wtorek, 22 marca 2022

#NaPomocUkrainie a "przydasie"

#napomocUkrainie
Od miesiąca jesteśmy krajem uczącym się nowych rzeczy. Chcemy się dzielić, ale różnie to nam wychodzi. I to nie wcale nasza wina, że na zbiórki czasami trafia chłam, bo jesteśmy krajem z postkomunistyczną mentalnością. Dopiero młodsze ode mnie pokolenia potrafią skutecznie opróżniać szafy. Jeśli popatrzymy liczbowo na osoby w różnym wieku i tych starszych ode mnie jest dużo więcej niż młodszych to jesteśmy narodem z pełnymi szafami „przydasiów”, bo przez cały komunizm oraz pełne braków lata 90 tandety z chińsko-ruskich straganów doświadczyliśmy tyle bylejakości, że nie potrafimy żyć tak konsumpcyjnie jak „zachód”, który uchodźcom w kwestii ubrań potrafi pomóc lepiej, podarować nowsze, bardziej modne, czystsze.
Powoli uczymy się, że przecież wszystko dostępne jest w sklepach, ale nie jest to łatwe, bo prekariujące społeczeństwo od czasu do czasu poddawane jest tresurze kolejnych niedoborów w czasach, kiedy sklepowe półki uginają się od towarów, a sklepowe kontenery zapełniają się rzeczami, które mogły trafić do potrzebujących, ale polityka wyzysku korporacji na to nie pozwala. Z tego powodu nadal kultywujemy zwyczaj trzymania w szafach i garażach różnych rzeczy „na wszelki wypadek”, bo nigdy nie wiadomo, kiedy któryś „przydaś” się przyda. A że z czasem robi się z tego stos śmieci to już inny problem.
Jakby tych doświadczeń było mało to lata komunizmu i tej bylejakości z lat 90-tych XX wieku, panującego wówczas syfu i smrodu wynikającego z braku środków czystości (nawet papier toaletowy był deficytowy, a publiczne toalety było czuć w promieniu 50 m) sprawiło, że nauczono nas pielęgnowania brudu i innego podejścia do higieny. I to przekłada się na to, czym jesteśmy w stanie się dzielić: brudne, podarte gacie, które nosiły babki i dziadkowie.
Myślicie, że obdarowani zmyślają? Ja to doskonale znam z własnego doświadczenia, bo nieraz zostałam obdarowana takim przydasiem, z którym nie bardzo wiadomo było, co zrobić, bo dziura na dziurze poganiana dziurą i dwa rozmiary za małe i po ich dzieciach, które już nie tylko mają własne dzieci, ale i wnuki... I doskonale rozumiem to zniechęcenie i zniesmaczenie wolontariuszy oraz samych obdarowanych, bo nie wiadomo, co z takim darem zrobić. Im łatwiej tym pisać i mówić, bo nie znają obdarowanych. Ja po prostu wolałam przemilczeć. Ale niestety jest tak, że osoby potrzebujące zawsze uznaje się za te gorsze od osób obdarowujących. Jako naród biedny możemy dać tylko biedę, bo jeśli swoimi przydasiami dzieli się osoba, która z powodu braków finansowych gromadzi przydasie na wszelki wypadek to niestety mamy ubrania pamiętające nasze babcie, ale przechowane na strychach i w piwnicach, czy innych garażach, gdzie mogły zawilgotnieć, okurzyć się, zostać nadgryzione przez mole, rozłażące się, poplamione i są dawane jako to, czego darczyńcy nie wyrzucilibyśmy, bo to część ich historii, spadku po bliskich. To rzeczy, w które zainwestowały nasze babki i matki i są oddane z powodu odruchu serca. Nie ma się, co na nich obrażać. Nie ma, co wyśmiewać, że robią porządki, bo oni nie traktują tego w kategorii sprzątania domu tylko darowania tego, co wydaje im się przydatne skoro jest przydasiem. Gdyby o samo sprzątanie domu chodziło to takie zbiórki ubrań mamy każdego miesiąca. Do tego w każdej miejscowości są kontenery na odzież. A przecież do tej pory te rzeczy tam nie trafiły właśnie przez poczucie, że mogą być potrzebne. I to właśnie one są największym problemem młodszych (wolnych od nawyku gromadzenia, nie dość wdrożonych w niego przez rodziców), którzy dziedziczą mieszkania pełne takich skarbów po dziadkach i pradziadkach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz