niedziela, 21 listopada 2021

Teresa Monika Rudzka "Czekoladowa dynastia. Czas Karola"


„Wszyscy pragniemy zaznać szczęścia, nawet za cenę późniejszej goryczy”.
Jedni upadają, aby inni mogli szybować ponad przeciętnością, bo w przyrodzie musi być równowaga – takie słowa można by dopisać jako uzupełnienie myśli Karola Wedla przekonującego: „Każdy zysk niesie ze sobą stratę, a każda strata przynosi zysk. Musi być jakaś równowaga w przyrodzie”. „Czekoladowa dynastia. Czas Karola” to opowieść o powodzeniach i klęskach, ostrożności, pracowitości, zbieraniu kapitału i doświadczenia. Wiek XIX to czas powstawania rodzinnych firm i budowania marki. Czas rozmachu, pracowitości, zmiany podejścia do wielu kwestii, przełamywania schematów, pokazywaniu, że ciężką pracą można zdziałać wiele, a pozycja społeczna wcale nie musi zależeć od urodzenia tylko od tego, ile my wypracujemy. Idea zaangażowania w to, co się robi, solidności dobrze wpisywała się w protestanckie podejście „Pracuj i módl się”, którym rodzina Wedlów kierowała się i właśnie w zaangażowaniu w uczciwe bogacenie się, bycie solidną firmą przyjazną klientom i pracownikom oraz ciągle rozwijającą się widziała swój patriotyzm:
„-Pan jesteś szanowanym obywatelem naszego miasta i Polakiem z wyboru, zatem musisz być patriotą (…).
-Naturalnie, a w moim pojęciu patriotyzm wyrażam usilną pracą u podstaw. Oczywiście dla mojej rodziny, lecz w końcowym rachunku dla dobra ogółu. Miasto się bogaci, ponieważ jego mieszańcy żyją zgodnie i dostatnio. Cegiełka po cegiełce i tak powstaje dom (…)”.
Teresa Monika Rudzka zabiera nas w świat znany z dzieł pisarzy z połowy XIX wieku. W tym spojrzeniu Warszawa na początku jest brzydką prowincją. Jednak z czasem rozkwita. I to nie dzięki szlachcie tylko mieszczanom nie bojącym się śmiałych wizji, wyznaczania ambitnych celów. Do takich aktywnych założycieli należał też Karol Wedel z żoną Karoliną i służbą. Jako dobry pracodawca wychował solidnych pracowników, którzy nauczyli się walczyć o swoje i dbać o firmę oraz wspierać ją w czasie niepowodzeń. Zdajemy sobie sprawę, że osiągnięcie dużego sukcesu wymaga zaangażowania i działania w grupie. Rodzice Emila pięknie się uzupełniali. Razem łamali konwenanse, mierzyli wysoko, pracowali.
Nim zawędrujemy do prowincjonalnego miasta znajdującego się pod zaborem rosyjskim poznamy Joankę Miller, której matka pochodzi z Pleszewa (więc strony znane mi) i zamieszkująca w Ihlenfeldzie, gdzie poznaje Frau Christine odsyłającą nastoletnią służącą do Berlina do syna. I w ten sposób los Joanny już na zawsze będzie związany z rodziną Wedlów. Ich przeprowadzka do Warszawy to pretekst do pokazania miasta, zmian zachodzących w nim, przyjrzenia się znanym twórcom, słynnym właścicielom magazynów oraz subiektom. Wśród wielu osobistości znajdziemy ludzi znanych w środowisku literackim (Henryk Sienkiewicz i Aleksander Głowacki), ale też pojawią się bohaterzy książek. Pisarka pięknie żongluje obrazami z kart ówczesnych powieści. Sama „Dynastia czekoladowa. Czas Karola” w pewien sposób sprawia wrażenie czci oddanej „Lalce”. Każdy z członków rodziny ma okazję otrzeć się o postaci znane z kart tej powieści. Jednych cenią, a innymi są zniesmaczeni.
Teresa Monika Rudzka zabiera nas do Warszawy i uzmysławia jak wiele zmian w niej zachodziło, jak bardzo ludzie angażowali się w sprawy społeczne. Widzimy bogactwo, ale i skromność z pracowitością, stajemy się świadkami zadzierania nosa klasy, która coraz mniej się liczyła i przez swój kult lenistwa popadała w coraz większą biedę. Miasto należy do takich przedsiębiorczych ludzi jak Wedlowie, Mincle i Gerlachowie. Łęccy i im podobni to echo przeszłości, która odchodzi i jest coraz mniej mile widziane, bo są synonimem tego, co doprowadziło kraj do upadku: leni, którzy mają się za lepszych i ciągle „żyli urojeniami, wyimaginowaną wizją własnej wyższości”. Stajemy się też świadkami trudnego losu kobiet zależnych od pozycji mężów. Powoli i one biorą los we własne ręce i mogą śmiało powiedzieć: „Każdy ma własną drogę życia; moją na pewno nie są wyłącznie prace domowe”.
Opowieść o rodzinie Wedlów to bardzo prawdopodobne losy, niesamowicie realistyczna i nostalgiczna historia pouczająca, że systematycznością można wiele zdziałać. Dzięki bohaterom widzimy skrawek historii drugiej połowy XIX wieku. Pisarka z wprawą przypomina konwenanse, zależności społeczne i uświadamia, że normy normami, ale czasami trzeba je naginać tak jak to robili Wedlowie, bo szczęście jest bardzo ważne. Śledząc losy twórcy pijalni czekolady uświadomimy sobie, że rodzinne interesy nie powstały z dnia na dzień. Wielkie fortuny budowane były latami i przez kolejne pokolenia dążące do udoskonalania, wprowadzające liczne zmiany. Wszystko w myśl: „Świat się zmienia, czy nam się podoba czy nie. Zatem musimy dotrzymać mu kroku”.
Poza losami bohaterów, sytuacją społeczną poznajemy też sposób myślenia osób mających wizję rozwijania własnej działalności. Obserwujemy ich wzloty i upadki, widzimy zaangażowanie, ostrożność, niepewność, ale też z drugiej strony wielkie inwestycje, przeznaczanie dochodów na rozwój, a nie życie ponad stan. Młoda Eli Wedel w zderzeniu z Izabellą Łęcką wypada bardzo korzystnie: jest rozsądna, skromna, dobrze wykształcona i stała w uczuciach, marząca o własnej rodzinie. Bohaterzy nie są tu pomnikowi tylko ludźmi z krwi i kości, a to sprawia, że czasami podążają złymi drogami: „Mój starszy brat jest naprawdę rozsądny, tylko najpierw musi popełnić… No, wie mama… te szaleństwa młodości”.

Kilka cytatów z książki:
„Mężczyźni bywali czasem tacy śmieszni, tak ciułali każdy grosz, choć niby zdawali sobie sprawę, że na tamten świat nic nie zabiorą”.
„Życie w ogóle nie jest sprawiedliwe, choć w dużej mierze od nas zależy, jak je sobie urządzimy”.
„Energia z czasem się wyczerpuje i nawet największy bojownik musi w końcu odpocząć, mieć dach nad głową, założyć rodzinę, zapewnić jej utrzymanie, bo takie jest życie”.
„Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają, zamiast tracić czas nadaremno lub gnuśnieć w bezczynności”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz