Miłosz Waligórski, Długopis, Szczecin, Bezrzecze „Forma”
2017
Podmiot liryczny będący nomadą zabiera nas w podróż
po swoim życiu pozwalając wejść w swoje doświadczenia i spostrzeżenia. Wiersze
Miłosza Waligórskiego to zapiski z podróży, jaką jest życie. Człowiek nie ma tu
swojego własnego miejsca, zawsze przemieszcza się, jest uchodźcą wędrującym po
ziemi i napotykającym kolejnych ludzi, wchodzący w świat ich znaczeń i ciągle
czujący się obco na ich tle, jak palna ma skraju sosnowego lasu.
„Nabity w butelkę powietrza,
zrobiony w balona duszy
latami dryfowałem
po oceanie. Bez końca
odbijałem się: od deski
do deski, od klepki do klepki”.
Pozostawiony losowi, dryfujący zanurzony w nicości
ściągany jest ku lądom przez egzystencję, każącą tęsknić za dzikimi ogrodami,
niepohamowaną fantazją i jednoczesne pragnienie miłości, ale nie tylko tej
erotycznej, lecz także niewinnej, ojcowskiej nadającej życiu swoisty sens
pozwalający na przeżywanie niezwykłych przygód i cieszenie się chwilą, ale też
pozwalającej na budowanie własnej tożsamości, osadzanie siebie w konkretnym
społeczeństwie, tworzącym relacje.
Z wierszy
Miłosza Waligórskiego przebija ciepło dojrzałego mężczyzny mającego ustabilizowane
życie, potrafiącego cieszyć się drobiazgami, dostrzegać piękno natury,
ulotnością chwili. Ta epikurejska postawa sprawia, że utwory poety są ciepłe,
przyjemne, z wolno płynącą teraźniejszością, w której sacrum i profanum
mieszają się, uzupełniają i sprawiają, że życie ludzie jest bardzo różnorodne,
toczące się wokół ciągłej wędrówki, w której podróżnicy różnią się szeroko
pojętą zasobnością ciągle sprowadzającą ich do poziomu bezdomności będącej
stanem pozwalającym na dostrzeganie bogactwa i hojności przyrody.
W tomiku „Długopis” nie zabraknie też refleksji na
temat pisania, poezji, ale bez wymądrzania się, robienia z siebie nieomylnego
mędrca, lecz zdystansowanego odbiorcę potrafiącego podejść z dystansem, żartobliwie
wskazującego cechy dobre poezji:
„zatem dobra poezja to taka która
jeśli zadzwonisz pod ten numer
odbierze telefon i nie odbierze
ci nadziei
a jeśli zadzwonisz
i zgłoszę się ja
to to
już nie będzie poezja
dobra?”
Wskazanie na wartości uniwersalne, na możliwość
interpretacji w oderwaniu od poety jako klucz do rozpoznania dobrej poezji zostaje
ujęte w zabawny sposób wskazujący na dystans poety do tego, co robi, świadomość
tego, że musi być to z jednej strony głęboko osadzone w jego życiu, a z drugiej
ważne też dla odbiorcy, trafiające na jego czułe struny, poruszające zrozumiałe
-bo przeżyte – sprawy i ciągle powtarzające się koleje losu z podobnymi ciągami
popełnianych błędów, przemijającymi za szybko kodami DNA, dziwną tułaczką przy
jednoczesnym wrastaniu w otoczenie nawet jeśli do niego nie pasujemy.
Waligórski w swoich wierszach bawi się znaczeniami słów,
prowokuje, zachęca do innego spojrzenia, analizy, czego najlepszym przykładem
jest wiersz „niewierność” z jednej strony w znaczeniu „nietożsamość”, a w
drugiej kojarzący nam się ze zdradą:
„opis zdradza
podobieństwo”.
Sporo w tych utworach nawiązań do języka serbskiego i
węgierskiego, przyglądania się znaczeniom, różnicy obrazów, kontrastowi
kulturowemu przy jednoczesnym zachwycie podobieństwami, doświadczaniem inności,
czerpaniem z jej bogactwa i ciągła nauka tolerancji. Jednocześnie porusza problemy
ontologiczne ubierając je w paradoksy:
„dziura w serze bóg
jest bo go nie ma”.
Poezja tu to coś więcej niż tylko parę liter czy słów
wpisanych w określone sensy. To przede wszystkim ładunek emocji zamkniętych w
małej formie starającej się przekazać uniwersalne prawdy, podzielić odczuciami,
spostrzeżeniami, przeżyciami. Wielkie obrazy zminimalizowane do granic
możliwości, przez co przy niewielkiej ilości słów dostajemy rozbudowane obrazy
utrwalające chwile i ich ulotność, podkreślające wybiórczość naszej pamięci
każącej pamiętać nam o rzeczach mało istotnych, a zapominać te bardziej ważne.
Miłosz Waligórski w swoim tomiku „Długopis” sięga po
motywy z literatury, historii, doświadczonego otoczenia. Wszystko to w oprawie
zabawie słowem, przyglądaniu się ich znaczeniom, koczowniczej nieufności wobec
utartych powiedzeń i próby odczytywania na nowo, wykorzystywania wcześniejszego
doświadczenia kulturowego do budowania nowych, odzyskiwania starych, wyzwalania
się z utartych dróg i podążania w ciemnościach nowymi szlakami.
W „Długopisie” znajdziemy dużo nawiązań do najnowszych
wydarzeń, zjawisk, budowania relacji międzyludzkich, ich ulotności.
Surrealistyczne metafory dekonstruują znaczenia i skłaniają do refleksji nad
tym czy na pewno świat jest taki, jakim go postrzegamy, jaki nam podsuwają inni
ludzie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Bardzo ważnym motywem jest tu
duże znaczenie językowego świata i język jako pryzmat pozwalający na poznanie,
co oczywiście nawiązuje do Wittgensteinowskiego spojrzenia na deflacjonizm
metafizyczny, w którym najważniejszym elementem dążenia do prawdy i odkrywania
świata jest wchodzenie w kody językowe, socjalizacja językowa. I ten motyw
ciągłego odkrywania znaczeń jest u Waligórskiego bardzo żywy: z jednej strony
widać bogactwo, z którego czerpie, a z drugiej otwartość do nakreślania nowych
granic świata, przez wzbogacanie go o nowe znaczenia osadzone w przeszłości,
czyli w tym, co człowiek już doświadczył i odkrył. Wszystko osadzone w
przeszłości, bo w „Długopisie” rzadko dzieje się coś w namacalnym „tu i teraz”.
W utworach znajdziemy zlepki przeżyć, które już minęły, bo teraźniejszość jest
nieuchwytna, ciągle przemijająca, a człowiek istnieje jako jednostka z bagażem
zebranym w czasie swojej życiowej wędrówki. Musimy sobie jednak uzmysłowić, że nie
wszystkie przeżycia pakujemy do walizki swojego istnienia. Niektórym -mimo
wpływu na nas – pozwalamy pozostać w niepamięci. I tu znowu powracamy do
wybiórczości naszej pamięci, zapamiętywania zadziwiających rzeczy składających
się na nasze spojrzenie na świat: ciągle niepełne, wybiórcze i zmuszające nas
do analizy podsuwanych sensów, poszukiwania ich prawdziwych znaczeń
pozwalających odkrywać świat, który nie ogranicza się do językowego spojrzenia
na otoczenie, błądzenia pomiędzy nieprecyzyjnością, którą możemy weryfikować
„patrzymy oczami nie językiem”. To dążenie do zgodności języka ze światem i
jednocześnie poszerzanie zakresów znaczeń sprawia, że do czynienia z tyglem
sprawiającym wrażenie, że język jest w nas. My musimy tylko po sokratejsku
wyłaniać kolejne słowa i ich znaczenia, które nosimy w sobie.