piątek, 24 kwietnia 2020

Katarzyna Ryrych "Lato na Rodos"


Tuż obok blokowiska i zadbanych ogródków działkowych jest zupełnie inny świat, w którym każdy żyje własnym życiem, akceptuje innych i jest akceptowany. Nikt tam nikogo nie ocenia. Każdy za to ceni wspólnie spęczony wolno płynący czas. Do takiego niezwykłego miejsca nazywanego Dziczą trafia Porszak, chłopak z autyzmem. Zaprowadza go tam starszy kolega Turet (nastolatek z zespołem Touretta). Wszystko zaczyna się od tego, że Porszaka nikt nie chce wziąć na kolonie, a Tureta każdy boi się integrować z innymi nastolatkami. Początkowy smutek z powodu wykluczenia przeradza się w radość, bo w końcu trafia do świata, w którym nikt nie zadaje głupich pytań, nikt nie próbuje go przytulać, a porządkowanie świata traktowane jest z podziwem i zainteresowaniem. W tym spokojnym otoczeniu Porszak pięknie się rozwija. Każdy dzień to swoboda nauka nowych umiejętności, odkrywanie praw przyrody, wchodzenie w świat fizyki, zgłębianie astronomii, praca nad sprawnością fizyczną. Wszystko powoli, we własnym tempie i w sposób właściwy tylko jemu. Wakacje są czasem intensywnej, ale niewymuszonej nauki. Zaniedbana i pozornie opuszczona część ogródków działkowych staje się miejscem ucieczki od wszystkiego, co przytłaczające. Do tego uświadamiamy sobie, że prawdziwe wakacyjne przygody wcale nie muszą dziać się gdzieś daleko, z dala od domów, w egzotycznych krajach czy nad morzem. Prawdziwie wakacyjna przygoda jest tuż, tuż. Na wyciągnięcie ręki. Albo za zarośniętą dziurą w płocie.

Tytułowe RODOS to nazwa wymyślona przez Tureta (bardzo optymistycznego nastolatka z wachlarzem dziwnych zachowań, których ludzie się boją, a jego rodzice wstydzą). Skrót od „Rodzinnych Ogródków Działkowych (Ogrodzonych Siatką)”, czyli czegoś, co każdy z nas w jakimś stopniu zna i obserwuje okazuje się świetnym nawiązaniem do greckiego Rodos okupowanego przez turystów. Małe parcele oddzielone mniejszymi lub większymi płocikami, działeczki z mniej lub bardziej zadbanymi domkami. Właśnie w takiej scenerii rozgrywa się akcja książki Katarzyny Ryrych. Opisany przez nią świat podzielony jest na Cywilizację i Dzicz. W tej pierwszej żyją wszyscy mający nowiutkie domki, równo przystrzyżone trawniki, wszystko pięknie rozplanowane i wykorzystujący działkę do grillowania lub opalania. Mieszkania mają gdzieś w mieście. Tu podjeżdżają swoimi drogimi samochodami, aby w zgiełku odpocząć od miejskiego tłumu. Jest też taka jakby starsza część, bo posiadająca zaniedbane chatki, opuszczone i pozamykane za pomocą kłódek i łańcuchów, zarośnięta, dzika, bliższa naturze. Do tej części uciekają wszyscy ci, którzy źle czują się w pierwszej części, którzy chcą mieć całkowity spokój, być wolni od wścibskich oczu oceniających sąsiadów, pragną całkowitej akceptacji. Tu dla każdego jest miejsce. Może skryć się biznesmen i porzucona matka, zaradny zbieracz śmieci i miłośnik eliksirów na szczęście oraz takie dzieciaki jak Turet i Porszak, a dalej za siatką są Przydasie kolekcjonujący różnorodne śmieci. Chłopcy mają tu własną budę, którą coraz lepiej urządzają dzięki wsparciu Gabaryta przynoszącego różnorodne meble, sprzęty, ale i jedzenie, których termin ważności właśnie minął (zdobycze ze sklepowych kontenerów). Nikt tu nikogo z niczego nie rozlicza. Wszyscy żyją w spokojnej komunie, ale jednocześnie wzajemnie dbają o własną prywatność i swoje bezpieczeństwo, dlatego chłopcy mają tu dużo swobody, a jednocześnie wszyscy bardzo subtelnie ich pilnują.

Cała przygoda opowiedziana jest z punktu widzenia Porszaka, chłopaka z autyzmem, którego nikt nie rozumie, a rodzice starają się naprawić zamiast bezwarunkowo kochać. Stosunek najbliższej rodziny nie polepsza jego sytuacji. Każdy go tylko ocenia i krytykuje, każda pasja traktowana jest jak autystyczne dziwactwo, każde obserwowanie i porządkowanie świata dla otoczenia jest niezrozumiałe i denerwujące, a zachowania Porszaka denerwujące. Jest na tyle problemowy, że nie tylko nie może wyjechać na kolonie, na których i tak byłby pośmiewiskiem i czułby się samotnie, ale też i szkoła stara się zrobić wszystko, aby pozbyć się „problemu”, dlatego uniemożliwiają mu chodzenie do niej. Między tymi wszystkimi wydarzeniami jest on, płynący z nurtem wydarzeń, układający swoje ukochane kamyki, podglądający ślimaki, uczący się pływać w gliniance, przemykający między zapracowanymi i zmęczonymi walką o syna rodzicami, którzy dawno przestali mieć jakiekolwiek życie towarzyskie, bo autyzm syna ich dyskwalifikuje jako towarzyszy imprez. Nawet na zakładowe wakacje nie mogą wyjechać całą rodziną, bo miejsce znajduje się wyłącznie dla osób mających neurotypowe dzieciaki, a zwyczajne szwendanie się po okolicy zostaje od razu ocenione i skrytykowane: „Ciekawe, co robią jego rodzice? Puszczają debilka samopas. To powinno być karalne”. Stwierdzenia, które nie padłyby pod adresem rodziców neurotypowych dzieciaków to norma. W takim przytłaczającym środowisku toczy się życie Porszaka i jego bliskich. Dzicz jest inna: tu każdy może być sobą pod warunkiem, że nie krzywdzi innych.

Opowiadający o tych wszystkich wydarzeniach Porszak czerpie przyjemność z ucieczek do Dziczy. Jest już dość samodzielnym nastolatkiem, dlatego rodzice pracują, a on może swobodnie przemieszczać się w pobliżu bloków. I to daje mu szansę na przeżycie pięknej przygody, w której największym marzeniem będzie zobaczenie zaćmienie Księżyca i spotkanie Amelii. Czy i w jaki sposób uda mu się zrealizować te marzenia? O tym przekonajcie się sami.

Katarzyna Ryrych stworzyła książkę piękną, poruszającą i pouczającą. Jest to świat nastolatka z autyzmem. Wszystkie terapie, zabiegi, doświadczenia, wyprawy, zażywanie lekarstw widzimy z jego perspektywy. Niesamowicie wymownie przedstawiła tu problem nauki ubierania się, wykonywania prostych czynności, ale też skupionego obserwowania otoczenia, dostrzegania najmniejszych szczegółów. Niewidzialna bańka mydlana, w której żyje jest piękną metaforą na to, w jaki sposób zachowują się dzieci z nadwrażliwością dotykową, w jaki sposób odczuwają zaburzanie im spokoju i ładu. Do tego stajemy się świadkami codziennych starań rodziców, którzy z nadmiaru przejmowania się przyszłością zapominają cieszyć się chwilą.

„Lato na Rodos” to piękna opowieść o tolerancji i samoakceptacji, rozwijaniu miłości do siebie oraz innych, odkrywanie, że nie ważne jest tempo, w jakim coś zrobimy, w jakim się nauczymy, ale to, że tego dokonaliśmy. Obecność różnorodnych osobowości w Dziczy staje się pretekstem do zadania pytań o normalność, kategoryzowanie i ocenianie. Każdy tu ma jakiś talent: jedni dodawania miłości i opiekowania się, inni do przekazywania wiedzy, eksperymentowania, jeszcze inni do interesów lub robienia eliksirów. Ocena przez pryzmat tego, co możemy zyskać przez obecność innych ludzi sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na zachowania bohaterów. Ważne jest towarzystwo innych, a nie ich przeszłość i znajdowanie odpowiedzi na pytania o to skąd i dlaczego przybył. Nikt tu też nikogo nie zagaduje na siłę. Każdy jest dla innych, kiedy sam tego chce.

„Lato na Rodos” to wspaniała opowieść o tym, że inne jest piękne, że każdy z nas ma coś do zaoferowania napotkanym ludziom i to od nich zależy, czy to dostaną czy nie. Do tego pokazuje nam wyjętych poza margines chłopaków, którzy pokonują własne ograniczenia, uczą się nowych rzeczy, zawierają nowe przyjaźnie i potrafią jednoczyć się w szczytnym celu. Świat oczami Porszaka jest inny niż ten dostrzegany przez jego neurotypowych kolegów, dla których jest obiektem kpin. Jest w nim miejsce na poukładanie rzeczy, obserwowanie przyrody, siedzenie w pozornej bezczynności, powolne poszerzanie własnych zainteresowań i możliwości. Jego świat jest wolny od pośpiechu i dużo w nim empatii, bo wie, że nietolerancja zawsze jest pochopna i wynika z nieznajomości rzeczy. Katarzyna Ryrych stworzyła piękną książkę dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Powinien sięgnąć po nią każdy, ponieważ pozwala na zrozumienie powagi wykluczenia, wczuć się w sytuację rodziców zmuszonych o ciągłą walkę o syna, o możliwość wyjazdu na wakacje z innymi dziećmi i pokazuje jak system ich pokonuje i spycha na margines. Widzimy też chłopaka, który mimo wykluczania stara się być szczęśliwy. A szczęście znajduje wszędzie. Potrzebuje tylko akceptacji i czasu, aby je poczuć.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz