wtorek, 13 kwietnia 2021

Henryk Waniek "Notatnik i modlitewnik drogowy II"



Polska w pigułce – tak można powiedzieć o „Notatniku i modlitewniku drogowym II” Henryka Wańka zabierającego nas w różne zakamarki refleksji z przemian zachodzących w ciągu dziesięciu lat. Mamy tu ironiczne komentarze do wydarzeń politycznych, ale są też pięknie pokazane przemiany społeczne. Wszystko to w formie pozornie luźnego zbioru zaczynającego się od luźnych rozmyślań nad aktualnymi wówczas sprawami, przetasowaniami grup interesów, przechodzeniem uprzywilejowanych z poprzedniego systemu do nowego. Kompozycja przypomina coś na kształt kolażu czy patchworku: obok siebie znajdują się pozornie niepasujące do siebie elementy, ale z perspektywy całości są znaczące. I to jest charakterystyczne dla Henryka Wańka, który także w swoim malarstwie oraz grafice stosuje metafory z pogranicza symbolizmu i surrealizmu. Mający wprawę w łączeniu różnorodnych technik plastycznych stosuje ten zabieg także w książce pełnej anegdot z wątkiem autobiograficznym, sprawozdań z wydarzeń, opisów przyrody, zawarcia własnego stosunku do przemian, modlitw-wierszy-refleksji, filmowych kadrów, wątków sensacyjnych, a nawet kryminału pozwalający podkreślić stosunek do tworzenia się grup uprzywilejowanych z dawnych elit bazujących na dostępie do wiedzy i społecznym dążeniu do reform. Wszystko toczące się wokół spostrzeżenia, że „Reforma to najlepszy czas na lewe interesy”. Można pokusić się o stwierdzenie, że wszystkie rozdziały są posklejane właśnie wokół tego problemu. Gdzieś w tle dzieje się akcja ni to powieści sensacyjnej, ni kryminału, może wszystko jest otoczką do prowincjonalnej zbrodni w Pietrzykowicach i robienia dużych interesów? Światek filmowy przewija się z politycznym i artystycznym. Jedni potrafią się ustawić, inni patrzą na niego z mylnej perspektywy zbyt dużego dystansu przyczyniającego się do nadmiernej euforii:
„I oto znów nadlatuje Czeczot z Ameryki. Właśnie będziemy mieli nowy parlament, i Andrzej mi wytłumaczy, że będzie to sejm najlepszy z możliwych. I to właśnie mnie niepokoi. Ale już mam spakowane skarpetki, dziurawy sweter oraz kilka książek. Uciekam autostopem do Pekinu. W Chinach łatwiej mi będzie zrozumieć cokolwiek, a chińskiego nauczę się błyskawicznie. Dla znającego polski nie ma trudnych języków. Polski jest tak trudny, że tylko nieliczni Polacy opanowali go jako tako.
Choć może tego po mnie nie widać, jestem Chińczykiem z dziada pradziada i pragnę wreszcie na ziemi przodków odetchnąć od Polski. Tak abym na równej stopie mógł spotkać się z Amerykaninem Czeczotem jako Chińczyk Waniek w europejskiej Warszawie, aby bez emocji dyskutować o galimatiasach polityki lokalnej. Dyskutując po chińsku uchronimy się od różnicy poglądów. Ale na razie piszę jeszcze po polsku”.
Los przeciętnego Polaka to życie niewtajemniczonych, prowadzonych przez niekonsekwentnych przewodników – populistów dbających o własny interes, zniechęcenie ludzi do jakiejkolwiek inicjatywy, demonstracji w przypadku odmiennych poglądów.
„Procesja przetoczyła się Krakowskim Przedmieściem, gdzie ksiądz prymas obwieścił, że ulica nie jest dobrym miejscem dla demonstrowania swoich poglądów”.
Niechęć do dyskursu, narzucanie zdania i tworzenie klasy bogatych, u których przepływ pieniędzy jest tak duży, że nie są w stanie zapanować nad jej ilością, a do tego powstawanie klasy ludzi coraz biedniejszych, odciętych od pomocy, możliwości wpływu na cokolwiek: „Jest to oczywiste redukowanie roli państwa do poziomu piaskownicy. Czy to możliwe? Nie wiem. Ale tak się dzieje. Kraj niebezpiecznych idiotów i biednych ludzi, którym można wmówić każdą bzdurę”.
Henryk Waniek skleja rozdziały komentarzami do aktualnych wydarzeń. Co jakiś czas przenosi nas w świat prowincji, gdzie Buraczek – główny dystrybutor filmów w Polsce – ma swoją siedzibę. Czas jest niezwykły, bo oto nadeszła wielka zima. Można powiedzieć, że zaspy tysiąclecia, które przykryły wszystko, łącznie z domami. W tym dziwnym otoczeniu, w którym ludzie żyją w czymś na wzór baniek w domach szybko powstają niezliczone labirynty. Ludzka zaradność jest zaskakująca i mimo, że wydaje nam się, że do planowanego spotkania biznesowego nie dojdzie, jednak dochodzi. Po drodze mamy urywki dziwnych zdarzeń, znalezione zwłoki tracące części ciała, opieszałość policji, robienie interesów „za plecami”. Wszystko osadzone w polskim, prowincjonalnym bagienku, w którym wierność to przeżytek, a wszystko działa zgodnie z zasadą, że lepszy mierny, ale wierny współpracownik niż zdolny i z ambicjami.
W zbiorze wspomnień Henryka Wańka znajdziemy jakby dwupłaszczyznowe spojrzenie: jedno z perspektywy anonimowego narratora, a drugie z punktu widzenia twórcy, który nie nadąża za zmianami, grupami interesów i przez to nieobciążony przez relacje w środowisku może sobie pozwolić na twórczą swobodę. I ta swoboda jest właśnie w „Notatniku i modlitewniku drogowym II”. Spotkamy tu przyjaciół i znajomych pisarza, osoby znane z polityki. Wszyscy umieszczeni w wyciętym z kontekstu kadrze i poddani publicznemu oglądowi, osądowi, wykpieniu wad. Do tego spotkamy tu postacie będące uosobieniem znanych osobowości, a przywoływane są do nakreślenia ważnych problemów.
„Składamy się z samych takich obrazków. To znaczy, nasza dusza się składa. Pamięć. Czy coś tam jeszcze jest poza nimi? Jak organizm z komórek, a one ze związków chemicznych i tak dalej, umysł zbudowany jest z tych zobaczonych drobinek. Spożywamy je tak, jak – nie myśląc o tym wcale – oddychamy, pijemy wodę, przełykamy chleb. Nasza dusza oddycha obrazkami i obrazami. Buduje z nich siebie, to znaczy nas, którzy cali jesteśmy z naszego obrazka powszedniego”.
„Notatnik…” to pewnego rodzaju zlepek obrazów, tych pojedynczych chwil, drobinek, które pozostały w pamięci. Przeszłość nie istnieje poza tym, co zapamiętaliśmy, a to jest dziurawe, poszatkowane, nieciągłe, chociaż składające się na nasz los. W takie wycinki swojego życiorysu zabiera nas też autor. Wchodzimy w świat dzieciństwa w czasie wojny, heroizmu i jednocześnie dziwnej nieświadomości ludzi prących do przodu. Z perspektywy lat i samym bohaterom ich wyczyny mogą wydawać się zadziwiające.
Kiedy zestawimy trudy życia przeciętnego Polaka, jego rozczarowanie z życiem klas uprzywilejowanych, interesów i interesików otrzymujemy ciekawy kontrast pozwalający uwypuklić cechy ludzkie. Stajemy się świadkami przetrwania nawyków mimo przemian ustrojowych, bylejakości krajobrazów miejskich, obarczanie obywateli za błędy polityków, złe przyjaźnie rządzących, paradoksy w prawie, obłudę grup interesu.
Tytuł książki sugeruje, że znajdziemy w nim również modlitwy. Tych jednak jest nie wiele i z tym gatunkiem literackim niewiele mają wspólnego. Bardziej przypominają poezję wydobywającą sens rzeczy tak jak w „Modlitwie do Powietrza, Ognia, Wody i Ziemi”: „Wiej!/ Płoń! / Płyń! / Trwaj!”. Utwory te sprawiają wrażenie próby oswojenia świata, pokazania mu, że powinien o siebie zadbać, bo ludzie są na to za słabi:
„Nie rośnij tak szybko
Zwolnij, odpocznij, pomyśl
Daj złapać oddech biedaczkom
Wypatrującym twego początku.
Nie spiesz się do swojego końca.
Amen” („Modlitwa do kosmosu”).
Obok wierszy nie zabraknie też refleksji, a raczej ironii, czy bardziej autoironii na temat tworzenia poezji. Waniek pisze: „Początkowo miało być tych wierszy tylko 100. Ale gdy przyszło do pisania to zatrzymałem się dopiero przy pięćsetnym, a dokładnie przy pięćset czterdziestym drugim – i poszedłem zrobić sobie herbatę. Widząc więc, że nie święci lepią garnki, dopisałem resztę (...) Mogę na przykład przygotować zbiór 12 000 wierszy, bo wydaje mi się, że sens poezji rozumiem dobrze”.
Pisarz, poeta, malarz tworzy w „Notatniku…” świat z dużym poczuciem humoru, ironią. Jego spojrzenie jest szydercze, uwypuklające absurdy i słabości prawdziwych i fikcyjnych bohaterów. A może samych prawdziwych tylko skrytych pod maskami pseudonimów? Za każdym razem uwidacznia mniej lub bardziej widoczny nonsens. Choćby wcześniej wspomniany przedstawiciel Kościoła demonstrujący na ulicach poglądy, ale strofujący, że ulica nie jest od tego. Innym przykładem jest naśmiewanie się z częstych wizyt prezydenta w USA i w Watykanie: „(…) jeśli sprawy włoskie będą się dalej toczyć w tym kierunku, trzeba będzie Watykan przenieść do Polski. Jesteśmy za tym jak najbardziej. Watykan można umieścić we Włochach, czyli w jednaj z najzacniejszych dzielnic Warszawy”. Pojawia się też drwina z nadmiernej religijności, za dużego przywiązania do instytucji religijnych, kiedy zauważa, że w Słowacji jest sporo wierzących burmistrz Żylina zaznacza „chociaż nie tyle co w Polsce. Bo u was to jest ich 150%”.
„Notatnik i modlitewnik drogowy II” to intelektualna zabawa z czytelnikiem na skojarzenia. Ile czytelnik z tych aluzji zrozumie, czy uda mu się rozpoznać kto kryje się pod określonymi opisami zależy od świadomości, znajomości win i wad: „Gdy profesor minister Dupek już był profesorem (a przynajmniej tak się do niego zwracano), ale jeszcze nie ministrem, zdarzyło mu się napisać pół książki, z czego dwie trzecie pożarły myszy”.
Pozornie niepołączone ze sobą teksty Wańka są mocno osadzone w konkretnych czasach, zabierają nas w świat podejmowanych wówczas decyzji, prowadzonej polityki, rosnących majątków. Wyłaniają się z nich nie tylko emocje autora, ale i poglądy polityczne, w których dużo dystansu do różnorodnych świętości i autorytetów: „Polacy kochają relikwie. Fałszywe, prawdziwe- obojętnie”. Ironii towarzyszy wątpienie i pokazywanie słabości oraz tworzenia pseudoautorytetów.
„W Polsce powoływanie się na przykłady europejskie ma charakter epidemiczny. Ci, których tutaj nazywa się politykami, robią to z czystej ignorancji albo jeszcze czystszego wyrachowania. Jest to oczywiste redukowanie roli państwa do poziomu piaskownicy. Czy to możliwe? Nie wiem. Ale tak się dzieje. Kraj niebezpiecznych idiotów i biednych ludzi, którym można wmówić każdą bzdurę”.
Można wręcz stwierdzić, że poszczególne notki, notatki mogłyby być wpisami na portalach społecznościowych. Skopiowane, wrzucone do jednej książki, zespolone nadrzędną ideą, którą odbiorca musi sam odnaleźć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz