wtorek, 19 stycznia 2021

Mały drapieżnik


Leoś to chodzący zabójca. Zabija wszystkie rośliny, które mu się napatoczą. Nawet te z kolcami. O kocach nawet nie wspomnę, bo wiadomo, że jak taki drapieżnik dorwie koc to już po kocu. Chińskie magiczne gąbki też są dobre do polowania. Makaron, płatki śniadaniowe, psia karma. Upolowane rzeczy najpierw trzeba wytargać, później omruczeć, obuczeć, a później trzeba zgromadzić w bezpiecznych miejscach. No i dorwał śpiwór. Zrobił dziurę, wydobył puch (niewiele, ale dziura wielkości kota...), omruczał i...tradycyjnie schował w bezpiecznym miejscu, czyli w moich butach. Wiadomo, że nikt mu tego z moich butów nie ukradnie. No, ewentualnie wyrzuci na podłogę albo do kosza, a z kosza to żaden problem sobie wyjąć i schować do moich butów, kiedy już nie będą w nich moje stopy. Mistrzostwo świata było, kiedy wygryzł Tutkowi nadmiar puchu (tego, który ja normalnie psu szczotką wyczesuję on wyczesał sobie zębami) i zachomikował. Wiadomo gdzie: w moich butach.
W czasie buczenia nad upolowaną zdobyczą najlepsze są jednak miny Lili i Tutusia: "Ale czego się chłopie podniecasz? To tylko...".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz