poniedziałek, 1 marca 2021

"Masza i Niedźwiedź" oraz "Muminki" z serii "3 bajeczki przed snem"


Uwielbiamy książki, w których autorzy przemycają pozytywne wzorce, pokazują jak pięknie możemy się różnić i współpracować ze sobą. Nasze wielkie zróżnicowanie najlepiej uwypuklają lektury o zwierzętach i maszynach, ponieważ bez pokazywania ludzkich cech wyglądu możemy zobaczyć charaktery, zachowania w określonych sytuacjach, przepracować problemy z różnymi wyzwaniami naszych pociech, a do tego wejść w świat fantazji, rozwijania kreatywności, koncentracji, rozbudowywania języka. Upersonifikowane postacie mające odmienne temperamenty pomagają oswajać się z innymi spojrzeniami na określony problem, uświadamiają, że nie wszyscy musimy chcieć tego samego, że każdy człowiek może mieć inne zdanie i upodobania. Nawet, kiedy oparte są na tej samej bazie wiedzy. Najlepiej, kiedy postacie nie są stereotypowe. I tak właśnie jest w przypadku serialu animowanego „Masza i Niedźwiedź” oraz kolejnych adaptacji „Muminków”, dlatego sięgnęłyśmy po najnowszą odsłonę przygód tych bohaterów. Tym razem należącą do wydawanej przez HarperKids serii „3 bajeczki przed snem”, w której już pojawiły się cztery publikacje. Są tam niezwodne „Smerfy”, „Tomek i przyjaciele” oraz dwie wspomniane. U nas wybór nie był przypadkowy. Córka po prostu uwielbia te postacie. Można powiedzieć, że towarzyszą jej od pierwszego roku życia, kiedy sięgnęłam z nią po swoją książkę o Muminkach oraz z zafascynowaniem oglądała stworzony przez Andrieja Dobrunowa, Olega Kuzowkowa oraz Dmitrija Łowejka serial animowany. Inny język wówczas nie grał roli. Ważna była bohaterka i jej przyjaciele, z którymi Ola bardzo się identyfikowała i też miała swojego Niedźwiedzia (misiu, który z książek Zofii Staneckiej dostał imię Zdzisiu), zajączka, jeża, wiewiórkę, wilki (które mogły być też psami). U nasz oczywiście wszystko w wersji pluszaków i wcale nie podobne do bohaterów serialu, ale od czego dzieci mają wyobraźnię?

Wróćmy do książek, bo to o nich chciałam Wam dziś opowiedzieć. Zacznę od tej, z którą córka jest emocjonalnie związana. A wszystko przez zwierzęcych przyjaciół bohaterki. Maszy chyba Wam nie muszę przedstawiać. A jeśli faktycznie nie znacie, to koniecznie musicie sięgnąć po serial. Mamy w nim kilkulatkę z całą gamą zachowań typowych dla dzieci: czasami psoci, czasami chce się opiekować, bywa, że myśli tylko o sobie, ale też potrafi się dzielić, a przede wszystkim ma zaskakującą ilość energii. Najważniejsza dla mnie jest tu postać Niedźwiedzia, który może być tu rodzicem z dużą dawką cierpliwości, miłości oraz czasu na uczenie pociechy świata. Oczywiście miewa momenty, kiedy mu się zwyczajnie nie chce i dzięki temu jest bardziej prawdziwy.

W publikacji znajdziemy trzy znane, ale lekko przerobione przygody, dzięki czemu młodzi czytelnicy nie będą się nudzić. Pierwsza nawiązuje do odcinka „Masza i kasza”. „Kwestię smaku” otwiera śniadanie, które naszej bohaterce już się znudziło, dlatego poszukuje innych smaków podjadając potrawy swoich zwierzęcych przyjaciół. Okazuje się, że nic nie przypada jej do gustu. Za to po całym dniu wędrówki z wielkim apetytem zjada znienawidzoną kaszę. Baa, wygłodzona bohaterka uważa, że jest smaczna. Druga historia zabiera nas w świat obowiązków rodzicielskich. Tu przejmuje je Niedźwiedź, który wolałby robić to, co lubi, a nie to, co musi. Wie, że niektóre zajęcia warto sobie darować w towarzystwie Maszy, dlatego kiedy wybierając się na ryby spostrzega zbliżającą się przyjaciółkę szybko udaje zaczytanego. Pech chciał, że w jego łapy wpadł album ze zdjęciami, a tam on mały w czasie wycieczek z własnym tatą. I tym sposobem w głowie Maszy rodzi się pomysł na spędzenie czasu. Razem ruszają na wycieczkę, aby przeżyć niezapomniane przygody. Ostatnia opowieść także porusza bliskie każdemu rodzicowi problemy: dziecięcej pomocy w czasie majsterkowania. Bywa niebezpiecznie i zabawnie. Miś ma jednak świetne podejście do dzieci i zamiast karać uczy. Dzięki temu Masza nabiera samodzielności oraz pewności siebie, przez co w przyszłości nie będzie bała się uczyć nowych rzeczy. Taka postawa sprawia, że nasza bohaterka nie ma tłamszonej dziecięcej ciekawości. Jest ona po prostu dobrze ukierunkowywana.

Tom „Muminki” również zawiera podobną naukę. Ze względu na innych bohaterów ma też inną dynamikę akcji, porusza odmienne problemy, ale przemyca podobne wartości. Przede wszystkim bazuje na tym, co twórczyni tych postaci było bliskie: uczenie dzieci otwartości. I to jest szczególnie widoczne w najnowszej adaptacji. W tomie znajdziemy zagadki. Muminek i Ryjek wcielą się w rolę detektywów. W każdej przygodzie jednemu z bohaterów coś ginie. Nikt jednak nie jest winny, bo owe zagubienia bywają rezultatem roztargnienia, złej interpretacji czy zwyczajnych pomyłek.

Pierwsza z przygód to poszukiwanie złodzieja słoika z dżemem truskawkowym. Muminek i Ryjek szukają czerwonych śladów. Wszystkie napotkane okazują się nie tymi, o które im chodzi. A winny przyznaje się sam. Do tego nie jest wcale taki winny, bo w grę wchodziła pomoc. Druga opowieść to z kolei piękny obraz zawierania znajomości w czasie podróży, inspirowania się, uczenia się nowych rzeczy i wtedy dochodzi do tajemniczego zaginięcia walizki. Jak wiadomo: w przyrodzie nic nie ginie tylko zmienia właściciela. Tak jest i tu. Ostatnia z przygód to obraz gościnności naszych bohaterów. Niby mówią Bobkowi, że nie jest mile widziany, ale nie dają mu tego odczuć. Gdy giną perły bohaterzy robią dokładny wywiad tego, co wszyscy robili chwilę wcześniej. 

Obie książki wprowadzają dzieci w świat dobrych relacji społecznych, miłości, zrozumienia, otwartości, pomocy. Nie ma tu bezsensownego oskarżania się, przemocy, ale współpraca i eksperymentowanie.
Obie publikacje mają piękne ilustracje, niewielką ilość tekstu, średniej wielkości litery, dzięki czemu dziecko chętnie będzie sięgało po nie samo. Dobrze zszyte strony oprawiono w solidne, świecące w ciemnościach okładki.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz