poniedziałek, 21 września 2020

Paol Keineg "Powrót do Bretanii"


Prowincjonalność i pewnego rodzaju powrót do korzeni czy dzieciństwa to tematy przewodnie wielu twórców. W przypadku Paola Keinega mamy do czynienia z wszystkimi tymi czynnikami. I to zarówno w sferze duchowej jak i fizycznej. Po latach tułaczki spowodowanej politycznym wygnaniem wrócił do Bretanii i osiadł w rodzinnych stronach. Doświadczenie w pracy jako literaturoznawca wpłynęło na jego dużą świadomość gatunkową i językową. Jego utwory z jednej strony cechuje prostota, a z drugiej mamy napiętrzenie się obrazów niczym elementów zdobniczych w barokowych katedrach. Z tym, że u Paola Keinega nawarstwianie ma w sobie prostotę i epikurejskie dążenie do zaspokojenia wyłącznie potrzeb pierwotnych, pracę nad wyzbywaniem się pragnień wtórnych. Do tego sporo tu sceptycyzmu czy wręcz cynizmu w wydaniu Diogenesa z Synopy. Prostota, radość z posiadania niewielu rzeczy, otaczanie się prowincjonalną swojskością, życie zgodne z porami roku i minimalnymi potrzebami ciała. Nie znaczy to, że butowanie ducha jest tu uproszczone. Czasami bywa zawieszone przez ciągłą lekturę znanej powieści, w której już nic nie może zaskoczyć, ale jest to jednak bycie otwierające się na szczegóły, pracę intelektualną, głębsze doświadczanie świata, kontemplowanie otoczenia i jednoczesne dystansowanie się od niego.
„Jest tyle wspomnień z tylu lat, że i to lato w końcu przybywa”.
„Powrót do Bretanii” otwierają swojskie obrazy lata. Mamy tu stada bzyczących much, muczących krów, których dzwonki u szyi niosą się daleko. Wszystko jest tu proste i przewidywalne jak śmierć łaciny w niedziele. W takim otoczeniu niewiele poetę interesuje: „Mam naprawdę gdzieś Byt, abym tylko sam był”.
W tomie tym spotykamy się z obrazami jaskółek niemal ocierającymi się o ziemię, poganianiem krów, turkotem traktorów, krowimi plackami na prowadzącej przez las sosnowej drodze kończącej się na plaży, wolno płynącym czasem krążącym wolno wokół prostego życia, co objawia się nie tylko w kontakcie z naturą, ale i pokarmach. Chleb i wino (prawie jak ser i wino u Epikura) pozwalają na zaspokojenie głodu, dają radość z życia, wyzwalają z poszukiwania składników na wyszukane potrawy, uwalniają od myślenia nad tym, co przygotować do spożycia, czyli pozbawiają wielu problemów organizacyjnych. Ten sam pierwiastek niesie w sobie ponowne czytanie znanej książki: nie musimy zastanawiać się, po którą sięgnąć, z czyją twórczością się zapoznać tylko wchodzimy w dobrze znane nam światy i pozwalamy trwać wrażeniu zawieszenia czasu. Życie w tym otoczeniu jest proste.
„Słupy, afisze, transformatory: krajobraz apolityczny nie istnieje”.
Nawet na prowincję trafiają sprawy społeczne, zniewalanie, edukowanie, co powinniśmy robić, w jaki sposób żyć, czym się kierować. Odgłosy dopadają nas nawet przez uchylone okno: „Za oknem telewizor świeci bandytami, którzy nami rządzą”.
Obok sielskości obrazów cechą charakterystyczną jest tu dosadność nazywania zjawisk, dostrzegania zniewolenia tam, gdzie inni widzą postęp, cywilizację, wiarę i rozrywkę. Wszystko, co przychodzi do człowieka spoza niego i wpływa na jego postępowanie jest aspektem determinującym, zniewalającym i zabijającym wolność i oderwanie od nadmiaru pragnień. I to zarówno w sferze materialnej, jak i tej religijnej, bo obie dążą do podporządkowania sobie umysłu odbiorcy. Podmiot liryczny jest tu jednostką zdystansowaną, oderwaną od tworzonych wzorców. Wolny jak ptak siada do pracy kiedy ma na to ochotę, wychodzi na spacer, gdy czuje taka potrzebę, zaspokaja głód, pragnienie. Wyzwala się z konieczności prowadzenia wyścigu z czasem. Za to intensywnie podgląda życie, staje się obserwatorem zwierząt, których czynności opatrzone są przypisywaniem im ludzkich zachowań:
„Ledwo mucha przyleciała, a już zaczęła się modlić na mojej ręce”.
Wchodzimy w świat pracy przerywanej spontanicznymi spacerami pozwalającymi na bliski kontakt z naturą z rodzinnych stron. To wyzwala w nim pytania o sens życia, przemijanie, postęp. Zastanawia się, czy faktycznie potrzebne nam było zejście z drzew i produkowanie z nich książek, dostrzega, że proste życie jest jedynym prawdziwym, bo pozwalającym na życie zgodnie z rytmem przyrody. Tym rozmyślaniom towarzyszy też autorefleksja nad osobistym dążeniem w tworzeniu:
„Przynajmniej tak zagubić się w słowach, żeby odkryć muzykę”.
Bieg czasu, przemijalność, fenomenologiczne doświadczanie otoczenia i pisanie o tym wszystkim to codzienność podmiotu lirycznego zauważającego:
„O śmierci za dużo się rozprawia,
a ona wierna jest przeznaczeniu -
poezja jest prosta jak śmierć,
jej problemy są nieskomplikowane”.
W krajobrazie turkoczących traktorów, pachnącym krowimi plackami na drodze, żwirem i morzem oraz polami sąsiadującymi z sosnowym lasem czytanie i pisanie toczy się całkowicie inaczej:
„Każda strona idzie
z szybkością krowy,

pozostawiając jedynie szelest
Przesuwanej skóry na kartce”.
Pomimo dystansu do postępu dostrzega jego plusy:
„W naszych czasach zapomnieliśmy o nosaciźnie, która objawia się w nosach bąblami albo wrzodami. Żyjemy w ogóle w szczęśliwej epoce: nie wierzymy w diabła ani nie płacimy za miejsce w kościele”.
W zawartych w tomie „Powrót do Bretanii” utwory ukazują nam refleksję nad prowincją, kontaktem z naturą, prostotą zwierzęcego świata, szczęściem jakie daje nam wyzwolenie od cywilizacji, a z drugiej z uwagą przygląda się własnym myślom, pracy umysłu, osobistym doświadczeniom, zmaganiom, przeżywaniu żałoby i przetrawianiu własnej ulotności. Pisanie wierszy jest tu czasami traktowane jak zabawa, która nie sprawia, że od razu będziemy poetami. Do tego musimy samym sobie pozwolić odkryć w sobie to powołanie zamiast odrzucać przemyślenia dążące do odkrycia prawdy o sobie oraz głębszego poznania własnego stosunku do otoczenia, relacji z naturą, która jest na wyciągnięcie umysłu, bo sami jesteśmy jej częścią. I tu pojawia się pytanie ważne: „Jakim stałbym się potworem, gdybym źle się czuł w swojej skórze?”, czyli źle z własną cząstką cielesną/ naturalną. Nad tym wszystkim góruje ciągłe pytanie o obrane drogi, cel w życiu, co wydaje się być podsumowane w stwierdzeniu:
„Dwie możliwe drogi
chociaż żadna nie ma sensu:

1/zamęczyć mózg,
2/zamilknąć i zostać idiotą”.
Utwory Paola Keinega mają w sobie coś z rozmyślań filozoficznych. Pojawia się tu poszukiwanie szczęścia, próba zrozumienia świata, patrzenie na pojedyncze zjawiska i próba nadania im uniwersalnego znaczenia, utylitarnego podejścia, w którym nie liczą się intencje tylko efekty i wnioski płynące z obranych dróg. Z jednej strony jest to lektura lekka, sielska, a z drugiej erudycyjna, przy czym owa erudycyjność jest tylko lekko zaznaczona, jakby naszkicowana, używana od niechcenia, bo będąca częściom codzienności, a nie powstała w potrzebie popisania się. Z tego powodu w swoich utworach dąży do prostoty, opowiedzenia świata w zrozumiały sposób, przybliżenia obrazów, naznaczenia problemów.
Zapraszam na stronę wydawcy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz