Uwielbiamy książki, w których autorzy przemycają pozytywne wzorce, pokazują jak pięknie możemy się różnić i współpracować ze sobą. Nasze wielkie zróżnicowanie najlepiej uwypuklają lektury o zwierzętach i maszynach, ponieważ bez pokazywania ludzkich cech wyglądu możemy zobaczyć charaktery, zachowania w określonych sytuacjach, przepracować problemy z różnymi wyzwaniami naszych pociech, a do tego wejść w świat fantazji, rozwijania kreatywności, koncentracji, rozbudowywania języka. Upersonifikowane postacie mające odmienne temperamenty pomagają oswajać się z innymi spojrzeniami na określony problem, uświadamiają, że nie wszyscy musimy chcieć tego samego, że każdy człowiek może mieć inne zdanie i upodobania. Nawet, kiedy oparte są na tej samej bazie wiedzy. Najlepiej, kiedy postacie nie są stereotypowe. I tak właśnie jest w przypadku serialu animowanego „Masza i Niedźwiedź” oraz kolejnych adaptacji „Muminków”, dlatego sięgnęłyśmy po najnowszą odsłonę przygód tych bohaterów. Tym razem należącą do wydawanej przez HarperKids serii „3 bajeczki przed snem”, w której już pojawiły się cztery publikacje. Są tam niezwodne „Smerfy”, „Tomek i przyjaciele” oraz dwie wspomniane. U nas wybór nie był przypadkowy. Córka po prostu uwielbia te postacie. Można powiedzieć, że towarzyszą jej od pierwszego roku życia, kiedy sięgnęłam z nią po swoją książkę o Muminkach oraz z zafascynowaniem oglądała stworzony przez Andrieja Dobrunowa, Olega Kuzowkowa oraz Dmitrija Łowejka serial animowany. Inny język wówczas nie grał roli. Ważna była bohaterka i jej przyjaciele, z którymi Ola bardzo się identyfikowała i też miała swojego Niedźwiedzia (misiu, który z książek Zofii Staneckiej dostał imię Zdzisiu), zajączka, jeża, wiewiórkę, wilki (które mogły być też psami). U nasz oczywiście wszystko w wersji pluszaków i wcale nie podobne do bohaterów serialu, ale od czego dzieci mają wyobraźnię? Z muminkami sprawa jednak wygląda całkowicie inaczej, bo maskotek nigdy nie miałyśmy, ale córka i tak uwielbia te postacie. Może przede wszystkim za cudowną różnorodność charakterów postaci, ścierające się temperamenty?
Książka „Muminki” przede wszystkim bazuje na tym, co twórczyni tych postaci
było bliskie: uczenie dzieci otwartości. I to jest szczególnie widoczne w
najnowszej adaptacji. W tomie znajdziemy zagadki. Muminek i Ryjek wcielą się w
rolę detektywów. W każdej przygodzie jednemu z bohaterów coś ginie. Nikt jednak
nie jest winny, bo owe zagubienia bywają rezultatem roztargnienia, złej interpretacji
czy zwyczajnych pomyłek.
Pierwsza z przygód to poszukiwanie złodzieja słoika z dżemem truskawkowym.
Muminek i Ryjek szukają czerwonych śladów. Wszystkie napotkane okazują się nie
tymi, o które im chodzi. A winny przyznaje się sam. Do tego nie jest wcale taki
winny, bo w grę wchodziła pomoc. Druga z przygód to obraz gościnności naszych
bohaterów. Niby mówią Bobkowi, że nie jest mile widziany, ale nie dają mu tego
odczuć. Gdy giną perły bohaterzy robią dokładny wywiad tego, co wszyscy robili
chwilę wcześniej. Ostatnia opowieść to z kolei piękny obraz zawierania
znajomości w czasie podróży, inspirowania się, uczenia się nowych rzeczy i wtedy
dochodzi do tajemniczego zaginięcia walizki. Jak wiadomo: w przyrodzie nic nie
ginie tylko zmienia właściciela. Tak jest i tu.
Książka wprowadzają dzieci w świat dobrych relacji społecznych, miłości,
zrozumienia, otwartości, pomocy. Nie ma tu bezsensownego oskarżania się,
przemocy, ale współpraca i eksperymentowanie oraz nauka.
Publikacja ma piękne ilustracje, niewielką ilość tekstu, średniej wielkości
litery, dzięki czemu dziecko chętnie będzie sięgało po lekturę. Dobrze zszyte
strony oprawiono w solidne, świecące w ciemnościach okładki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz