czwartek, 18 czerwca 2020

Zofia Tarajło-Lipowska i zbrodnia w naukowym światku



Trup w składzie makulatury jest zaskoczeniem dla ekipy policjantów, których już nic nie powinno zaskakiwać. A jednak. A wszystko przez to, że to nie byle jaki trup tylko damski. Do tego rozebrany do bielizny, bez oznak gwałtu. Ot pulchna, starsza pani podtruta i dobita metalowym prętem. Najbardziej zaskakująca jest jej pozycja społeczna: dyrektorka w dziwnym Instytucie Semikomunikacji Interkulturowej Uniwersytetu Kuropaskiego, Hellada Słoneczny. I tym sposobem Zofia Tarajło-Lipowska, specjalistka od literatur i języków zachodniosłowiańskich zabiera nas do bardzo dobrze znanego sobie środowiska, czyli naukowców. Poznajemy powiązania, współprace, patologiczne zachowania. Pod maską wzniosłości kryje się tu ludzka słabość, a nawet ułomność. Pisarka nie oszczędza swojego środowiska. Pokazuje skostniałe struktury, traktowanie uczelni jak własnego folwarku, wykorzystywanie zależności. Każdy, komu udaje się dopchać na stołeczek pielęgnuje feudalizm w swoim otoczeniu. Przebicie się przez taką zakrzepłą społeczność nie jest możliwe, bo żyje ona zgodnie z zasadą „Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”. Nawet ci, którzy są z nimi nie są bezpieczni, bo mogą wypaść z łask, stać się obiektem prześladowań innych badaczy, a później szybko usunięci.

Uczelnie kojarzą nam się z powagą, uczonością, autorytetami, badaczami, sumiennością, rozwojem, mądrością, dystansem do spraw przyziemnych, unikaniem konfliktów, spokojną pracą w zaciszu gabinetu lub laboratorium, staraniami o granty, udziałem w międzynarodowych konferencjach, nawiązywaniem współpracy z zagranicznymi uczelniami itd. itp.. Lista pozytywnych cech jest długa i zapewnia nas o wielkości naukowego świata. Na osoby tam pracujące spływa aura intelektualnego oświecenia i ludzkiego szacunku. W prawdziwym życiu różnie z tym bywa. David Lodge zabrał swoich czytelników w świat interesów i interesików wyśmiewając w ten sposób przywary ludzi nauki. Jednak brytyjski naukowiec robi to w sposób bardzo subtelny i często niedostrzegalny. Zachowania wykreowanych przez niego postaci w pewnych granicach można zaakceptować, a sami bohaterowie prowadzą mniej lub bardziej pasjonujące badania, mają zainteresowania, poświęcają się pracy, jeżdżą na konferencje z prawdziwego zdarzenia, rozwijają się. Zofia Tarajło-Lipowska natomiast wrzuca nas w świat pełen paradoksów, miernoty, działania na szkodę uczelni i państwa, przekładania własnych interesów nad postępem naukowym i unikania jakiejkolwiek pracy na rzecz nauki. Na porządku dziennym są tu wewnętrzne tarcia, walki o uznanie, stanowiska, granty, akceptacje projektów, finansowanie publikacji monografii naukowych, sponsorowanie udziałów w konferencjach i wyjazdów zagranicznych, które są tak naprawdę jedynie spotkaniami towarzyskimi z podobnymi naukowcami, ale z zagranicznych uczelni, przez co zyskuje wymiar międzynarodowej współpracy. Do tego takie podróże traktowane są jak opłacone przez uczelnię wczasy, czyli niekoniecznie trzeba w czasie wyjazdu pracować. Uczelniana posadka jest doskonałym źródłem utrzymania dla tych, którym nie chce się pracować. Donosicielstwo, oszczerstwa, zazdrość i układy pozwalają miernym badaczom z bardzo dobrym skutkiem nie tylko zachować posadkę, ale i awansować do grona władz uczelni.

Tak właśnie było w „Śmierci dziekana” zaludnionej przez naukowcy, którzy śmiało mogą stać się parodiami wszelkich pracowników intelektualnych: zwalczający się, dbający o posadki, bojący się, że nowo otwarty kierunek może przyciągnąć studentów i odciągnąć od dawnej oferty edukacyjnej. Do tego dochodzą wątpliwej jakości badania, bezpodstawne habilitacje, walki o władzę i zatrudnienie. Spokojna praca naukowca zmienia się w koszmar, w którym mimo wszystko ludzie biorą udział. W takim środowisku prędzej czy później musiało dojść do tragedii. Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie nią morderstwo. Śmierć dziekana staje się pretekstem do zgłębienia zachowań środowiska, w którym pracował i zginął.

„Recykling” to świetna, autonomiczna kontynuacja. O ile środowisko naukowe w „Śmierci dziekana” nas zadziwiło tu już przeraża. Po głębszym wejściu w świat nauki okazuje się, że sporo badaczy wcale nie jest zainteresowanych jakimkolwiek rozwojem i badaniami. Siedzą na tych swoich posadkach od wielu lat i nie można ich ruszyć. Wcale nie dlatego, że są świetni. Są bardzo mierni. I oni doskonale to wiedzą. Może o sobie nie mają takiej opinii, ale o znajomych z pracy już tak. Ich lenistwo sprawia, że zamiast pracować na rzecz nauki, kształcić kolejne pokolenia pracują nad tworzeniem sieci zależności, tworzą układy, w których odwdzięczanie się za pomoc stanowi ważny element. Czasami jednak ta struna pomocy i szantażu zostaje mocno naciągnięta i musi dojść do zbrodni. I właśnie tak jest w „Recyklingu”, w którym mamy trzy uczone trupy. Każdy w innym miejscu związanym z recyklingiem: w papierach, plastikach i na złomowisku. Co łączy te sprawy? Musicie przekonać się sami. Na pewno każda z ofiar znała inne, bo światek naukowy jest zaskakująco mały.

Powieść jest doskonałym połączeniem powieści kryminalnej i satyry. Zofia Tarajło-Lipowska z wielka wprawą prowadzi wątek detektywistyczny, w którym pojawiają się bardzo dobrze zarysowane karykatury. Każdy jest tu inny, ma odmienny zestaw wad i prywatną listę interesów. Sieć połączeń tych list sprawia, że instytut staje się pulsującą tkanką, w której każde zaburzenie może doprowadzić do zawalenia się domku z kart ambicji. W „Śmierci dziekana” do takiego przewrotu dochodzi w chwili śmierci dziekana. Pewnego dnia w holu ląduje ciało otyłego naukowca, który spadł z czwartego piętra. Komisarz Jacek Cichosz nie ma wątpliwości, że ktoś musiał mu pomóc w zakończeniu życia. To wymaga prowadzenia długotrwałego i żmudnego śledztwa pozwalającego obnażyć struktury uczelni. Naukowcy odpowiadając na jego pytania nie ułatwiają mu sprawy. Każdy ma interes w tym, aby dokonać zbrodni i ukryć jej sprawcę. Z czasem okazuje się, że coraz więcej osób mogło chcieć śmierci denata, którego zasługi były mizerne, a rządy kiepskie. Stosunki między naukowcami wydziału mieszczącego się przy ulicy Gołębiego Serca z zewnątrz przypominają przepychanki dzieci w piaskownicy: każdy walczy o łopatkę (władzę) wszelkimi sposobami. W ten sposób nie zabraknie wyzwisk, pomówień, anonimów, tworzenia grup wzajemnej adoracji. Tytułowa „Śmierć dziekana” dzięki satyrycznemu obrazowi zyskuje wydźwięk dwuznaczny. Drugie dno powieści okazuje się bardzo interesujące i zachęca do analizy wszelkich środowisk pracy.

W kontynuacji, czyli „Recyklingu” takim przełomowym wydarzeniem jest znalezienie ciała Hellady Słoneczny. Okazuje się, że domek z kart przewrócony w pierwszym tomie przyczynił się do przewracania się domina. Akcja ruszyła. Tym razem jednak policjantom powinno być dużo łatwiej wejść w środowisko, ponieważ mają do pomocy Andżelę Mentel, była pracownicę uniwersytetu i obecnie praktykantkę w policji. Jakie tajemnice odkryje przed policjantami? Przekonajcie się sami.

Zofia Tarajło-Lipowska w bardzo dobrze prowadzony wątek kryminalny wplecie także romans. Jednak i on zostaje poddany satyrycznemu wykrzywieniu, przerysowaniu. W „Śmierci dziekana” śmiała pani dyrektor instytutu stara się o względy kiepskiego, ale zagranicznego naukowca docenta Muminka, którego bardzo promuje. W „Recyklingu” mamy ciągłe wydzieranie i odbijanie sobie partnerów. Do tego nie zabraknie profesora Casanovy, zakamuflowanego geja, a którego mają chrapkę dwie panie. Będzie się działo.

Książki Zofii Tarajło-Lipowskiej czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Obie części można czytać bez znajomości drugiej. Myślę, że mogą się one spodobać miłośnikom kryminału, satyry i powieści psychologicznej. Doskonałe portrety bohaterów sprawiają, że czytelnik nie nudzi się w czasie lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz