Żywienie w przypadku dzieci z autyzmem to temat rzeka. Jedne mają fazę na frytki i nic poza tym nie jedzą, inne nigdy nie jadły normalnego
obiadu, bo czują wstręt do wszystkiego, co nie jest kanapką, jeszcze inne żywią
się Kinder niespodziankami, inne mlecznymi bułkami, a niektóre mają jeszcze
inne podejście do jedzenia. Każde dziecko jest inne i ma inne preferencje.
Zwykle żywienie to pewnego rodzaju dramat dla opiekunów, którzy muszą uznać, że
banan lub popcorn można zaliczyć za posiłek. Na początku oczywiście wszyscy
rodzice starają się żywić swoje pociechy zdrowo. Z czasem odpuszczają sobie i
to nie z lenistwa. Po prostu widzą, że ich pociecha mogłaby się zwyczajnie
zagłodzić. W przypadku dzieci z autyzmem nie ma tak, że „jak zgłodnieje to zje”.
To tak nie działa. Może zwymiotować jeśli dostanie coś, czego nie lubi, a na
pewno nie zje. I tu zaczyna się dramat opiekuńczy w przypadku osoby słabokomunikującej
się, która nie jest pewna, co chciałaby zjeść, więc kupujesz i gotujesz różne
rzeczy, bo może coś akurat się wpasuje, a później wcinasz wszystko sama, bo
wszystko było jedzone po gryzie. Przy córce wyżywiam się z mężem, a jeszcze psu
i kotom coś skapnie. Do tego nie ma przepisu na posiłek idealny, bo u nas bywają
fazy. Czasami trwają tydzień, czasami miesiąc, a czasami tylko dzień. Przedwczoraj
wciągnęła 100 g kaszy gryczanej z sosem i mięsem oraz bulkę z cynamonem. Wczoraj
chciała to samo, ale nie było bułki z cynamonem, więc i kaszy nie zjadła tylko
było wymyślanie: serniczek, jabłecznik, kanapka z pasztetem, banan, jabłko,
gruszka, truskawki, pizza, ziemniaki, kotlet. Wszystko tylko po gryzie. Reszta
dla nas, żebyśmy nie zemdleli z wrażenia. Dziś żywienie się pizzerkami. Tylko z
marketu z insektem w logo. Pizzerki pomogły zjeść truskawki i pomidory. A co
będzie jutro? To się okaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz