sobota, 16 lipca 2022

Szkoła przetrwania: szpital


Pamiętajcie, że jeśli jakiś człowiek prosi Was w miejscu publicznym o wyciszenie urządzeń to tylko po to, aby oszczędzić Wam słuchania krzyków z przestymulowania.

Do szpitala trafiłyśmy w sobotę i jeśli coś mogło pójść nie tak to oczywiście musiało nam się to przytrafić. Powiedziano nam, że mamy się zgłosić na planowe przyjęcia. Poszłyśmy. Tam odesłano nas do 130, które okazało się pracownią RTG, z RTG pan wysłał nas na oddział, z oddziału na SOR, ze SOR-u do recepcji. I to nie wcale dlatego, że wszystkie te miejsca musiałyśmy odwiedzić. Absolutnie nie. Podchodziłam z dokumentem, mówiłam z czym przyszłam, czytali i odsyłali, bo nie wiedzieli gdzie. Ola oczywiście zmęczona i marudząco krzycząca, bo tłum, kolejki i łażenie po molochu.
Dostałyśmy się na oddział, dostałyśmy łóżko i wydawałoby się, że będzie z górki, ale kto może przypuszczać, że największą zmorą pobytu może być nie to, że badanie będzie po 5 dniach leżenia, ale to z kim leży się w sali. TV, tablet z dźwiękiem na maxa i rozmowy głośnomówiące (już wiem, o czym rozmawiają ludzie po 6-10 h dziennie przez telefon). Ola przez kilka dni darła mi się i obijała. Przenieść do innej sali się nie dało, bo wszystko zajęte. Matka z córką nie wyłączą, żadnego urządzenia, bo "przecież jak twoje dziecko drze się to dobrze, a moje tylko ogląda i rozmawia". I nie szło przetłumaczyć, że drze się od tych dźwięków. Na szczęście po 5 dniach wyjechały i Ola na spokojnie mogła mieć zrobione badania. Chyba żyję, ale Ola w siniakach jak ofiara przemocy domowej po tym obijaniu się z powodu nadmiaru dźwięków.
Na szczęście nie wszystkie matki i dzieciaki takie były. Gdyby były to nie miałybyśmy szans na badania, bo Ola byłaby tak nakręcona bodźcami.
Były też momenty dobre, czyli klejenie, spacerki (Ola codziennie podkradała krasnalowi kamyki, ja je konfiskowałam do torebki i oddawałam krasnalowi na kolejnym spacerze) , miłe pielęgniarki i przemili lekarze, którzy niestety muszą pracować w bałaganie, który serwuje im dyrekcja szpitala, bo pacjent musi swoje odleżeć, żeby badania były zrobione.
Dziś odbieramy wyniki i w recepcji starsza pani chciała się zapisać do specjalisty na już. Pani w recepcji tłumaczy, że najszybszy termin w grudniu.
-Ale jak to? Przecież lekarz powiedział, że mam się przebadać i z wynikami zgłosić do niego.
-To się pani przebada, ale w grudniu.
Wiecie, czego jej zazdrościłam? Miała koło 60 lat i nie orientowała się, że półroczne czekanie to norma. Serio, przyjemnie żyć w takiej nieświadomości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz