piątek, 31 lipca 2020

W poszukiwaniu siebie, czyli o twórczości Zbigniewa Jasiny

Lubię czytać poezję, ponieważ jest w niej niesamowity ogrom emocji, obrazów i prawd o nas oraz o świecie. Taka lektura jest doświadczeniem niesamowicie osobistym. Wychodzimy naprzeciw minimalistycznego tekstu zbudowanego przez innego człowieka i uzupełniamy go o własne doświadczenie, dlatego pisanie o liryce jest niesamowicie trudne, bo wymaga też pokazania, co w hermeneutyce doświadczenia jest osobiste, odkrycia rzeczy, które są dla nas znaczące. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi pokazanie, co w określonym tomie poezji nas poruszyło, zwróciło uwagę. Uzupełnianie przestrzeni pustych to pewnego rodzaju kolejne pisanie, a przecież tego poecie nie można robić. Zwłaszcza, kiedy chcemy opowiedzieć, co w jego tekstach jest ważne.

Minęło już dziewięć lat, kiedy po raz pierwszy całkowicie przypadkowo sięgnęłam po pierwszy tom poezji Zbigniewa Jasiny „Inne światło”. Byłam właśnie po porodzie, miałam czas zawieszenia, poszukiwań, dystansowania, kończenia wszystkiego, co zaczęłam siedem lat wcześniej i znajoma podsunęła mi książkę, którą dostała od innej znajomej. Przeczytałam i uderzyło mnie w tej poezji coś, co sprawiło, że odniosłam wrażenie, że z poetą łączy mnie jakaś więź. Takie uczucie jest ważne, bo to znaczy, że w utworach sporo uniwersalizmu, że poza osobistym doświadczeniem, przemyśleniami, spostrzeżeniami, przeżyciami twórca zabiera nas w świat rzeczy ważnych nie tylko dla niego.

Po kilku latach trafił do mnie czytany wcześniej tom i nowszy zatytułowany „Drzewo oliwne”, po który sięgałam z przyjemnością, wracałam wiele razy, ale zawsze jakoś brakowało mi odwagi, aby o nim napisać, bo doświadczenie poezji jest równie osobiste jak jej pisanie. Dopiero najnowszy tom „Inaczej przemijamy” (z wielką przyjemnością objęty przeze mnie patronatem) sprawił, że poza twórczością zainteresowałam się życiem poety. I wtedy przypomniało mi się, cóż takiego zwróciło moją uwagę już przy pierwszej lekturze: specyficzne, nieszablonowe spojrzenie, takie, po którym poznamy absolwentów filozofii. Do tego Zbigniew Jasina ma życiorys bogaty w działalność społeczną i kulturową. A wszystko to przeplatane kolejnymi studiami, poszukiwaniami wiedzy, dążeniem do wejścia w tajniki ludzkiej natury, co bliskie jest sokratejskiemu spojrzeniu na świat: „Nie nauczą mnie niczego kwiatki, czy drzewa, lecz tylko drugi człowiek”.

Takie podejście pięknie wybija w wierszach Zbigniewa Jasiny i sprawia, że jego utwory pozwalają nam przejrzeć się w nich. Nacisk na nawiązania do starożytności, zainteresowanie człowiekiem, jako istotą społeczną sprawia, że można się nawet skusić o stwierdzenie, że cała twórczość poety przesiąknięta jest antykiem, pytaniami o sens, przemijanie, próbą uchwycenia tego, co przemija i szeroko pojętej relacji z drugim człowiekiem. Już na początku tomu „Inne światło” trafiamy na płynące po wielkiej rzece „małe feluki”, trzcinowe chaty sąsiadujące z potężnymi świątyniami i grobowcami, „głowy synów Ojobazosa”, barbarzyńców schodzących zboczami Alp, „dzikich Scytów”, Gotów, Owidiusza, sfinksa. Każde nawiązanie uwypukla kruchość relacji z drugim człowiekiem. Przy czym ten Inny, z którym wchodzi w relację jest różnorodny: może być wodzem zagrożonym szybkim przeminięciem, ale też może być zwykły, przeciętny, wkładający energię w budowę grobowców i świątyń dla władców i bogów, którzy szybko przeminą. Szczęśliwi bohaterzy jego wierszy to ludzie, którzy żyją, ponieważ nie zadają zbędnych pytań o to, co odległe. Żyją tylko własnymi obowiązkami, myślą o własnym przetrwaniu. Jeśli jednak zdarzy im się myśleć o innych – nawet jeśli są dziećmi – to czeka ich los synów Ojobazosa. Szybko uzmysławiamy sobie, że brak pytań i podległa postawa to też nie rozwiązanie, bo wtedy przyjdą barbarzyńcy. Starożytność jest okrutna, rządząca się własnymi prawami, a jednak nas fascynuje i to zauroczenie widać w poezji Zbigniewa Jasiny malującego słowami zarówno chwile budowania potęgi, jak i przeżywanej przez wodzów trwogi:

„Przybył goniec z północy

Flawiusz Honoriusz

ma zepsute popołudnie

spojrzenie Augusta błądzi

po marmurowych prowincjach

pod stopami

przez bladość czoła przenika pot

i troska

Rzym potrzebuje żołnierzy

 

z alabastrowych ścian łaźni

spływają mleczne krople

zboczami Alp schodzą

barbarzyńcy” (Rzym potrzebuje żołnierzy, s.11)

Przeczucie przemijania, końca świata, swoistej regionalnej apokalipsy pięknie podkreśla postawa bohatera „Wróżbiarza”, którego ludzie mający jasne znaki dotyczące przyszłości pytają jaki czeka ich los:

„Pytają czy znaki coś mówią

pytają mnie dlaczego

milczę

 

Jakby potrzebne były znaki

jakby istniała przyszłość

po końcu świata („Wróżbiarz”, s. 17).

Zbigniew Jasina nie idealizuje przeszłości. Nakreśla ją prostymi słowami, uwypukla obrazy okrucieństwa, niepewności, trywialności przemocy istniejących imperiów, pokazuje, że upadały wtedy, kiedy traciły siłę. Dostrzegamy, że światem starożytnych rządzili bezwzględni władcy nieprzywiązujący się do nikogo i niczego i tego samego wymagający od poddanych, w ten sam sposób traktujący przyjaciół. Starożytność przesiąknięta jest śmiercią, obalaniem (a raczej uśmiercaniem) kolejnych władców, strącaniem marmurowych głów imperatorów. Odwiedzamy takie miejsca jak Antirodos, które z powodu sił natury znalazło się pod wodą. Nawiązań do tego miejsca znajdziemy więcej i wydaje się w tym tomie kluczowe, bo mamy tu nie tylko podwodnego sfinksa, płaską wyspę, ale też tajemniczą wyspę, której grozi zagłada.

Podróż do przeszłości, wchodzenie w kulturę antyczną nie daje człowiekowi pocieszenia tylko świadomość tego, że od zarania dziejów ludzkości towarzyszy cierpienie wynikające z wszędobylskiej śmierci, która wydaje się czyhać na ludzi na każdym kroku. Od tamtych czasów niewiele się zmieniło. Ciągle jesteśmy wystawiani na próbę, ciągle jesteśmy słabi i zagrożeni. Nawet utrwalenie aparatem fotograficznym nie przedłuży naszego istnienia. Wszystko w naszej historii wydaje się być zapętlone, niczym na wstędze Möbiusa ciągle się powtarza, a my nie mamy na to wpływu:

„To nie tak

 

nie każdy cierpiący

jest sprawiedliwy

 

nie każdy kto użył miecza

będzie potępiony

 

nie każdy chór

śpiewa tragedię

 

łza dziecka

niczego nie dowodzi

 

zacznij od początku” (Jeszcze raz, s. 32).

W tych początkach jednak nie jest najważniejsza historia królów, generałów i bogów tylko ludzi, którzy wykonują podstawowe czynności wytwarzając jedzenie, budując świątynie i pałace, stawiając trzcinowe ściany, a nawet nieprawi synowie królów.

 W takich okolicznościach zawsze pojawia się pytanie o sens. Zbigniew Jasina dostrzega, że to był zawsze dobry pretekst do zrobienia interesu:

„Słyszeliście?

ten gość pyta o sens

jak o cenę figurki Buddy

na straganie

 

sprzedajmy mu

zbawienie

za kilka rupii

 

to dobry interes” (Dobry interes, s. 26).

W takim spojrzeniu widzimy nie antyczne kolosy, ale ludzi ułomnych, szukających zarobku, stosujących przemoc, obojętnych głuchych, a jednocześnie twórczych. W poecie jednak jest zwątpienie, nie ufa temu, co widzi, temu, jakie prawdy nam przekazano.

„Może to nie moje miejsce

nie mój czas

może w Grecji było inne światło

 

tutaj nic nie widać

poza ziarnami faktów”. (***, s. 30)

To zwątpienie otwiera drugą, bardziej osobistą część tomiku, w której z jednej strony mamy do czynienia z goryczą związaną ze świadomością przemijania, a z drugiej zgodą na ciągłą powtarzalność wydarzeń.

„Niczego nie zmieni

odmiana losu

nazajutrz

rozdanie nowej talii

przejście na drugą stronę

kraty barykady

rozmowa z królem

jeszcze jeden bieg po peronie

jeszcze jedno życie” (***, s. 41)

W tym czasowym fatalizmie i zapętleniu, gdzie wszystko wydarza się ciągle od nowa wspólne wydaje się idealizowanie dzieciństwa, w którym zwykłe wycieczki urastają do niebezpiecznych wypraw niczym ekspedycji zdobywców nowych lądów. Wątek zdobywania jest tu czymś w rodzaju mostu między pierwszą i drugą częścią. Wszystkie łączy też ciągłe popełnianie błędów. Ale czyż życie nie jest ciągłym błądzeniem?

Drugi tom zatytułowany „Drzewo oliwne” przywodzące skojarzenie z Sokratesem i starożytnymi myślicielami, jak i konotacje nowotestamentowe (gaj oliwny) otwiera piękny wiersz zabierający nas w świat naiwnego dzieciństwa, kiedy to wszystko było łatwiejsze, bezpieczniejsze:

„Pamiętam Boga

sprzed pierwszej lekcji religii

który się troszczył o moje chore króliki

którego można było we śnie przeprosić

za brodę potargać

 

ale czy On mnie

pamięta” (***, s. 8)

Podzielony na dwie części tom „Pamiętam” (wiersze zabierająca nas w świat osobistej przeszłości) i „Południe”(odwołujące się do strony świata, czyli tego co nam się kojarzy z  ciepłymi regionami naszej części świata) zawiera utwory, w których możemy dostrzec kontynuację tego, co znamy z tomu „Inne światło”, ale mamy także do czynienia z rozwinięciem i pójściem w stronę autobiografizmu, przy czym spisywanie swojej historii jest tu niezwykle powściągliwe.

„I ja też

w miarę jak idę w lata

śmiem mówić coraz częściej

tu słowo tam słowo

o sobie

 

nie kryjąc się pod maską ironisty

ani za podwójną gardą

metafory” (***, s. 26).

Tu słowo, tam słowo i mamy powściągliwie nakreślone dzieciństwo z królikami, kapłanem, matką i sofistą. Gdzieś w tle przemykają obrazy ojca. Widoczne jest rosnące w utworach napięcie: od sielankowego dzieciństwa, przez wiek dojrzały po lata, kiedy w płomieniu migoczą wspomnienia z dzieciństwa. O ile „Inne światło” pachniało morzem, oliwkami, śródziemnomorskim otoczeniem to „Drzewo oliwne” w części „Pamiętam” zdaje się być opowieścią przy kominku, kiedy to w chłodne, ale jeszcze letnie wieczory czuć zapachy zwierząt, jest czas ma opowieści rodzicielki, historie nauczyciela czy kapłana. W oddali dostrzegamy las, pluskające w strumieniu pstrągi, rechoczące żaby, a w ciągu dnia wydaje się, że idziemy ramię w ramię z podmiotem lirycznym i przyglądamy się leśnym dywanom, delektujemy się złotymi renetami i łapiemy odgłosy kaszlu matki. Lakoniczność sprawia, że ze słów wyłaniają się lekko naszkicowany poetycki świat krążący wokół przeżyć, osobistych doznań. Taki zabieg potęguje wrażenie zacierania się wspomnień, zlepiania się ich w płynną całość, w której dzieciństwo graniczy ze znajdującymi się w drugiej części podróżami do Grecji, kulturowymi fascynacjami, wrażliwością na ludzki los. Podmiot liryczny staje się jakby obserwatorem samego siebie.

„i tylko uśmiecham się

gdy czasem w kuli ognia

w kominku mignie chłopiec z bosymi piętami” („Wieczory”, s. 16)

W utworach z jednej strony mamy do czynienia z nostalgią, a z drugiej melancholią, bo ta przeszłość, za którą tęskni była pełna mankamentów takich jak kaszląca matka, ludzie czyhający na jego młodą duszę, ojciec w karczmie, a świat biedny. Wszystko to jednak w pamięci łagodnieje, nabiera bardziej przyjaznych kształtów:

„Kiedy się spotkamy

następnym razem

nasze prawdy o ojcu będą znowu o rok

łagodniejsze” („Rocznica”, s 17).

O ile wcześniejszy tom wymagał większego skupienia, rozeznania w wiedzy historycznej, ponieważ każdy utwór przesiąknięty był odwołaniami do starożytności ten staje się delikatna podróżą po bliskiej przeszłości i wchodzeniem w niepewną przeszłość, nawiązaniem do postaci mitycznych z zaznaczeniem, że nigdy nie poznamy odległej przeszłości:

„Kronikarze zawsze przychodzą później

zbierają okruchy na zboczach góry

sprzeczne relacje naocznych świadków

opowieści fałszywych przyjaciół

spóźnionych obrońców

gapiów którzy wciąż nie rozumieją

co tu się wydarzyło

 

oglądają pamiątki

rosnące w cenie” („Kronikarze przychodzą później”, s. 35).

Całość jest niezwykle prosta, przyjemna w odbiorze, skłania do refleksji, zachęca do wspomnień. Zbigniewowi Jasinie udało się napisać tom z jednej strony bardzo osobisty, a z drugiej uniwersalny dla ludzi, których dzieciństwo toczyło się w dobie przedsmartfonowej.

„Inaczej przemijam” to także podzielony na dwie części tom. Tym razem części zatytułowane „Samotność” i „Cienka nić”. Pierwsza część odwołuje się do doświadczenia, poczucia odrębności w całości, czyli czegoś, co pielęgnowano od początków naszej kultury. Indywidualizm w świecie starożytnych był bardzo ważny. Był ważnym pretekstem do patrzenia na siebie i swoje życie jako coś odrębnego, a jednocześnie wpisującego się w społeczne doświadczenia, wśród których poczucie potrzeby znalezienia sensu, przemijania, strachu przed śmiercią jest wspólne. Drugą część pięknie spinają w całość tematy te odnalezione w tekstach kultury. O ile w „Samotności” pytania o sens, samoświadomość, przemijanie, przyszłość wyłaniają się z alegorii tu są stawiane bardziej wprost.

Samotność w wierszach Zbigniewa Jasiny to także zakazany owoc i świadomy wybór, jak w wierszu „Samotność (s. 8):

„tam małemu dziecku

bez dłoni mamy albo babci

wstęp był surowo zakazany

 

tam odkryłem

samotność”.

Wyobcowanie może także dotyczyć osobistego doświadczenia wobec siebie z przeszłości, być wynikiem stawiania pytań o to, czy jesteśmy „tylko kaprysem pamięci” (s. 9). Jeśli tak to jaki sens ma utrwalanie chwil na fotografiach, filmach, autobiografie, biografie, które nigdy nie oddadzą całości naszej osobowości, przeżyć związanych z doświadczeniami.

Zbigniew Jasina kreśli proste, ale bardzo sugestywne obrazy. Mamy bardzo mało zapełnionej przestrzeni, wiele pustej, a jednak doskonale potrafimy wyobrazić sobie te obrazy, umieścić je w uniwersum jego doświadczeń:

„Na rogatkach wsi

pod starymi lipami

była gospoda

do której musieliśmy wchodzić

z wiadomością dla ojca

że kolacja czeka

na stole” (***, s. 10).

Życie podmiotu litycznego jest tu życiem ciągłego przekraczania granic, chodzenia pod prąd, butowania się przeciwko upływającemu czasowi, wystawianiu na próby i niebezpieczeństwa, odchodzenia dawnego „ja” i otwierania się na nowe, a przez to poczucia wyalienowania także wobec siebie sprzed lat. Człowiek jest tu jednostką istniejącą tylko w danej chwili. Przeszłość oczywiście składa się na jego osobowość, ale czy to pomaga do tego, aby powiedzieć, że ten miniony to ten sam, co obecny?

„nie istnieje całość

czyjegoś życia” („Kaprys”, s. 9).

Życie to zawsze urywki tego kim się stajemy po kolejnych doświadczeniach, poszukiwanie własnych korzeni, próba zrozumienia swojej ulotnej natury nawet, kiedy mamy świadomość, że jest czynność bezsensowna, niemożliwa i ograniczona przez wspomnienia deformujące przestrzenie i wydarzenia. Wędrówka po dawnych i nowych przeżyciach to ciągłe zadawanie sobie pytania:

„co jeszcze ukrywasz

przed światem

przed sobą

Zbigniewie

Synu Andrzeja” („Bawiłem się”, s. 19).

Pytanie o ukrywanie, próby odsłaniania można odebrać jako subtelnie wprowadzony motyw maski. Wtedy nasuwa się pytanie o to, co jest tu pokazywaniem siebie, a co grą z czytelnikiem? Czy zabieranie nas we wspomnienia z dzieciństwa, kiedy rani sobie skórę kolcami jeżyn, obserwuje ptaki, podgląda daniele nie jest pewnego rodzaju pokazywaniem, że jakiekolwiek dzieciństwo było zawsze dążymy do jego idealizacji, chętniej pamiętamy te momenty, w których doświadczaliśmy podekscytowania przeżywanymi przygodami, pamiętamy siłę i ciekawość, z jaką chcieliśmy poznać świat. Dorosłość niesie zdziwienie, że takim się było, zdjęcia zaskakują, bo obrazy pamięci są inne. Czas zmienia wszystko, zaciera emocje, pomaga przemienić wszystko.

„Wtedy nie niosłem złości

przez chłodny korytarz

tylko jego na rękach

lekkiego i bezradnego

jak dziecko” („Kąpiel ojca” s. 21)

Doświadczenia z dzieciństwa zderzają się z tymi z teraźniejszości. To właśnie ona sprawiają, że ciągle jesteśmy rozdwojeni w swoich odczuciach, celach:

 

„jestem jak więzień

po długim wyroku

który obchodzi swoje życie naokoło

jeszcze nie wiedząc

czy dla zemsty

czy dla pojednania” („W Krasnobrodzie” s. 22).

A wszystko to w pośpiechu, bo przecież czas płynie, za nami tłoczą się tłumy, a my musimy pogodzić się z przemijalnością, wyobcowaniem wynikającym z noszeniem w sobie minionych odczuć. Pobrzmiewa tu odczucie jakie powstało w czasie uświadamiania sobie pewnych rzeczy dotyczących przeszłości: „u początku mojej filozofii / stał dworzec / którego nie było” („Zdziwienie”, s. 17). Pierwszą część zamyka wymowne stwierdzenie: „to nie serce/ to czas przebacza” („To czas”, s. 32).

Druga część zatytułowana „Cienka nić” to ciągłe zadawanie sobie pytań o siebie, swoją pamięć, osobiste doświadczenia związane z konspiracją, doświadczenia związane z mitologizacją czynów i degradacją ważnych dla niego symboli. To, co trwałe może okazać się zadziwiająco słabe, kruche, rozpadające, bo życie to ciąg zaskoczeń:

„Nigdy nie wiesz

kto przyniesie ogień

kiedy powróci życie

i dziecięca pasja

budowania

wierszy

małych katedr z piasku słów” (s. 44).

Krążymy tu wokół spraw ważnych, uniwersalnych, poszukiwania odpowiedzi na pytania o ważne wartości, przez co – jak w filozofii Sokratesa – mamy do czynienia z wymiarem etycznym życia. To nie próba poznania świata jest najważniejsza, ale umiejętność oceny, czym jest dobro i unikanie czynienia zła.

Ciekawą rzeczą jaką dostrzegłam w czasie lektury tych tomów jest ich intertekstualność. Zbigniew Jasina wydaje się bawić z czytelnikiem, jego pamięcią, skojarzeniami. Jeśli jesteśmy uważni to dostrzeżemy przeplatania się nie tylko tematów, ale także kontynuacje i nawiązania do napisanych we wcześniejszych zbiorach wierszy.

Zapraszam na stronę wydawcy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz