czwartek, 12 września 2019

Biedni licealiści i większe ZUS-y, czyli o liberałach

Gdzie byli obrońcy uciśnionych licealistów latach 2000-2004, kiedy musiałam być na 7:00 na przystanku, aby na 8:00 dojechać do szkoły, a później nawet jeśli jednego dnia miałam lekcje do 13:30 to i tak musiałam wracać autobusem o 15:30, a kiedy miałam, 7 lekcji musiałam wracać autobusem o 16:30, ponieważ ze szkoły na przystanek było 15-30 minut (w zależności od życzliwości kierowców) na piechotę i trzeba było czekać na mrozie? Autobus jechał koło 30 minut, 10 minut na piechotę do domu i bardzo często byłam w domu po 17:00. Miewałam też 9 lekcji, a byłam ostatnim rocznikiem 8 klasy, więc szkoła powinna mieć pustki, ale problem polega na tym, że dyrektorzy wolą dać nauczycielom nadgodziny niż zatrudnić kolejnych. Nigdy (przez dojazdy) nie miałam szansy na uczestniczenie w zajęciach dodatkowych, ponieważ kolejny autobus był o 19:00... Byłabym w domu prawie o 20:00, a przecież trzeba było nauczyć się materiału z lekcji, odrobić zadania, pomóc mamie i dziadkom w pracach gospodarskich, a następnego dnia wstać o 6:00, żeby o 7:00 wsiąść do autobusu.
Problem z uczniami szkół średnich istnieje nie od dziś.
Chaos w szkołach też. Na razie żadna partia nie wysunęła sensownych rozwiązań, żadna nie przejęła się tym jak i czy uczniowie mają możliwość dojeżdżania do szkół. Uważają, że ten problem na rozwiązać wolny rynek. Jeśli małe miejscowości nie będą miały sensownej komunikacji publicznej to ludzie będą izolowani, bo nie każdy może, nie każdego stać na samochód. A mówienie "to powinni sobie kupić" jest jak mówienie "jak będziesz więcej pracował to więcej zarobisz", a jednocześnie urządzanie wielkiej afery, że najniższe krajowe mają być podniesione. Liberałowie, a może wystarczy więcej pracować i będzie Was stać na te większe ZUS-y i prywatne szkoły, żeby Wasze dzieci nie musiały cisnąć się z dziećmi biednych ludzi? Mam nadzieję, że wiecie, że to nie jest rozwiązanie problemów tylko tworzenie podziałów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz