Paweł Tański, Okolicznik północnych pól, Szczecin,
Bezrzecze „Forma” 2019
Granica między przeszłością i teraźniejszością nie
jest jasna. Każde „teraz” szybko zmienia się w przeszłość, która nie wiadomo, gdzie
się zaczyna, gdzie przebiega jaj granica między chwila obecną, a minioną. Owo
rozdzielenie naznacza przemijające i trafiające na strychy, do piwnic, na
śmietniki, na cele charytatywne rzeczy oraz odchodzenie ludzi. Przedmioty i
ludzie trafiający do pamięci jako przechowalni po tym, co minęło zostają zrównane. Krzesła, marynarka, guziki,
czasopisma, sterty kaset magnetofonowych, płyty winylowe, zeszyty z nutami,
pęki kluczy, schody i wiele innych przedmiotów zapamiętanych z powodu
sentymentu kształtującego wspomnienia,
zmuszającego do wypowiadania uogólnień. To wszystko spięte w pamięci, powracające
w formie obrazów przepełnionych dźwiękami i zapachami sprawia, że możemy odbyć sentymentalną
wędrówkę do tego, co minione i na nowo przyjrzeć się scenom zabierającym nas do
czasów dzieciństwa, dorastania i dojrzałości nasączonej przeszłością, znakami
minionych dni, kształtujących teraźniejszość. „Okolicznik północnych pól”
przepełniają opisy doznawania codzienności, która ze względu - a może dzięki – nadawcy
i wyobraźni odbiorcy żyje.
W wierszach poeta szafuje nawiązaniami do innych
twórców, wierszy, wydarzeń tworzących płynący strumień przeszłości, w której
rozgraniczenia za pomocą dat nie są istotne. Ważny jest całokształt,
uogólnienie codziennych zachowań, doznań, których odkrywanie przez strumień
świadomości sprawia wrażenie chaotycznego i jednocześnie zaczarowanego czy
zaklętego gdzieś na północnych polach. I to zaklinanie właśnie jest bardzo
typowe w twórczości Pawła Tańskiego. Czasami magiczny krąg tworzą cyfry jak
siódemka w tomie „Spod siódmego żebra”, inny razem kształt jak w tomie „Kreska”
lub materia jak w „Glinnie”. Każda sprawia, że świat zostaje uchwycony w pewną
formę sprawiającą wrażenie magicznego wyłaniania się ze szczęścia i prostoty. Dekonstruowanie
znaczeń sprawia, że te tytułowe symbole, przedmioty i miejsca nabierają nowego
znaczenia, przez co czasami trzeba się wyzwalać spod ich mocy. Każdy tom poezji
Pawła Tańskiego sprawia wrażenie swoistej autobiografii, w której każdy element
jest niezbędnym składnikiem całości kształtującej podmiot liryczny żyjący
pomiędzy bliskimi, którzy obdarzają go cząstką siebie jak marynarkami noszonymi
z powodu różnych okazji.
Ważnym narzędziem tworzenia czy odtwarzania świata, który
ze względu na swoje przemijanie jest nieuchwytny jest tu metafora, co
podkreślają nakładające się na siebie obrazy, przeskakujące obrazy składające
się na Kosmos wierszy. Każdy przedmiot wart jest tu uwagi, opisania,
opowiedzenia. Żywiołowość, młodość, witalność, siła zderzenia, spotkania i
doznania – wszystko to obecne jest w każdym utworze wchodzącym w skład tomu „Okolicznik
północnych pól” i z tego powodu przyjemnie się je czyta, ale trudniej o nich
pisać, bo to, co najważniejsze (czyli obrazy i odczucia) staje się w pewnym
sensie nieuchwytne, za szybko mijające. Żadna chwila nie daje człowiekowi
wytchnienia, w żadnej nie może poleżeć i rozkoszować się, bo w każdej świat
pędzi w nieokreślonym kierunku. Czas mija tu szybko, jest
jedną chwilą, „wczoraj, przedwczoraj,/rok temu” – chwile przelatują ludziom
przez życie niepostrzeżenie. Upływ czasu mierzymy w ilości przedmiotów, które
przestały być zdatne do użytku, „doszlusowała do pozostałych, których już nie
mam”. A podmiot liryczny ciągle wydaje się być ten sam, niezmienny, trwający,
ale czy na pewno skoro jest bogatszy o bagaż doświadczeń?
Ważne są tu także kolory, wrażenia wzrokowe i
dotykowe, emocje powstające w oczekiwaniu lub kontakcie ze światem, ponieważ tomik
wierszy pełen wrażeń, opowieść o drażnieniu nimi zmysłów. Miękkość, delikatność,
dzwonienie, pobrzękiwanie, dźwięki melodii, oddechu psa, jasne i wyraziste
kolory, kontrasty wpisane w doświadczenia podmiotu lirycznego pobudzają
wyobraźnię czytelnika. Jak w każdej książce Pawła Tańskiego świat tu jest nie
tylko pełen barw i cieni rzucanych przez przeszkody stające na drodze światłu,
ale i dźwięków, które wyłaniają się wraz z kolorami przedmiotów oraz zapachów pojawiającego
się z barwami.
Kolejna rozpoznawalna cecha utworów poety to wiersze o długiej frazie, noszące cechy opowieści
fabularnych, porywają obrazami, zderzeniami znaczeń, których jest tu tak wiele,
że łatwiej je czytać niż o ich mówić. Już od pierwszego wersu przebija z nich
przekonanie, że najcenniejsze są rzeczy bezcenne, że umiejętność cieszenia się drobiazgami
pozwala wyzwolić się z materializmu i konsumpcjonizmu. A później wchodzimy w
gąszcz znaczeń, symboli, gier słów, labirynty pełne metafor poruszających
sprawy nam bliskie i świetnie oddając poszczątkowanie naszego życia, chaos i
rozproszenie symboli, napływających doznań, odbieranych informacji. I ten miły
w odbiorze natłok, do którego już przywykliśmy, bo towarzyszy nam na co dzień
sprawia, że tak trudno uchwycić te wielotematyczne wiersze i ich zestawienie w
tomiku. W poezji Pawła Tańskiego przemieszczamy się między obrazami, pojęciami,
kształtami, odczuciami, liniami, barwami, kontrastami i nawarstwiającymi
widokami bogatymi w dźwięki i zapachy. Mamy tu radość z chwili, której nie da
się kupić, zawołania do elementów przyrody zestawionej z towarami, elementami
miasta, ludzkim światem. Jeszcze jedna cecha utrudniająca opowiadanie o nich to
ich tomikowa interseksualność: są plątaniną prowadzącą od jednego do drugiego,
nawiązującą do wcześniejszych motywów i obrazów, którym towarzyszy bogactwo
dźwięków: od śpiewów ptaków, przez miejski gwar, odgłosy tłuczonego szkła,
obijających się rur, buchającej pary, tłuczonych garnków. Wszystko to z
przesuwającymi się obrazami zmienia się i narasta, przemija. Szybkie
przechodzenie od konkretnych znaczeń do ulotnych sprawia, że stajemy się
odbiorcami tego wszystkiego, co Paweł Tański uchwycił z naszego szybkiego
życia, pędzącej codzienności, ale gdy mamy o niej opowiedzieć czujemy, że jest
to zadanie bardzo trudne, bo tego, co znajdziemy w jego książkach nie da się
streścić. Można jedynie opowiedzieć o własnych emocjach, odczuciach, które
pozostawia nam ta bardzo konkretna i mocno osadzona w naszym życiu poezja
przemycająca nam wycinki konkretnych wydarzeń czy widoków, namacalnej
rzeczywistości bogatej w kontrasty bardzo szybko następujące po sobie, co
sprawia wrażenie, że w życiu czas nie jest tak ważny jak wrażenia i przeżycia,
że to za czym często pędzimy jest bardzo nieuchwytne i niewarte naszej uwagi,
bo jest wiele rzeczy, które mogą dać nam więcej szczęścia i doznań. Pozostaje
tylko podzielenie się fragmentami, które pozwolą odkryć i pokazać urok tej
twórczości:
„forty stoją jak stały, oddzielone dawno
nieużywanymi
torami, polem, jezdnią, płotem z drutem
kolczastym, kawałkiem ziemi,
znowu wysokim płotem. po forcie biegnie
sarenka, patrzy, patrzy, zawraca,
znika za wojskowymi budynkami, w lesie
wojskowego terenu,
tu niedawno jeszcze stacjonowała jednostka
radzieckich junaków;
teraz stacjonuje nieczynny fort”.
„forty”, s.10
W wierszach Pawła Tańskiego przesuwają się
obrazy z przeszłości i teraźniejszości. Wędruje swobodnie za skojarzeniami i
obrazami, w których trudna przeszłość łączy się z idyllicznością i sprawia, że
człowiek do niej tęskni.
„kiedy rodzi się lato,
gdy schną noce, nadpływa miasto i wyskakuje z
zarośli”
„kiedy rodzi się pies, gdy schną podłogi”, s.
15
Znakiem rozpoznawalnym poezji Tańskiego jest
też jego płynne przechodzenie od tytułu do wiersza. Często wydają się
współgrającą całością. Poniżej celowo wydzieliłam tytuł cudzysłowem, aby pokazać,
jak pięknie tworzy całość z resztą utworu:
„dziewczyna z pokąsanym prawym udem”
„wchodzi po schodach do zapadniętych policzkach
pomieszczeń
policzonych od pierwszego do pierwszego na
nadzieję na dziewczyńskie
wypady do hippisowskich komun dawnych palców
kołder wietrzonych
na polnych balkonach wierzy z deski powrotne
rozgrzane przesmyki
poduszek”. (s. 16)
czy
„korytarze pełne punktów”
„stoisk z różnymi produktami, idziesz i wąchasz
świat przedmiotów,
dotykasz nosem jak pies trawę, jak chmura pyłów
cenowych obniżek (…)”. (s. 18)
Paweł Tański tworząc obrazy zabiera nas w świat
scenek, w których widzimy chłopców strojących gitary, dziewczynkę zgłębiającą
tajniki chemii w szopie, wędrującego z wilczycą mężczyzny, wędrującego
marynarza, dudniących klatek, pobrzękujących kluczy, wspinających się ludzi,
wonnych wiosennych kwiatów, kobiet ćwiczących etiudy, śpiących psów, zapach
zbieranych owoców i glinianych domów i wielu, wielu innych przesuwających się
przed oczami w czasie lektury.
„w tej osadzie znalazłem swoje miejsce, uciekam
tu z portowego miasta,
kiedy tylko mogę. las robi mi zdjęcia, chowa do
dziupli, podrzuca
winylowe płyty i podsuwa pomysły na drogi przez
los. widzisz,
pojemniki na mąkę są pełne, to dobrze wróży na
przyszłość. ptak
stukał i stukał w szybę, chciał się chwilę ogrzać
i polecieć dalej,
muzyka w nocy, naprawiłem słuchawki, chodzę
sobie po domu,
deski schną, noszę w oku źdźbło”.
„słupski młyn”, s. 31.
W tomiku znajdziemy to, co w innych: swoisty sposób
szafowania nawiązaniami do innych twórców, wierszy, wydarzeń tworzących płynący
strumień teraźniejszości, w której rozgraniczenia za pomocą dat nie są istotne.
Ważny jest całokształt, uogólnienie codziennych zachowań, bogactwo doznań,
których odkrywanie przez strumień świadomości sprawia wrażenie chaotycznego i
jednocześnie zaczarowanego czy zaklętego sprawiającego, że teraźniejszość staje
się tu jeszcze mniej uchwytna. Całość sprawia wrażenie swoistej autobiografii,
w której każdy element jest niezbędnym składnikiem całości kształtującej
podmiot liryczny żyjący pomiędzy przyrodą, przedmiotami i bliskimi, którzy
obdarzają go cząstką siebie jak marynarkami noszonymi z powodu różnych okazji i
przemijające jak kolejne telefony komórkowe, lakiery do włosów, ciasteczka, o
których pamięć wiedzie do innych wspomnień i odczuć.