niedziela, 2 września 2018

Katarzyna Dowbor, Marcin Kozioł "Stajnia pod tęczą. Część 3: Wojna na miny" il. Joanna Grudnik


Katarzyna Dowbor, Marcin Kozioł, Stajnia pod tęczą. Część 3: Wojna na miny, il. Joanna Grudnik, Warszawa „Prószyński i S-ka” 2018
Serie mają to do siebie, że zwykle trzeba czytać wszystkie tomy, aby orientować się w akcji i rozumieć kolejne wydarzenia. Na szczęście nie te dla dzieci. Tu każda książka stanowi autonomiczną opowieść ze znajomymi bohaterami i wtrąceniami sugerującymi, że jeśli nie poznało się wcześniejszych przygód to warto po nie sięgnąć, ale brak ich znajomości nie utrudnia czytania i rozumienia akcji. Tak jest w przypadku książek powstałych w duecie Katarzyny Dowbor i Marcina Kozioła. Ich „Stajnia pod tęczą” powoli się rozrasta. Niedawno pisałam o jej pierwszym tomie („Czary na komary”), w którym leniwą (jeśli taka może być w tym doborowym towarzystwie) codzienność w stajni zakłóca koń z kolorową grzywą i ogonem. Spokojnie zaczynający się poranek w stajni o tej samej nazwie, co seria książek obfituje w zaskakujące wydarzenia. Roczny ogier po otwarciu oczu przywołuje swojego przyjaciela, psa Pepka. Ten bez pośpiechu wygrzebuje się spod słomy. Dzień ma wyglądać jak każdy inny: powolna, poranna toaleta, śniadanie, przebieżka, czyszczenie. Jednak tym razem wszystko wygląda zupełnie inaczej, a wszystko przez to, że Niunio ma dziwną, kolorową grzywę i ogon. Wśród koni rozgorzała dyskusja skąd mogły u niego pojawić się barwne pasma i czy są ładne. Gadatliwa ciotka Rodezja próbuje dowiedzieć się u jakiego fryzjera był, a wuj Celofan wykorzystuje zamieszanie i wyjada mu śniadanie. Zakłopotany ogier martwi się tym jak z taką grzywą pokarze się przed wielbioną w tajemnicy arabską księżniczką Lukrecją. Czy jednak w takiej małej zwierzęcej społeczności istnieje możliwość posiadania tajemnic? Przekonajcie się sami.
„Maść na maść” to druga odsłona przygód znanych nam bohaterów. Tym razem dzień zaczynają budzące wszystkich odgłosy samochodu i wkroczenie do stajni osobnika dość nietypowego, ponieważ nie do końca wiadomo kim on jest, a wszystko przez to, że troszkę przypomina konia, troszkę zebrę, ale nie jest ani tym ani tym. Przybysz lubi mówić o sobie zebroń. Jakby tego było mało towarzyszy mu mały koc – jego dobry przyjaciel, z którym wiele lat pracował w cyrku. Tam przybyli bohaterzy nauczyli się wielu sztuczek: tańców, rymowania, dużej radości życia i sporego dystansu do siebie. Ich przybycie przykuwa uwagę i wzbudza wielkie zainteresowanie. Każdy chce poznać gości. No, prawie każdy. Ciotka Lukrecja będzie kręciła nosem i wykorzysta wszelkie możliwe argumenty, które znamy z ludzkiego świata, aby pokazać, że przybysze są groźni. Autorzy z wielką wprawą i dystansem poruszają problem nietolerancji oraz pokazują, jak szybko jej zaradzić. Czy siła tych argumentów wyleczy rasową, zadzierającą nosa klacz z zapatrzenia w siebie i złego traktowania innych? Musicie się też dowiedzieć, o jaką maść na maść chodzi autorom.
W części trzeciej zatytułowanej „Wojna na miny” w stajni przybywa lokatorów. Tym razem konie są znudzone długim przebywaniem w swoich boksach. Wszystko przez wielodniowy deszcz uniemożliwiający rozprostowanie kości. Znajome żaby bardzo chwalą sobie taką pogodę, a innym zwierzętom pozostaje czekanie na słoneczne dni. Tę deszczową nudę przerywa pojawienie się Mai, sarny z ranną nogą. Mieszkańcy „Stajni pod tęczą” są bardzo zainteresowani nową lokatorką. Niunio pragnąc przekonać Janeczkę, wnuczkę pani Kasi, robi dziwne miny i parska. Zamiast zachęcić gościa do podejścia straszy go. Błędne odczytanie mowy ciała sprawia, że sarna ciągle drży. Dopiero na padoku zwierzęta mogą sobie wyjaśnić, że to nie było straszenie ani grożenie. Ten brak porozumienia między gatunkami zachęca zwierzęta do wojny na miny: jeden gatunek robi minę, a drugi stara się zgadnąć, co on może znaczyć. Odkryjemy, że nawet w ramach własnego gatunku mogą zajść nieporozumienia.
Z „Wojny na miny” młodzi czytelnicy dowiedzą się jak nazywają się poszczególne części ciała sarny, poznają tajniki mowy ciała u zwierząt i odkryją, że inne wcale nie jest złe, ale po prostu nieznane i warto dać sobie szansę na odkrycie go.
„Stajnia pod tęczą” Katarzyny Dowbor i Marcina Kozioła to seria książek z zabawnymi i jednocześnie pouczającymi opowieściami o życiu mieszkańców stajni. Przygody koni wysuwają się w nich na plan pierwszy, a ludzie stają się tu jedynie tłem, ale za to bardzo istotnym, ponieważ ingerującym w życie zwierząt przez wprowadzanie ważnych dla akcji zmian. Owe ludzkie działania są dobre i wydają się być wynikiem rozumienia mowy koni, a także chęcią zmiany ich nastawienia.
Kiedy trafił do mnie pierwszy tom byłam zaskoczona duetem autorów, ale akcja książki wiele wyjaśniła: nie bez przyczyny Katarzyna Dowbor jest też autorką, bo to właśnie wokół jej stajni toczy się akcja. Opowieść o koniu (a raczej koniach) zabiera nas z jednej strony w zwyczajny świat, ale pokazany z perspektywy zwierząt, które nie wszystko rozumieją, są zaskakiwane, mają marzenia, bywają nieśmiałe, kochają, zawierają przyjaźnie i bywają też nietolerancyjne. Przygody napisano prostym, żywym językiem, dzięki czemu kolejne książki doskonale sprawdzą się także jako lektura do słuchania dla przedszkolaków kochających zwierzęta.
Tekst we wszystkich tomach wzbogacono inwertującymi, barwnymi, ale jednocześnie bardzo prostymi i estetycznymi ilustracjami Joanny Grudnik.. Młodzi czytelnicy w lekturze znajdą wiele interesujących zadań zachęcających do aktywnego czytania i wracania do lektury. Ponad to pisarze zachęcają do interaktywnego czytania: odsyłają swoich młodych czytelników na stronę „Stajni pod tęczą”, na której dowiedzą się wiele ciekawostek o koniach i ich pielęgnacji oraz mowie ciała, zobaczą filmy, a na końcu książki mogą sprawdzić poziom zdobytej w czasie lektury wiedzy i przyznać sobie odznakę. W każdym kolejnym tomie uzyskujemy kolejny stopień wtajemniczenia w tajniki końskiego życia. Całość bardzo interesująca, pokazująca, że czytanie oraz nauka to nie tylko nudne ślęczenie nad podręcznikami, ale aktywne korzystanie ze zdobytej wiedzy, sporo ruchu i uważna obserwacja, a także umiejętne korzystanie z najnowszych technologii. W każdej publikacji pojawia się również sporo propozycji zabawy i ćwiczenia nowych umiejętności.
Wielkim plusem serii jest zachęcanie dzieci do rozmowy o odmienności, akceptacji, gościnności, przyjaźni, komunikacji, różnicach kulturowych i gatunkowych. W każdym tomie dzieje się coś nowego i ciągle pojawiają się tu zaskakujący przybysze, jak kuś i zebroń w „Maści na maść” oraz sarny w „Wojnie na miny”.
Proste opowieści stają się pretekstem do przemycania dzieciom całkiem solidnej dawki wiedzy nie tylko o koniach. Młodzi czytelnicy uważniej przyjrzą się różnorodnemu światu, odkryją alternatywne sposoby komunikacji, a także dowiedzą się nie tylko, czym jest życzliwość i tolerancja, ale poznają również tajniki mowy ciała. Zdecydowanie polecam.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz