poniedziałek, 23 listopada 2020

Morris&Goscinny "Lucky Luke: 19 - Rywale z Painful Gulch"


Lucky Luke – legenda Dzikiego Zachodu, bohater kultowego serialu animowanego, na którym się wychowałam powraca w kolejnej odsłonie. Tym razem album nr 19 „Rywale z Painful Gulch” pięknie pokazujący, że zasada „Gdzie dwóch się kłóci tam trzeci korzysta” jest nieprawdziwa. Można by wręcz ukuć nową maksymę: „Gdzie dwóch się kłóci tam wszyscy tracą”. Tak właśnie jest w miasteczku Painful Gulch, w którym dwa zwaśnione rody ciągle robią sobie na złość i przez to szkodzą całej społeczności. Pech (czy może szczęście) skierowało Lucky Luke’a do tego miejsca. Jak wiemy nasz dzielny kowboj to specjalista od łapania nieuchwytnych przestępców, rozwiązywania niemożliwych do rozwikłania zagadek i zażegnywania sporów. Im bardziej niemożliwe do rozwiązania problemy tym lepiej.
Historię otwiera wjazd naszego bohatera do dziwnej krainy, w której witany jest nakazem zdjęcia kapelusza, żeby odsłonił uszy i odsłonięciem nosa. Szybko okazuje się, że w ten prosty sposób dwa zwaśnione klany rozpoznają przedstawicieli wrogiego. Lucke Luke odkrywa, że zamiast uczciwie pracować to członkowie tych rodzin zajmują się wzajemnym szkodzeniem sobie. Oczywiście ze szkodą także dla własnych rodzin. Poczucie potrzeby zemsty jednak przesłania im oczy. Niszczą kolejne obiekty w mieście. Początkowo nasz bohater nie chce się mieszać w spór, ale zachowanie głów zwaśnionych rodzin nie pozostawia mu wyjścia i w końcu wkurzony wkracza do akcji i bierze oba rody podstępem. Możecie się domyślić, że jak zawsze mu się to uda. W końcu jest specjalistą od zadań specjalnych, kultową postacią.
Wielu osobom Lucky Luke przede wszystkim kojarzy się z animowanym serialem bardzo popularnym w latach 90 XX wieku. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego), który pragnął stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło do realizacji studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie czy Mikołajku), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa nadal są realizowane. Nad przygodami kowboja pracowali Achdé, Gerra, Pessis i Jul zabierający nas w świat Dzikiego Zachodu i bardzo dobrze oddający ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej). Pisałam również o efekcie pracy Goylouisa, Fuche, Léturgie z ilustracjami Morrisa i Janviera. Każdy z twórców wnosi do tych komiksów coś od siebie, nadaje im specyficzne tempo i humor jednocześnie trzymając się blisko zamysłowi twórcy. Opowieści są bardzo różnorodne, poruszają wiele ważnych tematów i wszystkie godne uwagi. Zwłaszcza, że wykorzystując komiks można poruszyć problem prześladowań, biedy, fanatyzmu, nienawiści i wielu innych ważnych problemów. Każdy tom daje nam spore pole do popisu i staje się świetnym, a do tego lekkim materiałem wyjściowym do dyskusji etycznych. W każdym tomie miłośnicy Lucky Luke’a dostają w nich wszystko to, co znają, czyli Dziki Zachód prażący promieniami słońca i słynący z band rozbójników, galopujących Indian i bohaterskiego Lucky Luke’a – najszybszego rewolwerowca i najgorszy koszmar wszystkich łamiących prawo. Towarzyszą mu inteligentny koń Jolly Jumper. Mimo upływu czasu komiksy z kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem.

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz