piątek, 18 grudnia 2020

Justyna Balcewicz "Na tropie złodzieja psów" il. Katarzyna Kołodziej



Mały chłopiec i wielki pies – taki zgrany duet. Kornel ma jedenaście lat, jest niski, szczupły, a na domiar złego nosi bardzo grube okulary. Jakby tego było mało jest inteligentny, a przecież kujonów nikt nie lubi, bo jak można być obeznanym bez kucia? Jakby przeciwieństwem jest jeego pies: studwudziestokilogramowy mastif angielski. Chłopak po rozwodzie rodziców z Warszawy trafia do prowincjalnego Grodziska. Tu mama może bez problemu utrzymać rodzinę i zapewnić im przestrzeń. Zwłaszcza olbrzymiemu psu, z którym chłopiec spędza dużo czasu. W końcu wakacje na to mu pozwalają. Wszyscy powoli przyzwyczajają się do nowej sytuacji. Pies uczy się nowego terenu, zachowań swojego pana, czeka na niego pod furtką, a chłopak czasami wędruje samodzielnie coś załatwić, ale szybko wraca do domu. Zmienia się to, kiedy w końcu dołącza do piątoklasistów. Jest chyba najmniejszy w klasie i z tego powodu już pierwszego dnia zaczynają się drwiny, prześladowania. Z każdym kolejnym dniem jest tylko gorzej. Zwłaszcza, kiedy w planie jest też w-f. Kornel po tych lekcjach staje się pośmiewiskiem w całej szkole. Wydawałoby się, że już gorzej być nie może. A jednak los lubi płatać figle i dorzucić jeszcze parę wyzwań. I tak właśnie będzie też w przypadku Kornela.
Nim to nastąpi nasz bohater zaprzyjaźnia się z Julią, najpiękniejszą siatkarką i cheerleaderką w całej szkole. Do tego bardzo inteligentną i spostrzegawczą, niebojącą się szkolnych łobuzów. Ich znajomość rozpoczyna zadanie na biologie, które staje się drugoplanowe, a wszystko przez tajemnicze zniknięcie psa z ogrodu. Dzieciaki szybko odkrywają, że zwierzaka musiał ktoś porwać, ponieważ zamek od furtki uszkodzono, a na trawniku znaleźli kawałek niedojedzonej kiełbasy. Udają się z tym problemem do weterynarza, a tam zapoznają z bardzo ekscentryczną Delfiną (czyli Delą), która uczy się w domu zamiast w szkole, ma rodziców artystów i „mieszka w chatce z piernika”. Opór, z jakim spotykają się ze strony dorosłych, lekceważenie problemu przez policję sprawia, że dzieciaki postanawiają zjednoczyć się wziąć sprawy w swoje ręce. I tym sposobem Kornel, Julia i Dela stają się ciekawym tercetem młodych detektywów szukających psa. Przy okazji odkrywają, że w Grodzisku zginęło wiele innych rasowych psów. 
"Należało myśleć, szukać nieszablonowych rozwiązań i łączyć ze sobą fakty. Nawet jeśli początkowo wydawało się, że nie mają ze sobą nic wspólnego".
Dzieci umiejętnie wyszukują wspólny motyw porwań, a następnie – korzystając z internetu – stopniowo trafiają na trop. To jednak dopiero początek całej przygody, bo teraz przyjdzie najtrudniejsze zadanie: przyłapanie sprawcy na gorącym uczynku. Nie będzie to łatwe. Tym bardziej, że policja nie pali się do włączenia w śledztwo mimo dostarczenia im wskazówek (zresztą pisarka pięknie opisała tu bierność organów ścigania). Dzieci muszą zebrać dowody i złapać winnego. Na szczęście sprawą przejmie się ktoś z dorosłych i z tego powodu będzie im łatwiej.
„Na tropie złodzieja psów” Justyny Balcewicz to interesująca opowieść o przeżywaniu rozstania rodziców, przeprowadzce, poznawaniu alternatywnych dróg edukacji i odmiennych podejść wychowawczych, pięknie samokształcenia. Wchodzimy tu w świat, w którym dzieci odkryją, że pozory mylą, a ktoś kogo uważamy za dziwaka może być bardzo inteligentny, oczytany i z dużą dawką przydatnej wiedzy. Nim się obejrzymy będziemy chcieli w towarzystwie takiej osoby spędzać czas. I tak jest też w przypadku naszych bohaterów. Zagadka, wspólne wyzwanie, pościg i szukanie nietypowych rozwiązań pozwala im na zaciśnięciu więzi między sobą oraz narodzinach wspaniałej przyjaźni, a także wyznaczeniu misji pomagania zwierzętom.
Justyna Balcewicz pokazuje młodzieży alternatywne drogi kształcenia, uświadamia, że różnorodność oraz współpraca sprawiają, że możemy więcej osiągnąć. Do tego podkreśla znaczenia analitycznego i jednocześnie nieszablonowego myślenia, wyciągania wniosków z każdej zdobytej informacji. Do tego z całej opowieści płynie piękne przesłanie, że o zwierzęta należy dbać, karmić je zgodnie z ich potrzebami, odpowiedzialnie pielęgnować oraz uważać na nielegalny handel, ponieważ zwykle żywe istoty są wówczas traktowane jak towar, a nie żywe istoty. Do tego odkrywamy, że nawet największe łobuzy mogą zmięknąć pod wpływem swojego kochanego pupila. To właśnie przyjaźń ludzko-zwierzęca łagodzi tu obyczaje, sprawia, że bohaterzy są szczęśliwsi. Do tego widzimy dom Deli, przez który przetaczają się tabuny najróżniejszych istot potrzebujących pomocy i szukających nowych domów. A na końcu bardzo mądre przesłanie: decyzja o posiadaniu zwierzaka nie powinna być pochopna, bo to bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie angażujące człowieka każdego dnia oraz przeorganizowujące życie całej rodziny.
Niedługie rozdziały, akcja trzymająca w napięciu i świetle ilustracje Katarzyny Kołodziej dopełniają całość. Do tego jest to pierwszy tom „Klubu Obrońców Czworonogów”. Na pewno sięgniemy po kolejne tomy. Tym bardziej, że zapowiada się, że nasi bohaterzy będą mieli, co robić.










1 komentarz: