że dziecko to CUD: ciało, umysł i dusza. Do prawidłowego rozwoju mającego w przyszłości przełożyć się na sukcesy potrzebne jest wspieranie rozwoju wszystkich tych sfer, przy czym należy pamiętać, że dzieci w różnym wieku mają odmienne potrzeby związane z nimi.
W wychowaniu dziecka najważniejsza jest naturalność i uwolnienie się od strachu dotyczącego własnych doświadczeń i wyzwań. Pogodni i spokojni rodzice mają mniej problemów wychowawczych; krzyczący i histeryzujący rodzice wyszukujący w innych i sobie wady przyczynią się do wychowania niezrównoważonego dziecka, które prawdopodobnie powieli ten model. Musimy pamiętać, że stajemy się dla dziecka wzorem. Tak jak będziemy traktowali innych ludzi i dziecko ono będzie traktowało nas w przyszłości. Jeśli chcemy mieć z nim dobre relacje oparte na zaufaniu musimy być przyjaźni dla innych, uśmiechnięci, pogodni i spokojni.
Mały człowiek z naszej perspektywy robi różne dziwne rzeczy, co niektórzy rodzice mogą odbierać, jako próba rządzenia. Ja odczytuję to jako próba odkrywania świata i własnej indywidualności. We wszystkich poszukiwaniach wspieram córkę i okazuję jej bardzo dużo miłości. Jednak owo okazywanie uczuć nie może przekraczać sfery intymności małego człowieka i wszelka ingerencja w tę sferę kogokolwiek musi być zwalczana!
Jako rodzice musimy akceptować dzieci takimi, jakimi są. Zwalczanie w sobie krytycyzmu sprawi, że wychowamy dzieci akceptujące siebie i potrafiące radzić sobie z własnymi słabościami. Będą potrafiły lepiej radzić sobie w życiu. Jeśli nie wierzycie to przypomnijcie sobie krytykę własnych rodziców i powiedzcie sobie, w jaki sposób to wpłynęło na Wasze obecne życie.
Małe dziecko wie czego potrzebuje i będzie walczyło o zaspokojenie tych potrzeb. Jeśli zaniknie u dziecka chęć do oznajmiania ich może to być znakiem, że za bardzo skupiliśmy się na sobie zaniedbując dziecko. Od pierwszych dni zadanie świeżo upieczonych rodziców będzie polegało na obserwacji i dążeniu do szybkiego reagowania na znaki dziecka. Może nam pomóc w tym empatia, pomyślenie jak ja czułabym/czułbym się będąc głodny, marznąc, przegrzewając się czy leżąc we własnej kupie. Jeśli mamy wątpliwości dotyczące stosunku do dziecka to zadawajmy sobie pytanie: jak ja chciałaby być potraktowana w takiej sytuacji? Czy po przewróceniu czy wypadnięciu z wózka chciałabym dostać klapsa? Czy raczej wolę być przytulona i uspokoić się w ramionach kochającej osoby?
Na samym początku dziecko potrzebuje ciągłego okazywania uczucia. Branie dziecka na ręce nie spowoduje, że będzie ono bardziej kapryśne, ale pozwoli nam nawiązać z nim więź i zaspokoić jego potrzebę bliskości oraz bezpieczeństwa. Dobrym sposobem jest karmienie dziecka piersią i nie istnieje coś takiego jak źle ukształtowana pierś niepozwalająca na tę bliskość. Ja pierwsze cztery miesiące po porodzie spędziłam z córką w łóżku, przytulając ją, kołysząc, karmiąc, zmieniając pieluszkę, trzymając na ramieniu, kiedy miała kolki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz