sobota, 15 lutego 2020

Karol Samsel "Autodafe 2"


Karol Samsel, Autodafe 2, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2019
Człowiek zmienia się każdego dnia. Kolejne doświadczenia, przemyślenia sprawiają, że wczorajsze Ja częściowo dezaktualizuje się. Bez wcześniejszych doświadczeń nie byłoby nas teraźniejszych, ale też nas teraźniejszych nie byłoby bez osadzenia nas w najnowszych przeżyciach. Mam wrażenie, że takie spojrzenie przyświecało pisaniu Korolowi Samselowi kolejnych odsłon „Autodafe”. Wczoraj pisałam o tomie pierwszym, dziś o drugim, a na czytelniczym horyzoncie czeka na mnie tom trzeci. Każdy z nich to niczym poetycka opowieść na wzór powieści z nurtu strumienia świadomości: pozwalają od obrazu do obrazu przemieszczać się, pokazywać to, co wpłynęło na ukształtowanie osobowości podmiotu lirycznego. Zamiast rzeczy i zjawisk wspomnienia wywołują twórcy i ich dzieła. W takim ujęciu człowiek cały jest zlepkiem kulturowych doświadczeń. Czasami są to przeżycia kontrastujące. Tak zwana kultura wysoka sąsiaduje z tą niską, bo nic poza kultura nie istnieje. I nie ważne, że każdego dnia ona się zmienia, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo już nowe wody w niej płyną, bo napływają nowe utwory będące uzupełnieniem starych, przeróbkami, wcześniejszych, nawiązaniami do tych, które jeszcze chwilę wcześniej cieszyły tłumy, a później ich odbiorcami stali się tylko specjaliści.
„Do Matki Szwedki: może myś-
lisz, że je jeden nie wychowałem się na wierszach
Herberta i filmach Pixara naraz? Cóż, pobożne ży-
czenia. Oglądałem Toy story, recytując półgłosem
20
Domysły na temat Barabasza” (s. 12).
„Autodafe 2” jest tu kolejnym wyznaniem, nakreślaniem doświadczeń kulturowych, które ukształtowały twórczy podmiot liryczny będący alter ego autora. Po raz kolejny intryguje mnie nadanie poetyckiemu strumieniowi świadomości tytułu słowa kojarzącego się z religijnym śledztwem, egzekucją, określeniem swojego miejsca w społeczeństwie (bo czymże innym było wyznanie wiary w procesie inkwizycyjnym?). Auto da fe – wyznanie skazańca. A jakim skazańcem jest autor? Człowiekiem winnym istnienia w otaczającej go kulturze, winnym ciekawości oraz twórczego nastawienia do czytanych tekstów, emocjonalnego zaangażowania we wchodzenie w kulturowe labirynty?
„To, co starałem się robić, robiłem całym sercem” (s. 12).
Czy jednak samo poświęcenie, dużo uwagi, zaangażowanie wystarczą? Może trzeba czegoś więcej, aby być tą wyjątkową jednostką?
„Myślałem, że jestem Kartezjuszem świata poezji. Nic z
tego. Ale jestem kromaniończykiem pośród wielu wąs-
konosych małp – a oznacza to więcej niż kartezjanizm” (s. 9).
Intrygujące jest to odwołanie do powstałej w XV wieku tradycji, która rozeszła się po świecie chrześcijańskim z zadziwiającą szybkością i trzeba było kilku wieków, paru rewolucji, aby z niej zrezygnowano. Nawiązanie do tradycji, która wyłoniła się z różnorodności i stała się ortodoksyjną formą dążenia do jednolitości. Dążenie do tego, aby wszyscy byli tacy sami, tak samo myśleli stało u podstaw wyznań, określania jaźni. I właśnie owa jaźń u Karola Samsela ma duże znaczenie. Jest kształtowana przez całe życie. Na początku nieświadomie, jej rozwój jest formą uległości tego, co dają bliscy, podsuwa szkoła, na co można natknąć się na ulicy i w bibliotekach. Spontaniczne kontakty zmieniają się w świadome poszukiwania, a droga każdego jest inna, więc jednolitość jest niemożliwa. Pozostaje tylko chaos prowadzący od doświadczenia do doświadczenia. W tym kontekście fakt nadania takiego tytułu kolejnemu tomowi poematu przez Karola Samsela jest sam w sobie intrygujący i wywołuje wiele pytań, na które znajdziemy odpowiedź w czasie lektury. Poeta, badacz i filozof czerpie z bogatego dorobku ludzkości, sięga po mity, przywołuje historie oraz minionych i obecnych bohaterów (od literackich po prawdziwych) ubierając to wszystko w stylistykę z jednej strony znaną nam z tekstów religijnych, a z drugiej z utworów będących strumieniem jaźni. To doskonale wpisuje się w sposób pokazywania świata znany z „Jonestown”, w którym tematy boskości ocierały się o fizjologię, a wszystko w kontekście bogactwa kulturowego. W „Autodafe” i „Autodafe 2” po raz kolejny Karol Samsel od swoich czytelników wymaga rozległej wiedzy, dużego obycia kulturowego, zainteresowania współczesnością, przeszłością, religiami sektami, literatura idylliczną, tworzeniem idealnych systemów społecznych, dziełami przekonującymi nas do idealnych systemów społecznych, znajomością postaci, umiejętnością łączenia faktów, nadążania za skojarzeniami, co nie jest łatwe, ponieważ Samsel jest jak rozpędzony pociąg: mknie przez swoje myśli, łapie wspólne nici, splata je i wyplata wzory. Już sam tytuł zabiera nas w świat wyznania. Jest to wyznanie własnego miejsca, przekonań, doświadczeń, dążeń, poszukiwania dojścia do miejsca, w którym mógłby stać się czystą poezją.
„Autodafe 2” – podobnie jak „Autodafe” - Karola Samsela wprowadza czytelników w metafizyczne doznania zmieszane z irracjonalnością kontaktu z rzeczywistością. Książka jest jednym wielkim strumieniem myśli, poetyckim obnażaniem siebie, swojej siły i słabości, wyznanie, że duchowość łączy się w nim z cielesnością, wzniosłe dążenia ze zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych, jasna i piękna strona z ciemną naturą. Do swojego niezwykłego świata wprowadza nas wyznaniem w pierwszym tomie: „Zdaję sobie sprawę z wieloznaczności siebie” (s. 6), a dalej: „Gram na świat i gram na siebie” (s. 6). Wielość przyjmowanych ról, wielość doświadczeń, napływającej wiedzy przeplatanej poetyckimi utrwaleniami rzeczywistości to kultura wpływająca na to kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Determinacja jednostki jest wszechstronna. I gdzieś pośrodku tych doznań jest podmiot liryczny skazany na śmierć, która nikogo nie ominie. Skazany jest też na swoje otoczenie, bo nie da się żyć w próżni i na apokaliptyczność przemian własnej osobowości:
„Jeszcze jedno. Byłbym błaznem niewartym najmniej-
szej uwagi z Waszej strony, gdybym utrzymywał, że
muszę wypracować ostateczne pożegnanie z czytelni-
kiem. Wiem. Zaczęła się wojna. Poeci piękni jak anio-
łowie gniotą Wasze bujne, stalowe ogony. Śmiem jednak
twierdzić, że nie chcą Was całych, tym samym chcą
Was niecałych: chcą Waszych serc i umysłów, kło-
potliwą resztę zostawiając lekarzom lub partnerom,
trenerom albo rehabilitantom. Pod względem troski
7
o to, co nie podlega rozwojowi, poeta jest wprost nie-
możliwy. Istne dziecko, to podglądające Was ustawi-
cznie w lusterku samochodowym swojej wyobraźni.
Literackiej tupaninie nie ma końca” (s. 7-8).
Każda strofa obfituje w wielość obrazów. Oszczędność słów i duża erudycja poety wymaga od czytelnika sporego wysiłku, zrzucania kolejnych warstw znaczeń, umiejętności odszukiwania nakładających się sensów składających się na Ja podmiotu lirycznego rozdartego między doświadczeniami. Świat idylliczny, pełen radości, zderza się z turpistycznymi i katastrofalnymi wizjami wynikającymi z doświadczania cielesności. Nakładające się obrazy dają odczucie życia szybko upływającego, czasu skazującego ludzi na przemijanie. Ten pęd sprawia, że nawiązania zawarte w poemacie „Autodafe” i „Autodafe 2” są trudne w odbiorze i tylko erudyci będą w stanie przebrnąć przez tekst, wyciągnąć z niego formę jaźni poety świadomego swojej twórczej zależności od poznanych i przerobionych kontekstów kultury. Zarówno „Autodafe”, jak i „Autodafe 2” Karola Samsela to opowieść o determinizmie kulturowym twórcy poszukującego natchnienia i próbującego umiejscowić siebie gdzieś pośród świata, w którym przyszło mu żyć. Każdy tekst kultury, z którym ma do czynienia kształtuje jego Ja. Jego wyznanie doświadczeń jest pewną formą cofania czasu, chwytania chwil zmiany, ale też powrotami do czasów, w których powstały dzieła, do których się odwołuje.
Znamienne jest też to, że kolejny rok niesie kolejna odsłonę opowieści o sobie, swojej świadomości, sposobie, w jaki zostało zbudowane jego Ja. Rok 2018 to tom pierwszy, w 2019 roku ukazał się tom drugi, a w tym roku będzie kolejny, bo Ja – dopóki istniejemy – nigdy nie jest skończone. Zawsze pozostanie miejsce na kolejne doświadczenia, kształtowanie osobowości, przywoływanie z pamięci tych, które wcześniej wydawały nam się mniej ważne, ale w obliczu doświadczeń odkrywamy jak wielkie mają one znaczenie. W obu tomach bardzo ważnym elementem świata jest chaos kulturowy – wszystko to, co napływa do nas przez istnienie mediów, przez nawarstwianie się utworów, codzienne doświadczanie cudzej – szeroko pojętej – twórczości, kontemplowanie jej oraz przekształcanie we własną.
„Cóż, w Autodafe nie wszystko jest na tacy” (s. 39).
I być nie powinno, bo dobra literatura to taka, która niesie przesłanie, zmusza do intelektualnego wysiłku, obeznania, umiejętności odszukania hermeneutycznych nawiązań oraz dekonstrukcyjnych przekształceń będących niczym ożywczy wiatr.
„Sztuka w tym, Panie, tkwi, aby tak podmajstrować,
by pokiełbasić cokolwiek, lecz nie skaszanić wszyst-
kiego”.
Książki Karola Samsela to swoista zabawa z czytelnikiem, badaniem granic jego znajomości świata, umiejętności odkrywania kontekstów oraz umiejętności poddania się porwaniu przez tekst naszpikowany bogactwem nawiązań tworzących misterną konstrukcję Ja – badacza-poety osadzonego w wielowiekowej kulturze i niemogącego poza nią wyjść, bo cokolwiek napisze, będzie to dowołaniem do wcześniejszych tekstów. Twórca jest tu istotą zniewoloną i zmuszoną do wybaczania, że przyszło mu żyć w tym nadmiarze doświadczeń sprawiającym, że tworzenie czegoś nowego staje się nierealne. Pozostaje tylko utrwalanie własnej ścieżki przez teksty kultury, doświadczenia naznaczone kulturowymi kamieniami.
Książki zatytułowane „Autodafe” i „Autdfe 2” Karola Samsela są czymś w rodzaju esencji eseju, są osobistym opowiadaniem o czytelniczych doświadczeniach i poszukiwaniach młodego badacza pragnącego współodczuwania i połączenia oraz ciągłego poszukiwania naukowego natchnienia, szukania nowych dróg, a przez to sprawiające wrażenie opowiedzenia o nich jakby jednym tchem. Nawet przechodzenie z wersu do wersu, strofy do strofy to przeskoki słów i myśli, łapanie swojego strumienia doświadczeń i poszerzanej wiedzy. Kolejne odsłony „Autodafe” to monolog badacza i twórcy. Jest to naukowiec ciekawy świata, z jednej strony wpisujący się w hermeneutyczne patrzenie na dorobek innych, a z drugiej strony dekonstruujący do własnym doświadczeniem, nadający nowych znaczeń przez zabawę słowami i przypisywaniem sobie ról, a przez to czyniących z utworu autobiograficzną opowieść o relacji z literaturą, historię o przemianie ucznia w badacza i twórcę. Jest to wyznanie, w którym człowiek poza kulturą nie istnieje, a jego miejsce w niej zależy od tego, jakimi ścieżkami powędrował, jakie pytania zadał sobie na scenie życia. A całości wydaje się przyświecać hasło:
„Naucz się wybaczać, naprawdę – tylko dla swojego dob-
ra” (s. 37).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz