czwartek, 30 maja 2019

Miłosz Waligórski "Długopis"




Miłosz Waligórski, Długopis, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2017
Podmiot liryczny będący nomadą zabiera nas w podróż po swoim życiu pozwalając wejść w swoje doświadczenia i spostrzeżenia. Wiersze Miłosza Waligórskiego to zapiski z podróży, jaką jest życie. Człowiek nie ma tu swojego własnego miejsca, zawsze przemieszcza się, jest uchodźcą wędrującym po ziemi i napotykającym kolejnych ludzi, wchodzący w świat ich znaczeń i ciągle czujący się obco na ich tle, jak palna ma skraju sosnowego lasu.
„Nabity w butelkę powietrza,
zrobiony w balona duszy
latami dryfowałem
po oceanie. Bez końca
odbijałem się: od deski
do deski, od klepki do klepki”.
Pozostawiony losowi, dryfujący zanurzony w nicości ściągany jest ku lądom przez egzystencję, każącą tęsknić za dzikimi ogrodami, niepohamowaną fantazją i jednoczesne pragnienie miłości, ale nie tylko tej erotycznej, lecz także niewinnej, ojcowskiej nadającej życiu swoisty sens pozwalający na przeżywanie niezwykłych przygód i cieszenie się chwilą, ale też pozwalającej na budowanie własnej tożsamości, osadzanie siebie w konkretnym społeczeństwie, tworzącym relacje.
Z wierszy  Miłosza Waligórskiego przebija ciepło dojrzałego mężczyzny mającego ustabilizowane życie, potrafiącego cieszyć się drobiazgami, dostrzegać piękno natury, ulotnością chwili. Ta epikurejska postawa sprawia, że utwory poety są ciepłe, przyjemne, z wolno płynącą teraźniejszością, w której sacrum i profanum mieszają się, uzupełniają i sprawiają, że życie ludzie jest bardzo różnorodne, toczące się wokół ciągłej wędrówki, w której podróżnicy różnią się szeroko pojętą zasobnością ciągle sprowadzającą ich do poziomu bezdomności będącej stanem pozwalającym na dostrzeganie bogactwa i hojności przyrody.
W tomiku „Długopis” nie zabraknie też refleksji na temat pisania, poezji, ale bez wymądrzania się, robienia z siebie nieomylnego mędrca, lecz zdystansowanego odbiorcę potrafiącego podejść z dystansem, żartobliwie wskazującego cechy dobre poezji:
„zatem dobra poezja to taka która
jeśli zadzwonisz pod ten numer

odbierze telefon i nie odbierze
ci nadziei

a jeśli zadzwonisz
i zgłoszę się ja

to to
już nie będzie poezja

dobra?”
Wskazanie na wartości uniwersalne, na możliwość interpretacji w oderwaniu od poety jako klucz do rozpoznania dobrej poezji zostaje ujęte w zabawny sposób wskazujący na dystans poety do tego, co robi, świadomość tego, że musi być to z jednej strony głęboko osadzone w jego życiu, a z drugiej ważne też dla odbiorcy, trafiające na jego czułe struny, poruszające zrozumiałe -bo przeżyte – sprawy i ciągle powtarzające się koleje losu z podobnymi ciągami popełnianych błędów, przemijającymi za szybko kodami DNA, dziwną tułaczką przy jednoczesnym wrastaniu w otoczenie nawet jeśli do niego nie pasujemy.
Waligórski w swoich wierszach bawi się znaczeniami słów, prowokuje, zachęca do innego spojrzenia, analizy, czego najlepszym przykładem jest wiersz „niewierność” z jednej strony w znaczeniu „nietożsamość”, a w drugiej kojarzący nam się ze zdradą:
„opis zdradza
podobieństwo”.
Sporo w tych utworach nawiązań do języka serbskiego i węgierskiego, przyglądania się znaczeniom, różnicy obrazów, kontrastowi kulturowemu przy jednoczesnym zachwycie podobieństwami, doświadczaniem inności, czerpaniem z jej bogactwa i ciągła nauka tolerancji. Jednocześnie porusza problemy ontologiczne ubierając je w paradoksy:
„dziura w serze bóg
jest bo go nie ma”.
Poezja tu to coś więcej niż tylko parę liter czy słów wpisanych w określone sensy. To przede wszystkim ładunek emocji zamkniętych w małej formie starającej się przekazać uniwersalne prawdy, podzielić odczuciami, spostrzeżeniami, przeżyciami. Wielkie obrazy zminimalizowane do granic możliwości, przez co przy niewielkiej ilości słów dostajemy rozbudowane obrazy utrwalające chwile i ich ulotność, podkreślające wybiórczość naszej pamięci każącej pamiętać nam o rzeczach mało istotnych, a zapominać te bardziej ważne.
Miłosz Waligórski w swoim tomiku „Długopis” sięga po motywy z literatury, historii, doświadczonego otoczenia. Wszystko to w oprawie zabawie słowem, przyglądaniu się ich znaczeniom, koczowniczej nieufności wobec utartych powiedzeń i próby odczytywania na nowo, wykorzystywania wcześniejszego doświadczenia kulturowego do budowania nowych, odzyskiwania starych, wyzwalania się z utartych dróg i podążania w ciemnościach nowymi szlakami.
W „Długopisie” znajdziemy dużo nawiązań do najnowszych wydarzeń, zjawisk, budowania relacji międzyludzkich, ich ulotności. Surrealistyczne metafory dekonstruują znaczenia i skłaniają do refleksji nad tym czy na pewno świat jest taki, jakim go postrzegamy, jaki nam podsuwają inni ludzie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Bardzo ważnym motywem jest tu duże znaczenie językowego świata i język jako pryzmat pozwalający na poznanie, co oczywiście nawiązuje do Wittgensteinowskiego spojrzenia na deflacjonizm metafizyczny, w którym najważniejszym elementem dążenia do prawdy i odkrywania świata jest wchodzenie w kody językowe, socjalizacja językowa. I ten motyw ciągłego odkrywania znaczeń jest u Waligórskiego bardzo żywy: z jednej strony widać bogactwo, z którego czerpie, a z drugiej otwartość do nakreślania nowych granic świata, przez wzbogacanie go o nowe znaczenia osadzone w przeszłości, czyli w tym, co człowiek już doświadczył i odkrył. Wszystko osadzone w przeszłości, bo w „Długopisie” rzadko dzieje się coś w namacalnym „tu i teraz”. W utworach znajdziemy zlepki przeżyć, które już minęły, bo teraźniejszość jest nieuchwytna, ciągle przemijająca, a człowiek istnieje jako jednostka z bagażem zebranym w czasie swojej życiowej wędrówki. Musimy sobie jednak uzmysłowić, że nie wszystkie przeżycia pakujemy do walizki swojego istnienia. Niektórym -mimo wpływu na nas – pozwalamy pozostać w niepamięci. I tu znowu powracamy do wybiórczości naszej pamięci, zapamiętywania zadziwiających rzeczy składających się na nasze spojrzenie na świat: ciągle niepełne, wybiórcze i zmuszające nas do analizy podsuwanych sensów, poszukiwania ich prawdziwych znaczeń pozwalających odkrywać świat, który nie ogranicza się do językowego spojrzenia na otoczenie, błądzenia pomiędzy nieprecyzyjnością, którą możemy weryfikować „patrzymy oczami nie językiem”. To dążenie do zgodności języka ze światem i jednocześnie poszerzanie zakresów znaczeń sprawia, że do czynienia z tyglem sprawiającym wrażenie, że język jest w nas. My musimy tylko po sokratejsku wyłaniać kolejne słowa i ich znaczenia, które nosimy w sobie.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz