piątek, 26 sierpnia 2022

Oszukiwanie

Lubię się oszukiwać. Ze złudzeniami żyje się łatwiej, ma większą empatię i sympatię do ludzi, ale niestety później są zderzenia z rzeczywistością i później człowiek czuje się, jakby dostał kowadłem w głowę.
Ostatnio tych uderzeń sporo, bo zamiast czytać książki rozmawiam z ludźmi, zerkam, co tam w internetach słychać. I tym sposobem trafiłam na stronę, na której ktoś żalił się na krzyczące w pociągu dziecko. Współczuję rodzicom, bo u nas większość podróży to jeden wielki krzyk. Chyba, że Oli uda się zasnąć i ma jakiś super humor to nie, ale ogólnie podróże (zwłaszcza do specjalistów) nie są fajne. Ten plus, że jeździmy samochodem (zresztą dojazd dokądkolwiek z Góry bez samochodu niemożliwy) i nie musimy dodatkowo znosić komentarzy współpasażerów. Ale nie każdy ten samochód ma, a władza zadbała, żeby specjalistów na miejscu nie było („Wyjeżdżajcie” było naprawdę bardzo przekonujące i się nie dziwię młodym lekarzom, że wzięli sobie to do serca). No i później jest opisany w internecie, że ma rozwydrzone, niewychowane dziecko i jeszcze ludzie kłamią, że matki niepełnosprawnych dzieci radzą sobie i te dzieci nie krzyczą. Nie wszystkie niepełnosprawności są takie same. Nasza jest taka, że jednak dziecko krzyczy, a ja sobie w podróży nie radzę. Zresztą nie tylko ja. Opiekunki busów, nauczycielki przedszkolne i szkolne, terapeuci, a nawet lekarze nie radzą sobie. Baa, kilka razy słyszałam od świetnych pedagożek, że czują się wtedy bezradne. Niedoświadczone są wystraszone, jakby zaraz miały być rozstrzelane. To nie są łatwe sytuacje i ja to wiem. Zasadnicza różnica między mną, a nimi: one mają takie sytuacje na jeden dzień, ja na całe życie… Oszukuję się, że już tak długo oswajam ludzi z niepełnosprawnością, wychodzę z Olą na spacery, że ludzie powinni wiedzieć, że dzieci są różne, czasami krzyczą, rozkładają na chodniku, obijają o ściany, uciekają i trzeba wspomóc się psem, który dziecko zatrzyma. I co? Czytam później komentarz babki z mojego miasta, że krzyczące dzieci to wina nieudolnych matek. Brawo za ocenę bez zaglądania w kartę pacjenta. Znajoma lekarka zwróciła uwagę, że jest pełno chorób starczych, przez które ludzie krzyczą, ale nikt się ich nie czepia, bo są zamykani w domu. Zero refleksji. Matki krzyczących dzieci są nieudolne i koniec kropka.
Myślicie sobie, że krzyk zmęczonego/ przestymulowanego/ smutnego dziecka to jednak podstawa do hejtowania? Nie. Ludzie znajdą sobie różne tematy do tego, żeby kogoś obgadać, negatywnie ocenić. I tak też miałam jakiś czas temu. Rozmawiając o różnych rzeczach, które dzieją się w mojej okolicy pochwaliłam pewnego mężczyznę za aktywizm i zaangażowanie, nieszablonowość i werwę.
-Pani, to żydek jest - powiedział rozmówca.
-W Górze są żydzi? - pytam zdziwiona i nieco skonsternowana, bo co ocena aktywności ma do wyznania.
-Nie, on do kościoła nie chodzi - wyjaśnił rozmówca.
-Ale to nie znaczy, że wyznaje judaizm - tłumaczę.
-A co tam pani wie.
No w sumie, co tam wiem.
Inna rzecz: oszukiwałam się od lutego, że mamy bardzo empatycznych mieszkańców (jest tych empatycznych naprawdę dużo i to jest wspaniałe, bo naprawdę bardzo pięknie zaangażowali się w pomoc uchodźcom) i to mnie wzruszyło. Bardzo. Ale ostatnio w lokalnych mediach pojawił się fejkowy łańcuszek o złej i roszczeniowej Ukraince. Tyle błota i nienawiści, ile tam przeczytałam nie czytałam dawno... Ale lektura tych komentarzy wiele rzeczy mi rozjaśniła: każdy inny jest roszczeniowy i do odstrzału, bo jak śmie nie wpisywać się w lokalne standardy. Kolejna rzecz: źli ludzie są w takich przypadkach bardziej aktywni niż dobrzy. Dobrzy pomagają, źli tworzą kolejne hejterskie bajki nakręcające chęć przywalenia tym obcym. Najbardziej przykre jest to, że to są osoby, które znam, widuję, które z uśmiechem na twarzy mówią "dzień dobry", a bez wahania wbiłyby nóż bohaterom facebookowych łańcuszków tworzonych przez ruskich trolli.
Wy też lubicie się oszukiwać? Jak wygląda zetknięcie z rzeczywistością?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz