niedziela, 4 listopada 2018

Mary Beard "Kobiety i władza. Manifest"

Mary Beard, Kobiety i władza. Manifest, tł. Ewa Hornowska, Poznań „Rebis” 2018
„Ujarzmienie jest paradoksalną formą władzy. Władza potrafi przyjąć znajomą i bolesną formę zewnętrznej dominacji” Judith Butler „Psychiczne życie władzy. Teorie ujarzmiania”
Mary Beard jest jedną z lepiej rozpoznawalnych badaczek starożytności, a wszystko przez swoja działalność popularyzatorską mającą na celu przybliżenie zwykłym ludziom piękno starożytności i dawne życie. Ponad to znana jest z filmów o starożytnym Rzymie i Pompejach, a także z programu „Jamie's Dream School” i wielu wywiadów oraz kontrowersyjnych dla większości ludzi wypowiedzi dotyczących nierówności, wyzysku, a także ataków terrorystycznych. Jej feministyczne spojrzenie ukształtowało się bardzo wcześnie, kiedy odkryła, że nie na wszystkich uczelniach kobiety mają prawo do starania się o stypendium, a na tych, na których mają takie prawo są traktowane lekceważąco. To skłoniło ją do wytężonej pracy i postanowienia, że odniesie sukces mimo tych przeszkód. I udało jej się.
Wnikliwa obserwacja kodów kulturowych, tego w jaki sposób gender wpływa na to, w jaki sposób traktowane są określone osoby stało się inspiracją do przygotowania dwóch ważnych wykładów pozwalających na demaskowanie mechanizmów degradacji społecznej kobiet.
„Gdy przygotowywałam oba wykłady, na których oparta jest ta książka, często myślałam o mamie. Chciałam wyjaśnić jej – a także sobie samej oraz milionom innych kobiet wciąż skazanych na te same frustracje – jak głęboko zakorzenione są w zachodniej kulturze mechanizmy, które pozwalają zamknąć usta kobietom, odmawiać im poważnego traktowania i odcinać je (czasem całkiem dosłownie, jak zobaczymy) od środków władzy”[1].
Wystąpienia te były punktem wyjścia do powstania książki „Kobiety i władza”, w której brytyjska badaczka uzmysławia nas jak bardzo kody kulturowe kształtują naszą codzienność, wpływają na przyznawanie komuś racji, pomagają degradować niektóre grupy społeczne lub jednostki. Podkreśla, że możemy zasłaniać się tym, że osoby mające określone cechy zasłużyły na gorsze traktowanie. Stawia bardzo ważne pytania: Co zrobić, kiedy owej degradacji doświadcza doświadczona pracowita specjalistka, która gdyby była mężczyzną byłaby traktowana bardziej poważnie? Profesorka znana z prac dotyczących antyku wchodzi w sferę współczesnych problemów i z wprawą pokazuje, w jaki sposób stworzone przed wiekami idee ciągle są żywe i mimo upływu czasu determinują nasze spojrzenie na możliwości przedstawicieli określonej grupy ludzi, których łączy jedynie wspólna płeć.
„Jeśli chodzi o niedopuszczanie kobiet do głosu, kultura Zachodnia ma tysiące lat praktyki”[2].
W książce znajdziemy poszukiwania dyskryminacji w początkach twórczości literackiej w kulturze zachodniej. Autorka z wprawą wyłuskuje przykłady z „Odysei”, „Metamorfoz” Owidiusza, „Biblii” oraz „Mitologii greckiej” i zestawia to ze współczesnymi narzędziami degradacji znaczenia dorobku kobiet. Penelopa, zostaje zestawiona z Echem. Zauważa, że w świecie antycznym kobiety mogą zabierać głos jedynie jako ofiary i męczennice, a do tego najlepiej przed własną tragiczną śmiercią. Buntujące się i chcące mówić o swojej krzywdzie kobiety karane są utratą głosu, odcięciem języka. Dopuszczalne było też wypowiadanie się w obronie innych kobiet i tylko kobiet. Całość podsumowuje: „W zasadzie, jak ujął to jeden z filozofów w II wieku, ’kobieta z równą skromnością winna się wystrzegać w obecności postronnych zabierania głosu, jak zdejmowania szat’”[3].
Mary Beard dostrzega, że ówczesne publiczne przemawianie należy do umiejętności charakteryzujących męskość jako płeć społeczno-kulturową (gender). Bycie mężczyzną w starożytności to nie kult siły, ale roszczenie sobie prawa do mówienia, publicznego przemawiania.
„Kobieta przemawiająca publicznie w większości wypadków z definicji nie była kobietą”[4].
Mary Beard podkreśla, że różnice w brzmieniu głosu stawały się pretekstem do przekonywania, że głos kobiet świadczy o tchórzostwie, grozi podważeniem powagi męskiego głosu, a w efekcie do osłabienia stabilności społecznej i politycznej państwa. To spojrzenie na kobiecy głos jest kontynuowane również w teraźniejszości. Podkreślane jest to dopuszczaniem do głosu wyłącznie kobiet mających męskie cechy. Razem z autorką mamy okazję wejść w historię patriarchalnych chwytów mających wyeliminować płeć piękną z życia publicznego. Uzmysłowimy sobie, że w XIX wieku odbieranie głosu kobietom traktowano jako ochronę przed zaśmiecaniem i destrukcji języka. Przekonywano, że mowa publiczna kobiet wpłynie na zmianę języka w bełkot, a nawet ośli ryk. Melodyjny głos kobiet postrzegano jako dobry do użytku domowego. Natomiast kobiety walczące o prawo do samostanowienie w debacie publicznej nazywane są natarczywymi, biadolącymi, jęczącymi.
„I dotyczy to nie tylko głosu, również twarzy: poorana bruzdami lub pomarszczona oznacza dojrzałość w wypadku faceta, kobiety zaś – ‘termin przydatności do spożycia minął’”[5].
Odmienne, niepopularne, kontrowersyjne poglądy kobiety traktowane są jako przejaw jej głupoty. Grozi im się zabiciem, gwałtem, nazywa obraźliwymi epitetami, zastrasza. I tak trwa to od starożytności, kiedy to kobiety w kulturze greckiej przejmujące władzę pokazywano jako uzurpatorki wprowadzające chaos. Pozbawienie ich władzy i odesłanie na „właściwe im miejsce” przywraca społeczeństwu ład oraz sposobom demonizowania dążeń feministek.
 „Przykra prawda jest taka, że Amazonki były męskim mitem greckim. Jego zasadnicze przesłanie brzmiało: dobra Amazonka to martwa Amazonka albo – nawiązując do okropnego Terry’ego – taka, którą się zawładnie, zaprowadzi do sypialni. U podstaw leżało przekonanie, że mężczyźni mają obowiązek  ocalenia cywilizacji przed rządami kobiet”[6].
Bardzo ważnym tematem poruszonym przez brytyjską badaczkę jest brak uznawania własnych osiągnięć przez kobiety i bliskie im środowisko. Pokazuje, w jaki sposób mizoginia wpływa na postrzeganie kobiet przez nie same oraz jak kształtuje ona ideały, do których mają one dążyć, jakich narzędzi społeczeństwo ciągle używa do „obrony” przed posiadaniem przez kobiety za dużo autonomii i możliwości decydowania o ważnych społecznie sprawach. Beard interesujące spostrzeżenia podsumowuje:
„Ujmując rzecz inaczej, nie mamy modelu określającego, jak wygląda władcza kobieta, poza tym, że trochę przypomina mężczyznę”.
„Kobiety u władzy postrzega się jako przełamujące bariery lub ewentualnie sięgające po coś, do czego nie są w pełni uprawnione”[7].
Autorka porusza ważną kwestię podziału domowych obowiązków, problemów społecznych, które często są przypisane do kobiecych zmartwień, a nie zauważa się, że to także ważna kwestia dla mężczyzn. W książce nie zabraknie tematu edukacji, kształtowania ideałów, modelów rodzi i pomocy państwa w tworzeniu takich samych szans.
Zawarte w książce dwa eseje poruszają odmienne problemy, ale krążą wokół sposobów dyskryminowania kobiet, ciągłego podważania ich autorytetu, wyśmiewania przez zwracanie uwagi na wygląd, podważania kompetencji przez stosowanie gróźb i obraźliwych wyrazów.
Całość jak na Mary Beard przystało bardzo lekka, przystępna, napisana obrazowy i dosadnym językiem. Zdecydowanie polecam.


[1] 10
[2] 11
[3] 28
[4] 31
[5] 45
[6] 76-79
[7] 71

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz