wtorek, 9 lipca 2019

Polecą na Marsa i zostawią biednych mężczyzn


Zdobywanie nowych terenów w patriarchalnym/ szowinistycznym świecie to wysyłanie grupki mężczyzn, którzy najadą, zgwałcą, podporządkują sobie miejscową ludność i ustawią siebie w pozycji panów. Kiedy jednak mamy do czynienia z zaludnianiem terenów całkowicie bezludnych takie rozwiązanie świadczyłoby o głupocie zdobywców. Wiadomo, że w takich przypadkach potrzebne jest mieszane towarzystwo gotowe się rozmnażać. O tym jednak możemy mówić tylko wtedy, kiedy chcemy podporządkować sobie przyrodę na obszarach bliskich ludzkich siedzib. A co, kiedy w grę wchodzi inna planeta i trzeba minimalizować koszty, optymalizować procesy? Naukowcy wysuwali wiele pomysłów, które nasuwały pytanie: „Czy można zmuszać kogoś do współżycia w imię zaludniania?” Miłośnicy patriarchatu powiedzą, że cel uświęca środki. Zresztą cała historia męskich podbojów pokazuje, że krzywda ludzka nigdy nie miała znaczenia, kiedy „dzielni” wojownicy obierali cel. To sprawia, że pojawia nam się wizja określonej grupki osób wyruszającej w kosmos w celu zaludnienia. Wydawało się, że skutecznym sposobem jest wysłanie dziewięciu kobiet i jednego mężczyzny jako dawcy nasienia (niekoniecznie w czasie współżycia, bo mężczyzny też nie chcemy gwałcić), ale… tu od razu odezwali się genetycy i zauważyli, że byłaby zbyt mała różnorodność genetyczna. Wysunięto pomysł, że najlepiej wysłać grupkę kobiet, dla której będą probówki od różnych dawców, co przy dziesięciu kobietach i dobrze rozwijającej się ciąży oraz szczęśliwym rozwiązaniu daje dziesięcioro dzieci z różnymi kodami genetycznymi. Po kilku latach kobietom podsyła się kolejne probówki, dowozi kolejne kobiety, które dobrowolnie zgodziły się być inkubatorami. I właśnie przez tę funkcję, czyli ograniczenie kobiety do roli inkubatora (przypomnę, że feministki z takim postrzeganiem kobiet walczą) sprawia, że projekt jest dość kontrowersyjny. Do tego ideałem byłoby, gdyby każda kobieta była lekarzem z innej specjalizacji, aby miały większe szanse pomóc sobie i dzieciom.
Prosta optymalizacja wywołała wielki szum. Zadziwiające jest to, że nie w środowisku feministek, ale szowinistów, którzy poczuli się pokrzywdzeni tym, że ich udział w zaludnianiu zostałby sprowadzony do zapełnienia probówki. Sporo osób stwierdza, że taka optymalizacja to stek bzdur, a zapomina, że przecież wszędzie optymalizuje się procesy. Także w zaludnianiu terenów. Wiadomo, że 10 kobiet i 10 probówek plemników od różnych dawców szybciej przyczynią się do wzrostu populacji niż 5 kobiet i 5 mężczyzn. Histeria "jak baby sobie poradzą" albo „i kogo będą one skarżyły o alimenty” jest głupia, bo ile bab radzi sobie bez facetów i alimentów od nich na Ziemi. I to dzięki prawu pisanemu przez mężczyzn.
Inny problem: jak one poradzą sobie bez seksu? Ciekawe kto z Was zastanawia się jak na Ziemi kobiety sobie bez tego radzą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz