środa, 15 kwietnia 2020

Jeff Kinney "Dziennik Cwaniaczka. Totalna demolka"

Były święta w tropikach, podróże, zmagania się z zimą, walka z uprzedzeniami rodziców, że gdzieś tam kiedyś w ich młodości było lepiej (dla niech pewnie tak), gra na waltorni w szkolnej orkiestrze, kręcenie niskobudżetowego horroru, nieudana (a raczej niewłaściwa) miłość przyjaciela, próby wysłania do szkoły wojskowej. Wszystko kończyło się katastrofą, do której prowadziło czegoś jakby pasmo samonapędzających się nieszczęść. Można powiedzieć, że po tylu latach rodzina Heffleyów powinna sobie zdawać już sprawę, że mają nie podejmować nowych wyzwań, bo wszystko zawsze kończy się wielką klapą i ogromnymi kosztami. Oni jednak są niereformowalni. Jeśli za długo żyją spokojnie to odnosi się wrażenie, że ich ten spokój świerzbi.
„Totalna demolka” to tom zaczynający się bardzo niewinnie, bo od domowych porządków, wyrzucania zbędnych rzeczy, robienia miejsca w szafach, wspomnieniach przedmiotów, które wykonało się w przedszkolu, zabawek, które już dawno przestały działać, czy nieodpakowanych prezentów. Takie akcje jak najbardziej są potrzebne, ale rodzina Heffleyów powinna wiedzieć, że to też nie dla nich, bo w czasie sprzątania czyha na nas bardzo dużo niebezpieczeństw, np. garażówka w wykonaniu Grega i jego łeb do interesów.
Kiedy już zaczyna się wyciszać okazuje się, że zmarła ciotka, a to przyczyni się do wywrócenia życia całej rodzinie, która bardzo szybko dochodzi do wniosku, że lepiej byłoby nie dostawać żadnego spadku, bo z tym tylko same kłopoty. Zwłaszcza, kiedy pieniądze chce się rozsądnie wydać na poprawienie swoich warunków bytowych z naciskiem na remont. I znowu w Franku Heffleyu włącza się jakaś dziwna potrzeba wychowania z syna twardziela, a to kolejny krok do katastrofy.
We wszystkich tomach „Dziennika cwaniaczka” akcja mknie niczym pociąg pośpieszny (oczywiście nie w Polsce), a wydarzenia nieuchronnie następują po sobie niczym w dominie: jeden przewrócony klocuszek powoduje prawdziwą lawinę zdarzeń, które jedynie może zatrzymać przewrócenie się wszystkich.
Całość napisano w formie dziennika wzbogaconego ilustracjami autora. W poszczególnych akapitach pierwszoosobowy narrator (Greg) przeskakuje z tematu na temat, co sprawia, że lektura jest bardzo interesująca i wciągająca. Zdania w stronie czynnej, duża dawka humoru – to wszystko sprawia, że kolejny tom „Dziennika cwaniaczka” wciąga od pierwszych stron i po przeczytaniu jednej części nie sposób nie sięgnąć po kolejne, dlatego zdecydowanie polecam wszystkim młodym czytelnikom, którzy uważa, że książki są nudne. Tu nie ma czasu na znudzenie. Akcja galopuje, do tego kolejne wydarzenia okraszone prostym humorem sytuacyjnym sprawiają, że lektura zdecydowanie poprawia humor.
Fabuła każdego tomu zawsze ma temat przewodni. Raz są nim wakacje, innym razem święta, nauka w gimnazjum, relacje z rodzeństwem, twarde wychowanie, dojrzewanie, konsekwencje złych czynów, pierwsze związki, rodzinne wyprawy czy kult przeszłości rodziców. Niedługie nakładające się na siebie scenki wprowadzające kolejne elementy napięcia i kończące się zabawnym rozwiązaniem sprawiają, że lekturę czyta się bardzo szybko i z zainteresowaniem. Aby dodatkowo urozmaicić czytanie w książce nie zabraknie elementów komiksowych, dzięki czemu sięgają po nią również młodzi przeciwnicy spędzania wolnego czasu z książką. Naszpikowanie dużą dawką humoru skutecznie zachęca dzieci do czytania.
"Dziennik cwaniaczka. Totalna demolka" to lektura doskonała dla wszystkich uczniów. Niewinna fabuła kryje w sobie wiele prawd, nad którymi można rodzinnie dyskutować, a do tego rozbawi zarówno dzieci, jak i dorosłych, a opornych czytelników zachęci do czytania. Książka ma tak duże powodzenie, że powstają kolejne tomy, wznowienia, tłumaczenia, a nawet filmy o przygodach pechowego Grega. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy szukają pomysłu na zimową lekturę dla swoich pociech.











1 komentarz: